Kiedy mój list przeczytał kolejny steward, niech go Bóg błogosławi, wydał z siebie pisk, w przerażeniu wyrzucił ręce do góry i skierował mnie na sam koniec samolotu, gdzie ponownie byłam ignorowana przez cały lot. Gdyby tylko dysponował odpowiednimi środkami, otoczyłby mnie zapewne drutem kolczastym i wręczył dzwonek, bym co jakiś czas nim potrząsała i obwieszczała gromko: „Nieczysta!”. O ile tylko mógł, poprzesuwał pasażerów na wolne miejsca bliżej przodu samolotu, byle nie siedzieli blisko mnie. W Glasgow pozbawiliśmy czaszki reszty tkanek, obfotografowaliśmy je z każdej strony i wykonaliśmy trójwymiarowe skany. Zdjęcia zrobiliśmy tak, aby możliwie najlepiej odwzorowywały pozy kobiet widocznych na dostarczonych przez włoską policję fotografiach. Obie czaszki należały do kobiet w podobnym wieku, nie mogliśmy więc rozróżnić ich tylko na tej podstawie. Zarówno Biljana, jak i Blaženka miały w chwili zaginięcia około dwudziestu czterech lat. Pierwsza z przebadanych przez nas czaszek nie pasowała pod względem anatomicznym do zdjęcia Biljany, ale zgadzała się ze zdjęciem Blaženki i vice versa. Po cichu już przekonani, że mamy tu dopasowanie, wysłaliśmy wyniki do Werony. Karabinierzy poprosili nas, byśmy z tym poczekali aż do czasu procesu. Kilka tygodni później poinformowali nas, że udało im się zdobyć próbki DNA od rodzin obu kobiet i że wynik badania zgadza się z naszymi ustaleniami. Udało się więc przynajmniej formalnie zidentyfikować szczątki obu kobiet. W tym momencie, technicznie rzecz biorąc, nie było potrzeby, bym występowała przed sądem na sprawie Stevanina, ale oskarżyciel publiczny nie mógł przepuścić okazji, by wnieść do sprawy nieco dramatyzmu, wprowadzając eksperta zza granicy i metodę kryminalistyczną, która z pewnością przykułaby uwagę mediów. Poza tym czaszki i tak musiały wrócić do Włoch. No i gdybym składała zeznania przed sądem, to właśnie sąd, a nie policja, zapłaciłby za koszty mojej podróży, więc także karabinierzy nalegali, bym się stawiła. Powrót do Włoch przebiegł nieco prościej niż podróż w przeciwną stronę, tym razem w moim bagażu znajdowały się bowiem już czyste czaszki, a suche kości powinny być absolutnie akceptowalne dla każdego przedstawiciela służb, który zechciałby mnie skontrolować. Tak samo jednak jak za pierwszym razem każdy spośród funkcjonariuszy na lotnisku oraz członków personelu linii lotniczych wierzył mi na słowo. Mimo że zostałam zaproszona i zabrana na obiad do domu prokuratora and jeziorem Garda, denerwowałam się nadchodzącą męką w zagranicznym sądzie. Moja opinia miała być tłumaczona i nie miałam pojęcia, jakiego rodzaju pytań mam się spodziewać. Ubrałam się elegancko i choć buty piły mnie niemiłosiernie, zajęłam swoje miejsce na sali sądowej, napawającej lękiem do szpiku kości. Naprawdę w moim życiu nie spotkałam zbyt wielu ludzi, których widok przyprawiałby mnie o gęsią skórkę ze strachu, ale Gianfranco Stevanin był jednym z nich. Stojąc w miejscu przeznaczonym dla świadków, ze wszystkich sił próbowałam nie zwracać na niego uwagi, ale jego spojrzenie było niezwykle natarczywe, niemal hipnotyzujące. Przedstawiłam swoją opinię, którą przetłumaczono, a następnie wróciłam na miejsce, z którego przyglądałam się dalszej części postępowania, choć nie rozumiałam większości tego, o czym mówiono. Na koniec więźnia wyprowadzano pod eskortą z sądu. Kiedy przechodził koło mojego krzesła, celowo zwolnił kroku i posłał mi przeciągłe, uważne spojrzenie. Jego usta wykrzywiły się w lodowatym uśmiechu, który zupełnie nie pasował do nieruchomych niebieskich oczu. Poczułam, jak krew mrozi mi się w żyłach. Zdawałam sobie sprawę, że groził śmiercią dziennikarzom, którzy o nim pisali, i nie czułam się zbyt dobrze. Jeszcze przez kilka miesięcy po jego procesie reagowałam bardziej niż nerwowo na każdą zaskakującą mnie sytuację. Po raz pierwszy i jedyny w trakcie całej pracy zawodowej autentycznie obawiałam się o bezpieczeństwo swoje i rodziny. Stevanin bronił się, że nie pamięta żadnych ekscesów seksualnych ze swoimi ofiarami ze względu na uraz mózgu, który przytrafił mu się wskutek wypadku na motorze. Aby prezentować się bardziej dramatycznie, ogolił głowę, dzięki czemu widać na niej było wyraźnie wielką półkolistą bliznę. Obrońcy Stevanina bezskutecznie próbowali podważać opinię, zgodnie z którą stan jego psychiki umożliwiał mu wzięcie udziału w procesie. W styczniu 1998 roku skazano go na dożywocie za zamordowanie sześciu kobiet, w tym Biljany i Blaženki. Jego sprawa doprowadziła we Włoszech do narodowej dyskusji na temat odpowiedzialności kryminalnej sprawców dotkniętych chorobami psychicznymi oraz ich zdolności lub niezdolności do rozumienia konsekwencji swoich czynów. Zespół prawników Stevanina starał się to wykorzystać i podważać wyrok, który jednak został utrzymany, a potwór z Terrazzo pozostaje pod kluczem w więzieniu w Abruzzo, gdzie, jak mi się zdaje, wyraził ostatnio chęć przystania do zakonu franciszkanów. Cokolwiek z tego wyniknie, jestem przekonana, że świat jest bezpieczniejszy, gdy on przebywa za kratami.  
Strony:
  • 1
  • 2
  • 3 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj