Tytuł stawia pytanie.

I wbrew pozorom nie jest to pytanie o różnice pomiędzy gatunkami takimi jak space-opera (Weber, David), fantasy z dużą dawką humoru (Pratchett, sir Terry), a klasykiem straconego pokolenia (Hemingway, Ernest).
Odpowiedzią na to pytanie jest jedno słowo. Kot.
Ci trzej Panowie są/byli entuzjastami kotów. Ja też się zaliczam do tego grona (psy też kocham, więc proszę nie hejtować), więc motyw kota w literaturze jest mi bliski.
Kto nie zna kota z Cheshire?
Sprytna i cwana bestia z niego. Posiadacz nadmiernie szerokiego uśmiechu, który znika jako ostatni. Pomimo nieprawdopodobnej scenerii w Krainie Czarów, kot jest oddany całkiem realistycznie. No dobra, tak realistycznie, jak mógłby wyglądać po grzybkach albo innym halucynogennym świństwie. Ale do rzeczy: jest sprytny, pojawia się znienacka i niepostrzeżenie się ulatnia. Gdyby nie to, że mówi i się uśmiecha, to jest to kot dachowy wypisz wymaluj: sprytny, pojawia się gdy liczy na coś (np. do jedzenia), a znika niepostrzeżenie (np. gdy coś zbroi).
W kategorii hołd dla kota w literaturze współczesnej króluje póki co David Weber.
Po pierwsze, stworzył gatunek zwany treecat'ami na potrzeby universum Honor Harrington. Z czasem, wraz z upływem lat (i powieści, w ilości kilkunastu) dowiadujemy się, że te niepozorne i przypominające ziemskie koty zwierzęta są inteligentne, mają złożone społeczeństwo i umiejętności których ludzie mogą im tylko pozazdrościć. Na poziomie etycznym stoją pewnie nawet wyżej niż ludzie. Może nie są to chodzące na sześciu łapach ideały, ale są najbliżej ideału jak to możliwe bez wywoływania u czytelnika odruchu wymiotnego z przesłodzenia. Myślę, że zalążek pomysłu na treecat'y kiełkował u Webera od jakiegoś czasu. Wcześniej był współautorem powieści pt. Krucjata, opartej na grze Starfire (powieść ta dała początek cyklowi o tym samym tytule). Jedną z obcych ras w tym universum była kotopodobna rasa, władająca Chanatem Oriona. Do dziś pamiętam, jakie na mnie zrobił wrażenie opis wspólnego posiłku człowieka i jednego z przedstawicieli tego obcego gatunku. Brrr... Mroczna i drapieżna strona kotów pokazana jak na dłoni.
Weberowi nie ustępuje sir Terry Pratchett.
Co prawda nie spotkamy u niego na każdym kroku gadających kotów (choć dzięki magii na Dysku i taki cud można spotkać), ale napisał książkę im poświęconą, Kot w stanie czystym. Czytelnik przede wszystkim uśmieje się z anegdotek z życia pisarza, którymi jest usiana cała książka. Kto ponadto jest szczęśliwym posiadaczem kota (czy raczej, jest posiadany przez kota, bo te zwierzęta inaczej niż my pojmują prawo własności), co jakiś czas wykrzyknie "O! Mój też tak robi!". Kto zaś myśli o przygarnięciu jakiejś mruczącej bezbronnej kupki futra (wyposażonej w pazury, zęby, mięśnie ze stali, sokoli wzrok i słuch nietoperza) znajdzie w tej książce albo mnóstwo argumentów za, albo mnóstwo argumentów przeciw, bo...

... każdy kot ma dwie strony, dziką i udomowioną.

Pratchett opisuje je jednocześnie, Weber każdą z nich "włożył" w inny, pozaziemski gatunek. It's done. Feel free to make fun out of me.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj