Blondynka to odważna i bezkompromisowa powieść o Normie Jeane Baker, kobiecie, z której kultura Hollywood zrobiła produkt. Historię narodzin i upadku jednej z najbardziej błyskotliwych karier w Hollywood w fabularyzowanej wersji opisała Joyce Carol Oates. Blondynka została wyróżniona nagrodą Pulitzera, a także była nominowana do National Book Award. Oto opis książki:
W jednym ze swoich najbardziej ambitnych dzieł Joyce Carol Oates odważnie przedstawia wewnętrzne, poetyckie i duchowe życie Normy Jeane Baker – dziecka, kobiety, nieszczęśliwej celebrytki i idealizowanej blondynki, którą świat poznał jako Marilyn Monroe. Jej życie było naznaczone dramatami, smutkiem i żalem. Oraz ogromną tęsknotą za uczuciem. Lgnęła do mężczyzn, szukała miłości na siłę, wchodziła w trudne i niszczące związki. Jej życie dalekie było od bajki rodem ze srebrnego ekranu. Była boginią dla tłumów, a tak naprawdę nieustannie szukała akceptacji, piękna i miłości. Zaskakująco intymnym i bogatym głosem Norma Jeane opowiada własną historię kultowej amerykańskiej artystki – mocno skonfliktowanej i zdeterminowanej – która w pewnej chwili się zagubiła. To poruszający obraz kultury zahipnotyzowanej przez własne mity, a także niepewnej rzeczywistości kruchych żywotów, które kultura ta pochwyciła w swój drapieżny uścisk. Blondynka to monumentalna epopeja, która jest hołdem dla nieuchwytnej magii i zniszczenia, które stały za kulisami powstania wielkiej amerykańskiej gwiazdy XX wieku.
Blondynka ma dzisiaj swoją premierę. Z tej okazji wydawnictwo Marginesy udostępniło fragment powieści Blondynka. Miłej lektury!

BLONDYNKA - FRAGMENT

Ależ Glazer miał minę! Kumple na „Liberty” będą sobie kpili z niego bez końca. To było tak: przerzucał strony numeru „Stars & Stripes” z grudnia 1944 roku, z tą swoją nadąsaną, znudzoną miną, aż odwróciwszy którąś ze stron, wybałuszył oczy, a szczęka dosłownie mu opadła. Cokolwiek to było, wywarło na nim piorunujące wrażenie. Potem odezwał się ochrypłym głosem: „Chryste. To przecież moja żona! – Ode- brano mu czasopismo. Wszyscy wlepili wzrok w młode robotnice broniące kraju na froncie wewnętrznym i na całostronicowe zdjęcie dziewczyny o najsłodszej twarzy, jaką kiedykolwiek widzieli. Na ciemne loki schodzące spiralami na ramiona, śliczne, tęskne oczy i wilgotne usta ułożone w skromny, pełen nadziei uśmiech, na drelichowy kombinezon dość napięty na sporych, młodych piersiach i zachwycających biodrach. Dziewczyna nieporadnie jak dziecko trzymała w obu rękach kanister, jak gdyby chciała pokryć sprayem kamerę. Norma Jeane pracuje dziewięć godzin dziennie w Radio Plane Aircraft w Burbank w stanie Kalifornia. Jest dumna ze swojego udziału w wojennym wysiłku: „Praca nie jest lekka, ale uwielbiam ją!”. Powyżej Norma Jeane przy kadłubie samolotu w lakierni. Po lewej Norma Jeane rozmyśla o mężu, marynarzu floty handlowej, rekrucie Buchananie Glaserze, przebywającym obecnie na wodach południowego Pacyfiku. Dokuczali chłopakowi, kpili: w gazecie napisano Glaser, nie Glazer: skąd pewność, że dziewczyna jest jego żoną? Walczą o czasopismo, wyrywają je sobie z rąk. Wściekły Glazer gotowy jest bić się ze wszystkimi, ma szeroko otwarte oczy... „Skurwysyny! Przestańcie! Dawać mi to! To m o j e!”
Źródło: Marginesy
W marcu 1945 roku na lekcji angielskiego w Van Nuys High School pan Sidney Haring odebrał najnowsze wydanie „Pageanta” grupce chichoczących chłopców i rzucił magazyn niedbale na swoje biurko, nie spojrzawszy na niego nawet przelotnie. Dopiero później tego samego dnia Haring przestudiował czasopismo na osobności. Przerzucał stronice do miejsca, które chłopcy – nie miał co do tego żadnych wątpliwości – na pewno zaznaczyli. Naraz poprawił okulary, aby się lepiej przyjrzeć – Norma Jeane! Rozpoznał ją od razu, pomimo jej prowokacyjnej pozy i mocnego makijażu, głowy przechylonej, ust po- malowanych ciemną szminką i lekko rozchylonych w uśmiechu – jak- by trochę wypiła i rozmarzyła się – oczu przymkniętych w niedorzecznej ekstazie. Miała na sobie coś, co wyglądało na niemal przezroczystą, obszytą koronką koszulkę nocną, która sięgała do połowy uda, buty na wysokim obcasie, a pod dziwnie spiczastymi piersiami trzymała głupawo uśmiechniętą pluszową pandę: Potrzebujesz ciepłej przytulanki na chłodne zimowe noce? Haring zaczął oddychać przez usta. Nie widział wyraźnie, oczy mu wilgotniały. „Norma Jeane. Mój Boże”. Nie mógł się napatrzyć. Poczuł przypływ wstydu. Wiedział, że to jego wina. Mógł ją ocalić. Jak? Powinien chociaż spróbować. Bardziej spróbować. Coś przecież mógł zrobić. Co? Zaprotestować przeciwko tak wczesne- mu małżeństwu? Może dziewczyna była w ciąży. Może musiała wziąć ślub. Sam powinien się z nią ożenić? Był już żonaty. Norma Jeane miała wtedy piętnaście lat, trzeba było zachować dystans. Postąpił najrozsądniej. Zrobił mądrze. Nawet okaleczenie się było rozsądnym posunięciem: uniknął poboru. Miał małe dzieci, żonę. Kochał swoją rodzinę. Utrzymywał ją. A w jego klasach co roku uczyły się dziewczę- ta. Sieroty pozostające pod opieką rodzin zastępczych. Dziewczęta źle traktowane. Dziewczęta o tęsknych oczach. Dziewczęta oczekujące od pana Haringa wskazówek. Akceptacji. Miłości. Nic na to nie możesz poradzić, jeśli jesteś nauczycielem w szkole średniej, mężczyzną, mężczyzną względnie młodym. Wojna sprawiła, że wszystko przeżywało się bardziej intensywnie. Wojna była dzikim erotycznym snem. Jeśli byłeś mężczyzną. Jeśli postrzegano cię jako mężczyznę. Przecież nie mógł pomóc wszystkim. Straciłby pracę. Norma Jeane była przybranym dzieckiem. Taki już był jej podły los. Miała chorą matkę... nie pamiętał dokładnie na co. Ojciec... właśnie, co z ojcem? Nie żył. No i co można poradzić? Nic. To, co uczynił, czyli nic, było wszystkim, co mógł uczynić. Chroń siebie. Nigdy ich nie dotykaj. Nie był dumny ze swego zachowania, lecz nie miał powodu, aby się wstydzić. Niby dlaczego miałby się wstydzić? Więc się nie wstydził. Jednak nie bez poczucia winy zerknął na drzwi do swojej klasy (lekcje się skończyły, ale mogło się zdarzyć, że jakiemuś uczniowi przyszło do głowy zajrzeć przez szybę w drzwiach), wydarł stronę i pozbył się egzemplarza „Pageanta”, wsuwając go do używanej szarej koperty (aby dozorca nie zwrócił uwagi) i wrzucając do kosza. Potrzebujesz ciepłej przytulanki na chłodne zimowe noce? Haring nie zadał sobie trudu złożenia całostronicowego zdjęcia swej dawnej uczennicy, wsunął je tylko do teczki przechowywanej na dnie najniższej szuflady, między kilka kartek z wierszami, które ta dziewczyna napisała specjalnie dla niego. I siła smutku by mnie nie zmogła, Gdybym was kochać mogła. W lutym tego samego roku detektyw Frank Widdoes z wydziału policji w Culver City przeszukiwał brudną jak chlew przyczepę mieszkalną pewnego podejrzanego o morderstwo człowieka, a właściwie podejrzanego w sensacyjnej sprawie gwałtu-morderstwa, gwałtu-okaleczenia-morderstwa, gwałtu-okaleczenia-morderstwa-rozczłonkowania. Widdoes i jego koledzy doskonale wiedzieli, że schwytali właściwego człowieka, sukinsyn był winny jak jasna cholera; teraz potrzebowali tylko namacalnych dowodów łączących go z martwą dziewczyną (przez kilka dni nikt jej nie widział, potem została znaleziona w kilku kawałkach na wysypisku śmieci w Culver City; mieszkała w Hollywood, pracowała jako dublerka Susan Hayward w pewnej wytwórni filmowej, ale ostatnio została zwolniona, w jakiś sposób zetknęła się z tym psycholem i to był jej koniec). Widdoes zatykał nos jedną ręką, drugą zdejmował ze stosu czasopisma z dziewczynkami. Zauważył ją zupełnie przypadkowo, kiedy „Pix” otworzył się na jakiejś stronie: „Jezu Chryste! To ona”. Widdoes zaliczał się do tych legendarnych detektywów, którzy nigdy nie zapominają twarzy ujrzanych choć raz na ekranie kina i którzy nigdy nie zapominają nazwisk. „Norma Jeane... jak jej tam było? Baker”. Dziewczyna miała na sobie obcisły jednoczęściowy kostium kąpielowy, który właściwie niczego nie zakrywał, zarazem jednak pozostawiał dostatecznie wiele miejsca dla wyobraźni, i na nogach, zupełnie bezsensownie, pantofelki na wysokich obcasach. Jedno zdjęcie przedstawiało ją z przodu, na drugim wystąpiła w pozie Betty Grable: dziewczyna zerka nieśmiało przez ramię na widza, trzyma dłonie na biodrach, porozumiewawczo mruży oczy. Kokardki zdobiły strój kąpielowy i włosy – ciemną masę loków w odcieniu szelaku – twarz dziewczyny zaś, jeszcze dziecin- na, zastygła pod makijażem grubym jak skorupa. Na pierwszej foto- grafii Norma Jeane trzymała piłkę plażową i prowokująco wyciągała ją w stronę czytelnika, wykrzywiając twarz w sztucznym uśmiechu, składając usta do pocałunku. Jakie jest najlepsze lekarstwo na zimowe smutki? Nasza Miss Lutego na pewno zna odpowiedź. Widdoes poczuł tępy ból w sercu, jakby je przeszyła – nie ostra kula, ale kartonowa przy- bitka od pocisku. Partner zapytał go, co znalazł, a Widdoes odrzekł gniewnie: – A niby co ja twoim zdaniem mogę tu znaleźć? W sraczu możesz znaleźć tylko gówno. Egzemplarz „Pixa” dyskretnie zrolował i wsunął do kieszeni płaszcza. Niedługo później w swoim biurze na kółkach, z tyłu dymiącej rupieciarni na Reseda, siedział Warren Pirig – papieros szybko palił się w jego ustach – i gapił się na błyszczącą okładkę nowego „Swanka”. A na okładce! „Norma Jeane? Chryste”. Toż to jego dziewczyna. Ta sama, której swego czasu poniechał i której nie dotknął ani razu. Ta sama, którą wciąż wspominał, rzecz jasna czasami. Tylko że od tamtej pory zmieniła się dosyć mocno, stała się dojrzalsza, patrzyła na niego, jakby wiedziała, o co w życiu chodzi. No, no, i jeszcze to lubi. Miała na sobie mokrą, białą bawełnianą koszulkę z napisem uss „Swank”, czerwone pantofelki na wysokich obcasach i nic więcej. Dopasowana, sięgająca ud koszulka. Ciemnoblond włosy zostały zebrane na czubku głowy z wyjątkiem kilku skręconych w spirale pasemek. Człowiek od razu się orientował, że pod koszulką nie ma biustonosza, piersi wyglądały na krągłe i sprężyste. Wy- starczyło się dobrze przyjrzeć koszulce, jak opina biodra i brzuch, aby dojść do wniosku, że majteczek też dziewczyna na sobie nie ma. Krew napłynęła do twarzy Warrena Piriga. Wyprostował się nagle przy zniszczonym starym biurku, mocno uderzając stopami o podłogę. Według ostatnich informacji Elsie, Norma Jeane wyszła za mąż, przeniosła się do Mission Hills, a jej mąż popłynął na wojnę. Nic więcej nie wiedział. Ani Warren nie wypytywał o Normę Jeane, ani Elsie nie przynosiła nowych wieści. A teraz to! Okładka „Swanka” i dwie strony podobnych zdjęć w środku, na których Norma Jeane występowała w tej samej białej koszulce. Pokazując cycki i tyłek jak jakaś dziwka. Warren poczuł ukłucie pożądania i zarazem głęboką odrazę, jakby ugryzł coś zgniłego. „Cholera. To jej wina”. Miał na myśli Elsie. Ona rozbiła ich rodzinę. Zacisnął dłonie pod wpływem chęci, aby zaraz, natychmiast zrobić komuś krzywdę. Mimo wszystko zadbał o to, aby zachować to specjalne wydanie „Swanka” z marca 1945 roku, wsunął je do biurka obok starych ksiąg finansowych. przeł. Mariusz Ferek
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj