Co tu dużo mówić - Biuro, zarówno w swojej brytyjskiej, jak i amerykańskiej wersji, to serial, który zapisał się złotymi zgłoskami w historii telewizji. Ekranowa opowieść o pracownikach Dunder Mifflin Paper Company, by przywołać w tym miejscu wersję z USA, do dziś posiada rzesze fanów na całym świecie. To w tej produkcji pojawił się legendarny Michael Scott, szef firmy, człowiek, który wprowadził świeży powiew w rzeczywistość parkouru. Jak doskonale pamiętamy, portretujący go Steve Carell pożegnał się z obsadą w trakcie 7. sezonu, wracając dopiero w finałowym odcinku.  Choć przez lata trzymano się narracji, że aktor chciał sam odejść z dalszych prac nad serialem, wygląda jednak na to, iż sprawy na tym polu wyglądały zupełnie inaczej. W książce The Office: The Untold Story of the Greatest Sitcom of the 2000s jej autor, Andy Greene, powołując się na słowa pracującej przy produkcji Kim Ferry pisze bowiem:
On wcale nie chciał odchodzić. Powiedział stacji NBC, że zamierza podpisać kontrakt na kolejne kilka lat. Sam tego chciał, chciał też tego jego agent. Z jakiegoś jednak powodu nikt się z nim nie skontaktował. Nie wiem, czy to była patowa sytuacja, ale on na pewno planował zostać w obsadzie. 
W innym fragmencie książki możemy przeczytać, że Carell w wywiadzie dla BBC wspomniał, iż 7. sezon może być jego ostatnim - w ten sposób chciał zdobyć kartę przetargową do dalszych negocjacji z NBC. Odpowiedzialny w serialu za dźwięk Brian Wittle przyznał, że brak reakcji na ten wywiad ze strony włodarzy stacji doprowadził aktora do gniewu; to dlatego było mu łatwiej pożegnać się z obsadą Biura.  Cóż... Po latach wciąż możemy jednak delektować się tym, czego Carell dokonał w serialu wcześniej. A wśród tych dokonań znajdziemy jedną z najlepszych scen w historii telewizji:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj