Od 26 marca miłośnicy opowieści ze Starego Królestwa cieszyć się mogą nową odsłoną cyklu powieściowego Gartha Nixa. Clariel to jednak nie kontynuacja pierwszej trylogii, a jej prequel, z akcją rozgrywającą się 600 lat przed wydarzeniami opisanymi w Sabriel. Dlatego też po tę książkę sięgnąć mogą także osoby, które wcześniej z prozą Australijczyka się nie zetknęły.
Źródło: Wydawnictwo Literackie
Wszystkich zapraszamy do lektury fragmentu otwierającego nową powieść Nixa:

 Prolog

Stary Marral, rybak, mieszkał w jednej z najbardziej ustronnych części Belisaere, dawnej stolicy Starego Królestwa. Było to dumne miasto o wysokich murach obronnych, które strzegły przed wrogami, i akweduktach z wartko płynącą wodą, zdolnych zatrzymywać Zmarłych. Mężczyzna osiedlił się w zakątku tej wielkiej metropolii, niechronionym ani przez mury, ani przez wodę. Miejsce to, znane wszystkim po prostu jako Wysepka, było skalistą wyspą, położoną tuż za południowo-wschodnią wieżą morską miasta. Połączone było z lądem stałym wyboistą kamienną groblą, zalewaną tylko podczas największych przypływów, i zasiedlali je najubożsi rybacy, którzy stracili swoje łodzie, pili za wiele albo doznali jakichś nieszczęść, co uniemożliwiło im zamieszkanie w bogatszej, wysuniętej bardziej na północ części portu rybackiego. Nikt nie znał przyczyny, dla której Stary Marral przybył na Wysepkę. Żył tam od niepamiętnych czasów, w chacie skleconej z wyrzuconego przez morze drewna i kawałków płótna żeglarskiego. Od kilkunastu innych chałup różniła się ona jedynie wejściem, które zakrywała ciężka zasłona, wykonana z setek zębów rekina przywiązanych do porzuconej sieci rybackiej. Stary Marral żył z tego, co zdołał uzbierać nad brzegiem morza. Każdego ranka spacerował wokół Wysepki, a w czasie odpływu wędrował również po skałach zwróconych ku wschodniej części murów okalających miasto. Wiązało się to ze sporym ryzykiem, ponieważ pływy w morzu Saere następowały szybko i były wysokie. W dawnych czasach, kiedy kamienne zapory nieustannie naprawiano, Marralowi wielokrotnie groziło utonięcie. Teraz gdy spora część muru od strony zewnętrznej uległa erozji, pojawiło się w nim wystarczająco dużo punktów zaczepienia dla dłoni i stóp, by można się było wspiąć i uciec przed pędzącą wodą, nawet gdy plecy obciążał mały worek wypełniony rupieciami, które przyniosły na swoich niebieskozielonych grzbietach morskie fale. Któregoś ranka ów worek skrywał prawdziwy skarb. Początkowo Marral sądził, że to szklany pływak rybacki, który odczepił się od sieci. Poranne słońce igrało na czymś, co unosiło się na wodzie, migocząc zielonkawo. Ale gdy fala przyniosła ów przedmiot na tyle blisko, że można go było schwycić, mężczyzna odkrył, że to kanciasta butelka z grubego zielonego szkła. Była pusta, więc to nie ona wzbudziła zainteresowanie Marrala, lecz korek. Choć zmatowiał z powodu zużycia i długotrwałego zanurzenia w wodzie, rybak poznał, że zrobiono go ze srebra i na dodatek przymocowano do szyjki błyszczącymi drucikami, które wciąż były żółte i ciepłe, wykonano je bowiem ze złota, a ono nigdy nie ciemniało. Na widok cennego przedmiotu mężczyzna miał ochotę zarechotać, ale się powstrzymał. Rechot przystoi bowiem miejskiej ciżbie, tym nielicznym, którzy sądzili, że Marral jest pomniejszym czarodziejem Wolnej Magii, władnym za pomocą czarów ułatwić im życie i uniknąć zobowiązań, które narzucały surowe prawa Magii Kodeksu i ciężka praca. Zasłona z zębów rekina dopełniała wizerunku, lecz była tylko pozorem, pozwalającym rybakowi wyłudzić od czasu do czasu kilka srebrnych denierów od tych, którzy byli na tyle głupi, by wierzyć, że czarodziej Wolnej Magii mógłby się osiedlić tak blisko Belisaere, nawet jeśli jego chata znajdowała się już poza murami miasta i zasięgiem straży. Przyciskając do siebie znaleziony przedmiot, rybak ruszył w stronę domu. Wracał tą samą drogą po mokrych skałach poniżej linii murów, obchodząc górą głębsze rozlewiska kłębiącej się niebezpiecznie wody, która błyskawicznie mogła się rozstąpić i wciągnąć w topiel każdego, kto by do niej wpadł. Kiedy mężczyzna znalazł się z powrotem w chacie, przetarł korek wodą amoniakalną i terpentyną, a potem zaczął przemyśliwać, co począć ze znaleziskiem. Przy ulicy Zimowej działało wprawdzie kilku handlarzy złomem, z którymi Marral regularnie prowadził interesy, ale srebrne cacko to dla nich zbyt cenny towar, pomyślał. Nigdy nie zaoferują godziwej ceny za tak kunsztowną rzecz. Metal pokryty był misternym grawerunkiem złożonym z maleńkich symboli, podobnych do tych, które widział niegdyś w pewnej książce zabranej z kieszeni starego żeglarza. Marral otrzymał za nią dobrą cenę, mimo że książka mocno ucierpiała od wody i pokrywała ją warstewka soli. Po chwili uważnego przyglądania się znakom wyrytym w srebrze mężczyzna odwrócił wzrok. Symbole go irytowały, bo miał wrażenie, że się poruszają. Jakby pulsowały. Bez wątpienia było to działanie oparów roztworu, którym się posłużył do oczyszczenia korka. Marralowi nie nadano przy chrzcie znaku Kodeksu i dlatego nie był z Kodeksem związany. Nie mógł zobaczyć jego prawdziwych znaków, wijących się i krążących wokół grawerunków. Nie był świadomy zaklęcia wiążącego, które sprawiało, że butelka pozostawała zamknięta, i to od niemal dziewięciuset lat. Nie wyczuwał też obecności uwięzionej w naczyniu istoty, ale dziwił się trochę, że szkło nadal było zimne, chociaż butelka dawno została wyjęta z morza. Marral zaczął ją czyścić i po dłuższej chwili doszedł do wniosku, że lepiej będzie po prostu wyjąć korek i zanieść go do złotnika w mieście. Nie było sensu zabierać butelki ze sobą. Przecież widział dziesiątki solidnych kanciastych flaszek takich jak ta i żadna nie była warta więcej niż miedzianego kalmara. Był przekonany, że sam wpadł na ten pomysł. Niezwykle ostrożnie odchylił pierwszy złoty drucik. Kiedy go odwijał, piekący ból przeszywał mu palce. Dolegliwość ta wynikała z wieku, jak sądził, tyle że nigdy dotąd ból nie był aż tak dotkliwy. Mężczyzna pomyślał o gęsim smalcu, który czasami mu pomagał, ale akurat nie miał go w zapasie, a poza tym nieprzyjemne odczucie ustąpiło, gdy zdjął drucik. Kiedy wyciągnął z butelki korek, poczuł mocne ukłucie w piersiach. Ale już wcześniej miewał takie bóle, więc tylko zakaszlał, wiedząc, że za moment dolegliwość minie. I rzeczywiście tak się stało, gdy tylko korek wyskoczył z głośnym pyknięciem, jakby naczynie nie było puste, lecz zawierało lekko musujące wino z Orestery, najlepszego gatunku. Marral trzymał w ręku ciężki korek i zastanawiał się, ile warte jest srebro, z którego został zrobiony. Mógłby zań kupić garniec gęsiego smalcu, baryłkę swojego ulubionego ciemnego piwa i przynajmniej kilka kurczaków, które stanowiłyby miłą odmianę dla diety złożonej głównie z ryb i zbieranych na plaży skorupiaków. Myślał o kurczakach, gdy nagle poczuł, że ktoś wszedł do chaty, choć nie słyszał brzęku zasłony z zębów rekina ani odgłosu kroków na kamiennej posadzce. Ręka Marrala intuicyjnie pomknęła ku zatkniętemu za pas nożowi, lecz straciła cały impet, gdy tylko palce dotknęły wysłużonego kościanego trzonka. Obcy, który pojawił się w tak niezauważalny sposób, a teraz siedział naprzeciwko rybaka na drewnianej skrzynce, wydawał się dziwnie znajomy, ale pamięć z trudem przywoływała tę postać z zamierzchłej przeszłości. — Greten? Ale przecież ty... utonęłaś... prawie trzydzieści lat temu... Młoda kobieta uśmiechnęła się promiennie, jej białe zęby zalśniły w zacienionym wnętrzu chaty. Marral odwzajemnił jej uśmiech i wyciągnął ramiona, by przytulić swą dawno utraconą ukochaną siostrę, mimo że jakaś część jego umysłu wyraźnie sprzeciwiała się temu gestowi — bo nawet jeśli Greten jakimś cudem uniknęła śmierci w morzu, to przecież nie mogła wyglądać tak samo jak przed trzydziestu laty. Gdy się objęli, po policzkach Marrala popłynęły łzy, znacząc ślady na jego pokrytej warstewką soli skórze i wędrując ku kącikom ust. Roześmiał się, szczęśliwy, że zaznał od świata tyle dobra — nie dość, że znalazł cenny srebrny korek, to jeszcze odzyskał zabraną przez morze siostrzyczkę. Śmiech ustał, gdy serce Marrala straciło rytm, a potem po prostu... przestało bić. Rybak jednak tylko przez chwilę czuł strach i zdziwienie, gdy Greten, zacieśniając uścisk, zaczęła wnikać w jego ciało, aż w końcu całkiem się w nim rozpłynęła. Powieki starego człowieka opadły, a on sam osunął się na stołek. Prawie się przewrócił, ale coś w nim drgnęło i pomogło mu utrzymać pion. Serce wznowiło pracę i biło teraz ze zdwojoną energią. Skóra się zaróżowiła, a oczy odzyskały blask. Siwizna znikła, a włosy i kilkudniowy zarost odzyskały swój dawny, ciemnobrązowy kolor. — Czuję się... — wymamrotał Marral. Przerwał, bo jego głos brzmiał dziwnie nawet w jego własnych uszach. Był donośniejszy, a słuch rybaka nagle się wyostrzył. — Czuję się młody! — Trochę młodszy... — rozbrzmiewał jakiś głos w jego głowie. Należał do Greten. — Nie mogę pomóc ci bardziej, bo należy zachować ostrożność. Ale musisz być silny. Marral roześmiał się głębokim śmiechem, z którego przebijała pewność siebie. — Droga Greten! — wykrzyknął. — Obiecuję być silny! Powiedz mi, czego potrzebujesz. Po pierwsze — szepnęła Greten stłumionym głosem, który tylko on mógł usłyszeć — chciałabym się dowiedzieć paru rzeczy. Kto rządzi Królestwem? Ile lat upłynęło od czasu, gdy drugi Dyran zasiadał na tronie? Czy Abhorsenowie nadal oczyszczają ziemię ze Zmarłych i... innych istot?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj