Wydawnictwo We Need YA udostępniło fragment swojej premiery z tego tygodnia - powieści fantasy A z popiołów zrodzi się ogień. Jest to początek serii Ember in the Ashes, której autorką jest Sabaa Tahir. Poniżej możecie zapoznać się z opisem książki, a także przeczytać fragment w przekładzie Macieja Studenckiego. Miłej lektury!

A z popiołów zrodzi się ogień - opis książki

Jedna z najpopularniejszych serii dla młodzieży ostatnich lat! Sabaa Tahir to gwiazda literatury YA na całym świecie i powraca na polski rynek w nowym wydaniu! Laia jest niewolnicą. Elias żołnierzem. Żadne z nich nie jest wolne. W Imperium Marsyjskim, jakikolwiek bunt od razu kończy się ze śmiercią. Ci, którzy nie oddają swojej krwi i ciała Cesarzowi, ryzykują egzekucje swoich bliskich i zniszczenie wszystkiego, co dla nich drogie. To właśnie w tym brutalnym świecie, inspirowanym starożytnym Rzymem, Laia mieszka ze swoimi dziadkami i starszym bratem. Rodzina ledwo wiąże koniec z końcem mieszkając na peryferiach państwa. Nie kwestionują woli władców i starają się nie wychylać. Widzieli już, co się dzieje z tymi, którzy to robią. Ale kiedy brat Laii zostaje aresztowany za zdradę, dziewczyna jest zmuszona podjąć działanie. W zamian za pomoc rebeliantów, którzy obiecują ocalić jej brata, zaryzykuje życie, szpiegując dla ich sprawy z wnętrza największej akademii wojskowej Imperium. Tam Laia spotyka Eliasa, najlepszego żołnierza szkoły — i w tajemnicy, najbardziej niechętnego do walki. Elias chce uwolnić się od tyranii, której inni wojownicy nauczają go egzekwować. On i Laia wkrótce zrozumieją, że ich losy są ze sobą splecione i że ich wybory zmienią los wszystkich ludzi w państwie.

A z popiołów zrodzi się ogień - fragment książki

I: Laia

Mój starszy brat wraca do domu o ciemnej godzinie przed świtem, kiedy nawet duchy już śpią. Czuć od niego woń stali, węgla i kuźni. Śmierdzi wrogiem. Przeciska się przez okno, chudy niczym strach na wróble. Jego bose stopy cicho przesuwają się po trzcinowej podściółce. Gorący wiatr od pustyni wpada za nim do wnętrza i szeleści wiotkimi zasłonami. Szkicownik upada mu na podłogę, a on szybkim ruchem stopy wpycha go pod swoją pryczę, tak jakby pozbywał się węża. „Gdzie byłeś, Darinie?” W myślach znajduję odwagę, by zadać mu to pytanie, a Darin ufa mi na tyle, by odpowiedzieć. „Dlaczego wciąż znikasz z domu? Dlaczego, skoro babcia i dziadek cię potrzebują? Sko­ro ja cię potrzebuję?” Od niemal dwóch lat co noc chcę go o to zapytać i ciągle nie zna­lazłam dość odwagi. Z rodzeństwa został mi tylko on. Nie chcę, żeby odciął się ode mnie tak jak od wszystkich innych. Dzisiaj wieczorem jest jednak inaczej: wiem, co zawiera jego szki­cownik. I wiem, co to oznacza. – Powinnaś już dawno spać – szepcze Darin, przerywając moje my­śli. Wyczuwa pułapki niczym kot. Odziedziczył ten talent po naszej mat­ce. Siadam na pryczy, a on zapala lampę. Nie ma sensu udawać, że śpię. – Przecież obowiązuje zakaz wychodzenia na ulicę, a koło nasze­go domu przechodziły już trzy patrole. Martwiłam się. – Potrafię unikać żołnierzy, Laiu. Lata praktyki. – Opiera bro­dę na zagłówku mojej pryczy i uśmiecha się słodkim, krzywym uśmieszkiem naszej mamy. Znam ten uśmiech: dodaje mi nim otuchy zawsze wtedy, gdy budzę się z koszmaru albo kiedy kończy nam się ziarno. Ta mina mówi: „Wszystko będzie dobrze”. Podnosi leżącą na moim posłaniu książkę i odczytuje tytuł: – Nocne zgromadzenie. Brzmi złowieszczo. O czym to jest? – Dopiero zaczęłam czytać. To opowieść o dżinnach… – Milknę. Sprytnie. Bardzo sprytnie. Uwielbia słuchać opowieści i doskonale wie, że ja lubię je snuć. – Zapomnij. Gdzie byłeś? Dziadek miał dzisiaj rano mnóstwo pacjentów. „A ja cię zastąpiłam, bo dziadek sam nie da rady przyjąć tylu osób. Co oznacza, że babcia sama musiała rozlewać do słoików konfiturę dla handlarza i przez to nie zdążyła. Teraz kupiec nam nie zapłaci i tej zimy będziemy głodować. Dlaczego, na niebiosa, nic cię to nie obchodzi?” Mówię to wszystko tylko w myślach. Z twarzy Darina znika uśmiech. – Nie nadaję się do leczenia innych – mówi krótko. – Dziadek o tym wie. Mam ochotę odpuścić, ale wtedy przypominam sobie obwisłe ra­miona dziadka tego ranka. Myślę o szkicowniku.
Źródło: We Need YA
– Dziadek i babcia polegają na tobie. Przynajmniej z nimi poga­daj. Minęły już całe miesiące. Czekam, żeby powiedział mi, że nic nie rozumiem, że mam mu dać spokój. Tymczasem Darin kręci głową, opada na swoją pryczę i zamyka oczy, jakby nie potrafił się zdobyć na odpowiedź. – Widziałam twoje rysunki – wyrzucam z siebie pospiesznie. Darin natychmiast unosi głowę i patrzy na mnie z kamienną twarzą. – Nie szpiegowałam – zastrzegam. – Ze szkicownika wypadła luźna kartka. Znalazłam ją dzisiaj rano, kiedy wymieniałam trzcinę na podłodze na świeżą. – Powiedziałaś babci i dziadkowi? Widzieli to? – Nie, ale… – Laiu, posłuchaj… Do dziesięciu piekieł! Nie mam ochoty tego słuchać! Nie chcę słyszeć jego wymówek. – To, co widziałaś, jest niebezpieczne – tłumaczy. – Nikomu o tym nie mów. Nigdy. Stawką jest nie tylko moje życie, ale także innych… – Pracujesz dla Imperium, Darinie? Dla Marsyjczyków? Milczy. Wydaje mi się, że widzę odpowiedź w jego oczach, i kręci mi się w głowie. Czy mój brat zdradza własny lud? Trzyma stronę Imperium? Zrozumiałabym, gdyby gromadził ziarno, sprzedawał książki czy uczył dzieci czytać. Byłabym dumna, że robi coś, na co ja nigdy bym się nie odważyła. Imperium Marsyjskie napada, więzi i zabija ludzi za takie „zbrodnie”, ale jeśli ktoś pokazuje sześciolatce litery, to nie jest zły, przynajmniej nie w oczach mojego ludu, ludu Uczonych. To, co robi Darin, jest jednak chore. To zdrada. – Imperium zabiło naszych rodziców – szepczę. – I naszą siostrę. Mam ochotę na niego wrzasnąć, ale dławię się słowami. Wojow­nicze Imperium Marsyjskie podbiło krainę Uczonych pięćset lat temu i od tamtej pory jego obywatele przez cały czas prześladują nas i uci­skają. Kiedyś Imperium Uczonych słynęło na całym świecie z najwy­bitniejszych akademii i bibliotek. Teraz większość naszych obywateli nie potrafi odróżnić szkoły od zbrojowni. – Jak mogłeś stanąć po stronie Marsyjczyków? No jak, Darinie? – To nie tak, jak myślisz, Laiu. Wszystko wyjaśnię, ale… Nagle przerywa i podnosi błyskawicznie dłoń, by mnie uciszyć, gdy chcę spytać o obiecane wyjaśnienie. Przechyla głowę ku oknu. Przez cienkie ściany słyszę, jak dziadek chrapie, babcia przewraca się przez sen na drugi bok, a na dworze grucha gołąb. Znane odgłosy, kojarzące się z domem. Darin słyszy jednak coś jeszcze. Krew odpływa mu z twarzy, a w oczach dostrzegam błysk strachu. – To obława – szepcze. – Ale jeżeli pracujesz dla Imperium… – „…dlaczego żołnierze mieliby nas nachodzić?” – Nie pracuję dla nich – oznajmia spokojnie. Spokojniej, niż się czuję. – Ukryj szkicownik. Chcą go znaleźć. To po niego tu przyszli. Wypada przez drzwi, a ja zostaję sama. Moje stopy poruszają się niczym zanurzone w gęstej melasie, a ręce mam jak dwa drewniane kloce. „Pospiesz się, Laiu!” Zwykle Imperium urządza obławy w środku dnia. Żołnierze chcą, żeby matki i dzieci Uczonych patrzyły, żeby ojcowie i bracia widzieli, jak kolejna rodzina trafia w niewolę. Każdy atak podczas dnia wyglą­da strasznie, lecz nocny jest jeszcze gorszy. Marsyjczycy pojawiają się w nocy wtedy, gdy Imperium nie życzy sobie świadków. Zastanawiam się, czy to się dzieje naprawdę, czy to tylko koszmar. „To prawda, Laiu. Ruszaj się”. Wyrzucam szkicownik przez okno prosto w żywopłot. To kiepska kryjówka, ale nie mam czasu. Babcia wchodzi do pokoju, utykając. Jej dłonie, które potrafią tak pewnie mieszać konfiturę w słoikach czy zaplatać mi włosy, trzęsą się teraz niczym łopoczące gorączkowo skrzydła, ponaglając mnie do wyjścia z pokoju. Wyciąga mnie na korytarz. Darin stoi z dziadkiem u tylnych drzwi. Siwe włosy dziadka są zmierzwione jak stóg siana, a ubranie ma całe pomięte, jednak na jego twarzy nie został nawet cień snu. Mamrocze coś do mojego brata, po czym wręcza mu największy z ku­chennych noży babci. Nie wiem, po co zadaje sobie ten trud. Pod uderzeniem marsyjskiego ostrza wykonanego z serryjskiej stali zwykły nóż rozleci się na kawałki. – Ty i Darin wyjdziecie tylnymi drzwiami – mówi babcia, gorącz­kowo wodząc wzrokiem od jednego okna do drugiego. – Jeszcze nie okrążyli domu. „Nie. Nie. Nie”.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj