Kolejny dowód klęski Ophionu. Zniszczyli mecha na wyspie Ydra, a potem całe laboratorium, lecz stało się to za późno. Rigelus w sekrecie stworzył metalową armię i zainstalował ją na nagim szczycie Hermon. Nastąpił postęp w dziedzinie militarnych hybryd, które nie wymagały już sterujących nimi operatorów, choć w razie potrzeby w każdej z nich było miejsce na wanowskiego żołnierza. Najprawdopodobniej zwykłe mechy miały być dobrze wykalkulowanym wabikiem dla Ophionu, podczas gdy w sekrecie powstawała najnowsza generacja hybryd. Magia i technika połączyły się z zabójczą skutecznością, zarazem pomagając ograniczyć straty własnych żołnierzy. Lecz dla ocalałych rebeliantów ta broń oznaczała śmierć i klęskę. Powinna od razu przejrzeć fortel Rigelusa, lecz tak się nie stało. I teraz ten koszmar zostanie spuszczony ze smyczy i poszczuty na świat. Drzwi windy się rozsunęły i Lidia z Polluksem w milczeniu weszli do kabiny. Łania wcisnęła guzik najniższego podziemnego poziomu – nie, drugiego od końca. Windy nie zjeżdżały do katakumb, do których można było dotrzeć jedynie po spiralnych, kryształowych schodach. Tam śniły na jawie tysiące mistyków. I wszyscy mieli tylko jedno zadanie: namierzyć Bryce Quinlan. Pytanie nasuwało się samo: skoro powszechnie wiadomo, że Północna Szczelina i inne Bramy otwierają się na Hel, czemu Asteri angażują aż takie środki w poszukiwanie Bryce? Skoro trafiła na Hel, po co zatrudniać armię mistyków, żeby ją znaleźli? Chyba że Bryce Quinlan trafiła w inne miejsce niż Hel. Być może do innego świata. A jeśli tak… Ile czasu mogą potrwać poszukiwania? Ile jest światów poza Midgardem? Jakie są szanse, że Bryce przeżyje w innym świecie – i czy kiedykolwiek wróci na Midgard? Drzwi windy rozsunęły się, wypuszczając ich prosto w wilgotny, stęchły półmrok lochów. Polluks kroczył pierwszy kamiennym chodnikiem, z ciasno złożonymi skrzydłami, jakby nie chciał, aby brud tego miejsca splamił ich nieskazitelną biel. – To dlatego utrzymujesz ich przy życiu? Jako przynętę dla tej dziwki? – Tak. – Lidia kierowała się odgłosem krzyków, mijając brzaskowe kinkiety na ścianach korytarza. – Quinlan i Athalar są dla siebie towarzyszami. Dlatego ona zrobi wszystko, żeby wrócić do naszego świata. A kiedy się tu pojawi, podąży prosto do niego. – I brata? – Ruhn i Bryce są Gwiezdnymi Fae – powiedziała Lidia, otwierając grube żelazne drzwi, prowadzące do dużego pomieszczenia izby tortur. Metal zazgrzytał o skałę, wydając odgłos niewiele się różniący od krzyków udręki wokół nich. – Będzie chciała go uwolnić, jako brata i sojusznika. Zeszła po kilku stopniach do samego serca sali – tam, gdzie trzech mężczyzn, zakutych w gorsyjskie kajdany, zwisało spod sufitu. Pod nimi rozlewały się kałuże krwi, która ściekała do kratek umieszczonych pod ich bosymi stopami. Lidia zatrzasnęła w sobie wszystko, co czuło i oddychało. Athalar i Baksjan zwisali nieprzytomni w swoich okowach; ich torsy pokrywała plątanina blizn, rozcięć i przypaleń. A ich plecy… Nieustające kapanie, jak z zepsutego kranu, rozbrzmiewało w ciszy sali. Krew ciągle sączyła się z kikutów skrzydeł. Gorsyjskie kajdany spowolniały proces uzdrawiania aniołów do niemal ludzkiego poziomu – nie dawały im umrzeć, ale gwarantowały, że będą cierpieć i przeżywać każdą chwilę potwornego bólu. Lidia nie mogła się zdobyć, żeby spojrzeć na trzecią postać, zwisającą pomiędzy nimi. Nie śmiała nawet głębiej odetchnąć w jego bliskości. Świsnął skórzany rzemień i Lidia skuliła się wewnętrznie w oczekiwaniu, aż bat uderzy. Spadł na krwawy, odarty do mięsa grzbiet Athalara i Umbra Mortis szarpnął się w łańcuchach. – Pobudka – warknął Młot. – Mamy piękny dzień. Opuchnięte powieki Athalara rozwarły się. Nienawiść ziała z ciemnych oczodołów. Aureola, która na nowo pojawiła się wokół jego skroni, zdawała się ciemniejsza niż cienie w lochach. Zmasakrowane usta rozchyliły się we wściekłym uśmiechu, odsłaniając skrwawione zęby. – Witaj, słonko. Cichy, chrapliwy śmiech rozbrzmiał z prawej strony Athalara. I Lidia spojrzała, choć wiedziała, że to szaleństwo. Ruhn Danaan, następca tronu valbarańskich Fae, patrzył na nią. Wargę miał opuchniętą w miejscu, gdzie Polluks wydarł mu kolczyk. Podobnie krwawiła brew, skąd również wyrwane zostało kółko. Nagi, wytatuowany tors i ramiona wyciągnięte nad głową znaczyła gęstwina krwawych szram i siniaków. Intensywnie niebieskie oczy księcia płonęły nienawiścią. Do niej. Polluks znów smagnął biczem plecy Athalara, nie zawracając sobie głowy pytaniami. Bo to była tylko rozgrzewka. Na przesłuchanie przyjdzie czas później. Baksjan nadal był nieprzytomny. Zeszłego wieczoru Polluks stłukł go na krwawą miazgę po tym, jak tępą piłą oderżnął skrzydła jemu i Athalarowi. Ogar tylko lekko drgnął. „Night” – spróbowała Lidia, przesyłając swój mentalny głos przez dzielące ich, stęchłe powietrze. Dotąd ich umysły rozmawiały tylko we śnie, ale próbowała skomunikować się z nim na jawie od chwili, kiedy tu trafił. Raz po raz wywoływała go w myślach. I zawsze odpowiadała jej cisza. Taka sama od chwili, kiedy Ruhn zrozumiał, kim ona jest. I kim była. A przecież wiedziała, że ma telepatyczną zdolność komunikacji, choć gorsyjskie kajdany zablokowały jego magię i spowolniły zdrowienie. Wiedziała, że wcześniej rozmawiał w ten sposób z siostrą, zanim Bryce uciekła. „Night”. Górna warga Ruhna ściągnęła się w milczącym, nienawistnym uśmiechu. Krew spłynęła mu po brodzie. Zadzwoniła komórka Polluksa. Świdrujący, głośny dźwięk rozbrzmiał w tej starodawnej świątyni bólu. Umilkł, pozostawiając po sobie potworną ciszę. – Mordoc – mruknął Młot, nie puszczając pejcza. Odwrócił się od kołyszącego się w łańcuchach, brutalnie potraktowanego ciała Athalara. – Raportuj. Lidia nie miała pretensji, że jej kapitan donosi Młotowi. Polluks bardzo przeżył śmierć Harpii i osobiście polecił Mordocowi oraz jego wilkozłakom, aby polowali na każdą informację, która mogłaby wyjaśnić, dokąd trafiła Bryce Quinlan. Jego przekonanie, że Bryce ma na rękach krew Harpii, wynikało wyłącznie z faktu, iż Athalar i Ruhn dotąd nie zdradzili, że zabiła ją Lidia. Wiedzieli, kim jest Łania, i tylko świadomość, jak bardzo jest ważna dla rebelii, kazała im milczeć. Na moment, kiedy Polluks stał odwrócony, Lidia pozwoliła, aby maska opadła. Niech Ruhn zobaczy jej prawdziwą twarz. Tą, która całowała jego duszę i dzieliła z nim własną, kiedy stawali się jednym bytem. „Ruhn” – błagała go w myślach. „Ruhn”. Ale książę Fae nie odpowiadał. Nienawiść w jego oczach nie zmalała, więc Lidia znów przywdziała maskę Łani. Kiedy Polluks wsunął telefon do kieszeni i ponownie wzniósł bicz, Łania rozkazała mu niskim, beznamiętnym głosem, za którym, jak za tarczą, kryła się od lat: – Lepiej weź drut kolczasty.
Strony:
  • 1
  • 2
  • 3 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj