Dom płomienia i cienia - opis i okładka
Oszałamiający, trzeci tom pełnej akcji serii Księżycowe miasto! Bryce Quinlan nigdy nie spodziewała się zobaczyć świata innego niż Midgard, a teraz jedyne, czego pragnie, to tam powrócić. W Midgardzie jest wszystko, co kocha: jej rodzina, przyjaciele i partner. Uwięziona w obcym, nowym świecie będzie potrzebowała dużo szczęścia i sprytu, aby wrócić do domu. Nie będzie to łatwe zadanie, zwłaszcza że wokół jest niewiele osób godnych zaufania. Hunt Athalar nie pierwszy raz znalazł się w opałach. Po kilku błogich miesiącach ponownie znalazł się w lochach Asteri, pozbawiony wolności i informacji o Bryce. Desperacko pragnie jej pomóc, ale najpierw musi uwolnić się ze smyczy Asterii. Świat Bryce i Hunta staje na krawędzi upadku – a jego przyszłość spoczywa na ich barkach.Dom płomienia i cienia - fragment powieści
Łania klęczała przed swoimi nieśmiertelnymi panami, zastanawiając się, jakie to by było uczucie, gdyby przegryzła im gardła. Jej własne gardło otaczał srebrny, ciężki naszyjnik. Ciepło ciała nie rozgrzewało metalu. Tak jakby zabrane życia, które symbolizował, chciały, aby także doświadczała lodowatego dotyku śmierci. Srebrna strzałka na mundurze wilkozłaka symbolizowała zlikwidowanie buntownika z ziem Midgardu. Lidia otrzymała tak wiele strzałek, że nie mieściły się na jej szarym imperialnym mundurze. Wystarczyło, aby wytopić z nich srebrny naszyjnik. Czy ktokolwiek w tej komnacie znał jego prawdziwą naturę? To była obroża. Z przypiętą złotą smyczą, trzymaną przez jednego z tych potworów, przed którymi się znajdowała. Czy owym potworom przyszło do głowy, że posłuszna pupilka, warująca u ich stóp, wyobraża sobie smak ich krwi na swoich zębach i języku? Tymczasem musiała klęczeć, dopóki nie pozwolą jej wstać. Tak jak ten świat musiał klęczeć, dopóki sześciu Asteri na swoich tronach nie wydrenuje go do szczętu i nie porzuci jego truchła, aby gniło w nieskończoności przestrzeni. Służba z Wiecznego Pałacu zdążyła już zmyć krew ze lśniącej kryształowej podłogi pod jej kolanami. W sterylnym powietrzu nie wisiał już metaliczny zapach krwi; nie została ani kropla plamiąca podpierające strop kolumny. Tak jakby dwa dni temu nic się nie wydarzyło. Jednak Lidia Cervos nie mogła sobie pozwolić na niepotrzebne dywagacje. Nie teraz, kiedy obok niej klęczał Polluks i czuła na swojej łydce dotyk jednego z jego lśniących skrzydeł. W każdym innym przypadku można by to uznać za gest wsparcia, solidarności. Lecz w przypadku Polluksa, w przypadku Młota, był to wyłącznie wyraz dominacji. Lidia postarała się, aby jej spojrzenie było martwe i zimne, podobnie jak jej serce. Skupiła się na dwóch królach Fae, broniących swoich racji. – Mój zmarły syn działał na własną rękę – oświadczył Morven, król avalleńskich Fae, z posępnym wyrazem na białej jak kość twarzy. Był wysokim, ciemnowłosym mężczyzną i mimo czerni szat nie sprawiał wrażenia przytłoczonego brzemieniem żałoby. – Gdybym wiedział o zdradzie Cormaca, sam oddałbym go w wasze ręce. Lidia zerknęła na bandę pasożytów, rozpartych na swoich kryształowych tronach. Rigelus, jak zwykle ukryty w ciele nastoletniego Fae, podparł pięścią delikatny podbródek. – Doprawdy, trudno mi uwierzyć, że nie wiesz, co robi twój syn, wziąwszy pod uwagę, jak krótko zawsze go trzymałeś. Cienie zafalowały na szerokich barkach Morvena, wysnuwając pasma spomiędzy łusek jego zbroi. – Zawsze był krnąbrny – odparł. – Myślałem, że wybiłem mu różne głupoty z głowy już dawno temu. – W takim razie źle myślałeś – prychnął Hesperus, Gwiazda Wieczorna, który przybrał postać jasnowłosej nimfy. Jej długie, smukłe palce postukiwały o lśniące podłokietniki tronu. – Możemy tylko przypuszczać, że podłożem jego zdrady jest rozkład panujący w twoim królewskim domu. To zepsucie należy ukrócić. Po raz pierwszy od dziesiątków lat, odkąd Łania go znała, król Morven pokornie milczał. Wczoraj nie miał wyjścia i musiał przyjąć zaproszenie Asteri, lecz bardzo nie w smak mu było przypomnienie, że jego autonomia jest tylko iluzją, nawet na mglistej wyspie Avallen. W głębi duszy Łania czuła satysfakcję, widząc tego mężczyznę, który brylował w czasie Narad na Szczycie, na spotkaniach, balach i salonach, a teraz musiał się gryźć w język i ważyć każde słowo. Wiedząc, że może być jego ostatnim. – Nie miałem pojęcia, co robi mój syn i co się dzieje w jego tchórzliwym sercu – mruknął Morven. – Przysięgam na złoty łuk Luny. – Jego głos zabrzmiał dźwięcznie, kiedy dodał z zaskakującą furią: – Potępiam wszystko, co Cormac czynił i za czym się opowiadał. Nie należy mu się grób ani pochówek. Żaden statek nie zawiezie jego ciała do Summerlandu. I zadbam, aby jego imię zostało usunięte ze wszystkich dokumentów i archiwów mojego domu. Na ułamek sekundy Lidia pozwoliła sobie na ukłucie żalu na myśl o znanym jej agencie Ophionu. O księciu Fae z Avallen, który był gotów na wszystko, aby zniszczyć istoty, przed którymi teraz klęczała. Ona też była gotowa na wszystko. I nadal jest. Polaris, Gwiazda Północna, występująca w ciele białoskrzydłej, ciemnoskórej anielicy, wycedziła: – Żaden statek nie zawiedzie ciała Cormaca do Summerlandu, bo chłopak wysadził się w powietrze. I chciał nas zabrać ze sobą. – Cichy, nienawistny śmiech Polaris przeszył ciało Lidii jak sztylet. – Jakby mógł tego dokonać zwykły, nędzny ogień. Morven milczał. Zrobił wszystko, na co mógł się zdobyć. Omal nie padł przed nimi na kolana, błagając o łaskę. A może i do tego dojdzie – lecz póki co król Fae z Avallen wysoko trzymał głowę.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj