Przeczytajcie początek klasycznej powieści science fiction pt. Czas jest najprostszą rzeczą autorstwa Clifforda D. Simaka.
Jeśli kiedyś staniesz się obcym, powiedział. A teraz Blaine stał się obcym, ponieważ czuł w sobie tę obcość, niczym drugie ja kryjące się w jego mózgu. I właśnie w taki sposób stał się obcym. A co z innymi? Z pewnością nie wszyscy oni spotkali Różowość pięć tysięcy lat świetlnych stąd. Na ile sposobów człowiek może stać się obcym?
Fishhook odkryje, że on stał się obcym. Tego nie da się uniknąć. Dowiedzą się, kiedy przejrzą taśmy. A wtedy go zamkną i napuszczą na niego szperacza — bo choć taśmy dowiodą, że stał się obcym, to nie powiedzą w jaki sposób ani w jakim stopniu. Szperacz będzie rozmawiać z nim przyjaźnie, a nawet współczująco, przez cały czas usiłując wygrzebać z jego umysłu obcego — wyciągnąć go z ukrycia i ustalić, czym jest.
Dotarł do windy i naciskał guzik, gdy otworzyły się drzwi w głębi korytarza.
— Och, Shep, to ty — powiedział stojący w nich mężczyzna. — Usłyszałem, jak idziesz korytarzem. Zastanawiałem się kto to.
Blaine odwrócił się do niego.
— Dopiero co wróciłem — rzekł.
— Może wpadniesz na chwilę? — zaprosił go Kirby Rand. — Właśnie miałem otworzyć butelkę.
Blaine wiedział, że nie powinien się wahać. Musi skorzystać z zaproszenia i wypić parę drinków albo zdecydowanie odmówić. Jeśli zdecydowanie odmówi, Rand nabierze podejrzeń. Ponieważ podejrzenia to jego specjalność. Rand jest szefem ochrony Fishhooka.
— Chętnie — powiedział z udawaną beztroską. — Ale tylko na moment. Dziewczyna. Nie powinienem kazać jej czekać.
Ten wykręt, powiedział sobie, powinien zapobiec zaproszeniu na kolację lub na wspólne oglądanie jakiegoś występu.
Usłyszał odgłos nadjeżdżającej windy, ale już od niej odszedł. Niczego innego nie mógł zrobić. To była niepożądana zwłoka, ale nic nie mógł na to poradzić.
Gdy przeszedł przez drzwi, Rand przyjacielsko klepnął go w ramię.
— Jak podróż?
— Bez najmniejszych problemów.
— Jak daleko?
— Jakieś pięć tysięcy lat.
Rand pokiwał głową.
— Pewnie to głupie pytanie — rzekł. — Teraz wszystkie podróże są dalekie. Te bliskie chyba już się nam skończyły. Za sto lat będziemy się wyprawiać na dziesięć tysięcy.
— Żadna różnica — powiedział Blaine. — Wyruszasz i jesteś tam. Odległość wydaje się bez znaczenia. Może będziemy odczuwać skutki różnicy czasu, gdy zaczniemy podróżować jeszcze dalej. Do drugiej połowy galaktyki. Chociaż pewnie nawet i wtedy nie.
— Tak uważają teoretycy — rzekł Rand.
Przeszedł do stojącego na drugim końcu gabinetu biurka i podniósł stojącą tam butelkę. Odkręcił zakrętkę.
— Wiesz, Shep — powiedział — mamy fantastyczną robotę. Przyzwyczajamy się do tego i czasami bywa męcząca. Mimo to jest fantastyczna.
— Tylko że stała się możliwa tak późno — rzekł Blaine. — Tak długo nie dostrzegaliśmy tej możliwości. Mieliśmy ją cały czas i nigdy z niej nie korzystaliśmy. Ponieważ to było niepraktyczne. I takie fantastyczne. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Już starożytni otarli się o to, ale nie potrafili tego zrozumieć. Uważali, że to czary.
— Wiele osób nadal tak uważa — przypomniał Rand. Znalazł dwie szklaneczki i wyjął lód z wbudowanej w ścianę lodówki. Nalał spore porcje.
— Napij się — zachęcił, wręczając Blaine’owi szklaneczkę, i opadł na fotel za biurkiem. — Usiądź — powiedział. — Aż tak ci się nie spieszy. I dużo się traci, pijąc na stojąco.
Blaine usiadł.
Rand wygodnie się usadowił i położył nogi na biurku.
Zostało nie więcej jak dwadzieścia minut!
A siedząc tam ze szklaneczką w dłoni, w tej chwili ciszy, nim
Rand znów przemówił, Blaine ponownie miał wrażenie, że słyszy puls tego ogromnego tworu, jakim był Fishhook. Jakby ten był rozumną istotą leżącą tu w północnym Meksyku w objęciach matki Ziemi, jakby miał serce, płuca i liczne tętnice, których pulsowanie można było usłyszeć.
Twarz siedzącego za biurkiem Randa przybrała dobroduszny wyraz.
— Wy, chłopaki, macie świetną zabawę — powiedział. — Czasem wam zazdroszczę.
— Taka praca — powiedział ostrożnie Blaine.
— Dziś byłeś pięć tysięcy lat stąd. Coś ci to dało.
— Zapewne trochę satysfakcji — przyznał Blaine. — Intelektualny dreszczyk wywołany świadomością, gdzie się było. Chociaż ta podróż była lepsza niż zwykle. Chyba natrafiłem na jakąś formę życia.
— Opowiedz — zachęcił Rand.
— Nie ma o czym. Znalazłem to, kiedy kończył mi się czas. Nie zdążyłem niczego zdziałać, zanim ściągnięto mnie z powrotem. Musisz coś z tym zrobić, Kirby. To bywa cholernie krępujące.
Rand pokręcił głową.
— Obawiam się, że to niemożliwe — rzekł.
— Powinniście nam dać trochę swobody — nalegał Blaine. — Ramy czasowe nie powinny być takie sztywne. Trzymacie tam człowieka przez całe trzydzieści godzin, chociaż nie ma żadnego sensownego powodu, żeby tam był. A potem ściągacie go z powrotem, gdy jest bliski odkrycia czegoś.
Rand uśmiechnął się do niego.
— Tylko nie mów mi, że nie możecie tego zrobić — powiedział Blaine. — Nie udawaj, że to niemożliwe. Fishhook ma całą armię naukowców gotowych…
— Och, zapewne to jest możliwe — powiedział Rand. — Po prostu lubimy mieć wszystko pod kontrolą.
— Boicie się, że ktoś tam zostanie?
— Być może — odparł Rand.
— I po co? — spytał Blaine. — Tam nie jesteś człowiekiem.
Tylko ludzkim umysłem uwięzionym w sprytnej maszynie.
— Podoba nam się tak, jak jest — rzekł Rand. — A poza tym wy, chłopaki, jesteście cenni. Musimy podejmować odpowiednie środki bezpieczeństwa. Co by było, gdybyś utknął pięć tysięcy lat od domu? Lub gdyby coś się stało i straciłbyś kontrolę nad maszyną? Stracilibyśmy cię. Dlatego powrót jest automatyczny. Kiedy was wysyłamy, wiemy, że wrócicie.
— Zbyt wysoko nas cenicie — powiedział sucho Blaine.
— Wcale nie — odparł Rand. — Czy zdajesz sobie sprawę, ile w ciebie zainwestowaliśmy? Czy wiesz, ilu kandydatów odrzucamy, zanim znajdziemy jednego, którego możemy użyć? Takiego, który jest telepatą i w pewien szczególny sposób potrafi się teleportować, człowieka tak zrównoważonego, że wytrzyma wstrząs wywołany niektórymi rzeczami, które tam odkryje, a ponadto potrafiącego być lojalnym wobec Fishhooka.
— Kupujecie tę lojalność — przypomniał Blaine. — Nikt z nas nigdy się nie skarżył, że za mało płacicie.
— Nie o tym mówię — rzekł Rand — i dobrze o tym wiesz. Ciekawe, zapytał w myślach Blaine, jakie ty masz kwalifikacje na ochroniarza. Mogło nią być szperanie, czyli zdolność czytania w cudzych myślach, ale przez te wszystkie lata ich znajomości nigdy nie znalazł nawet cienia dowodu, że Rand jest szperaczem. Gdyby nim był, to po co trzymałby w swoim wydziale ludzi, którzy nic nie umieli poza czytaniem w myślach? — Mimo wszystko nie rozumiem, dlaczego nie dacie nam trochę kontroli nad czasem — powiedział Blaine. — Moglibyśmy…
— A ja nie rozumiem dlaczego miałbyś się tym przejmować — skontrował Rand. — Wrócisz na tę swoją wspaniałą planetę. Wznowisz przerwaną misję.
— Oczywiście, że tam wrócę. Przecież ja ją znalazłem, nieprawdaż? Tak więc jest jakby moja.
Dopił drinka i odstawił szklaneczkę na biurko.
— No cóż, idę — rzekł. — Dzięki za drinka.
— Oczywiście — odparł Rand. — Nie zatrzymuję cię. Będziesz jutro?
— O dziewiątej — rzekł Blaine.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h