Tak właśnie prezentuje się życiorys tytułowej bohaterki rewelacyjnego dokumentu "Finding Vivian Maier" w reżyserii Johna Maloofa i Charliego Siskela. Film powtarza formułę wypracowaną przez "Sugar Mana" Bendjelloula, ale inaczej rozkłada akcenty.
Maloof nabył na aukcji pudła ze zdjęciami, które okazały się majstersztykami fotografii obyczajowej. Rozpoczął długotrwałe dochodzenie. Pragnął dowiedzieć się jak najwięcej o tajemniczej kobiecie, która zostawiła po sobie olbrzymią, a wcześniej nieodkrytą spuściznę. Film czerpie siłę z przemyślanej konstrukcji i ciągłej obecności fotografii Maier, robiących wrażenie także wtedy, kiedy pojawiają się na ekranie przez kilka sekund. Bohaterka pracowała jako niania, nie rozstawała się z aparatem i jako dziewczynka mieszkała we Francji.
Maloof i Siskel odkrywają przed widzem kolejne fakty niczym głodni wiedzy detektywi. Budowanie jej biografii z rozmów ze znajomymi i wychowankami prowadzi czasem do wykluczających się wzajemnie relacji, które twórcy zestawiają ze sobą. Powstaje portret niejednoznaczny i daleki od hołdu. Maier była osobą skrytą i nieczułą wobec dzieci, żyjącą we własnym, skomplikowanym świecie. Jej twórczość jest jednak tak niezwykła, że już staje się częścią historii fotografii.
[video-browser playlist="616965" suggest=""]
Drugi film cieszący się w Berlinie zasłużoną renomą to "The Kidnapping of Michel Houellebecq". Reżyser Guillaume Nicloux korzysta z faktu, że współcześni intelektualiści i artyści zyskali status celebrytów. Nicloux namówił do współpracy Michela Houellebecq’a, popularnego francuskiego pisarza znanego z przenikliwych analiz współczesnego społeczeństwa. Razem inscenizują oni porwanie autora "Cząstek elementarnych", którego przetrzymują żądni okupu niewydarzeni przestępcy. Odnoszą się do cherlawego twórcy z szacunkiem i sympatią, czyniąc jego niewolę przyjemnym doświadczeniem.
Film nie ma wiele wspólnego z konwencjonalnym dokumentem, ale na wszystkie możliwe sposoby korzysta z persony pisarza. Od czasu "Być jak John Malkovich" Spike’a Jonze’a nie było w kinie podobnej próby zmieszania fikcyjnego i rzeczywistego wizerunku. Założeniem filmowców było takie przedstawienie Houellebecqa, żeby nawet ci nieznający jego powieści oglądali film z zainteresowaniem. Mamroczący, palący jak smok, mało urodziwy i imponujący autoironią pisarz okazuje się aktorem równie znakomitym co filozof Slavoj Żiżek (znany z pokazywanego w Kazimierzu "Perwersyjnego przewodnika po ideologiach" Sophie Fiennes).
Polski widz będzie miał dodatkową przyjemność z seansu. Wśród bohaterów filmu znajdziemy kilku rodaków, a sam Houellebecq ze zblazowaniem stwierdza, że "Polska to marzenie" i jako taka nie istnieje, będąc od zawsze pod zaborami. Mówi to jednak z takim urokiem, że jest szansa, iż nawet najgorętsi patrioci puściliby mu to płazem.
Relacja przygotowana we współpracy z festiwalem Dwa Brzegi.