Nakładem wydawnictwa Szelest ukazała się dzisiaj nowa powieść Jacka Melchiora. Jest to rozciągnięta na cztery pokolenia historia mocno nawiązująca do filmowych klasyków, a jednocześnie starająca się odpowiedzieć na pytania takie jak:  A co, jeśli jesteśmy tym, co obejrzeliśmy? Jeśli składamy się z kawałków żywcem wyciętych z taśmy filmowej?  Bohaterkami Filmiłości są cztery kobiety należące do różnych pokoleń i zafascynowane odmiennymi filmami: Świat wychowanej przed wojną Marii to nie tylko Dwie Joasie i ruchome obrazki braci Lumière, to także Błękitny anioł z „lubieżnicą” Marleną, mroczna twarz Borisa Karloffa i znachor Junosza-Stępowski. Świat jej córki, Adeli, to Teresa Szmigielówna i Lucyna Winnicka, a także filmowe historie o kołchoźnikach i stachanowcach oraz dramaty robotniczo-chłopskie, wprost stworzone jako tło do idealnej randki! Wnuczka Marii, Róża, wychowana na fotosach z tygodnika Ekran i zakochana w Jeziorze osobliwości, na randki chadzała na zgoła inne filmy: trzęsła się na Trzęsieniu ziemi i płonęła wraz z Płonącym wieżowcem. Jej córka, Wanda, miała być słynną aktorką, Łondą Flałer… Kolejną wielką Vivien Leigh! Zamiast na ekrany, trafia jednak do tajemniczej Magiaakademii, gdzie panuje Cinema Paradiso, a La Stradę znają wszyscy, nie mówiąc już o Satyriconie Felliniego…

O autorze

Jacek Melchior to teatrolog z wykształcenia, ale z serca entuzjasta kina, czemu wreszcie dał wyraz w swej siódmej powieści. Urodzony w Gdańsku, pierwsze filmowe przygody przeżywał w tamtejszym kinie Leningrad, choć nie aż tak dawno jak jedna z bohaterek tej książki. Autor m.in.: KochanakRegina zamyka drzwi i Dojrzałą poznam. Pisał kiedyś do gazet, ale woli pamiętać swoje audycje radiowe z muzyką klasyczną i ukochanym jazzem. W dniu premiery wydawnictwo Szelest udostępniło fragment Filmiłości Jacka Melchiora. Miłej lektury!

Filmiłości - fragment książki

Oscar Party to nie żarty!

Lutowy wieczór, a raczej noc 2015 roku, gdy Ida dostała Oscara, zapamiętam na zawsze nie tylko z tego powodu. Naprawdę była to noc cudów. Odbywała się w eleganckim salonie rodziców mojej asystentki Olgi, na willowym Żoliborzu, nieopodal magicznej chatki Krystyny Sienkiewicz. Tym razem tam dorwałyśmy z łapanki Canal+, jako jedyny transmitujący od lat bezpośrednio z Hollywood całą ceremonię, a ponieważ rodzice Olgi wyjechali na narty w Alpy, zaprosiła! W związku z nominacją Idy przygotowałyśmy szampana i kawior. Doskonale brzmi, prawda? Cóż, telewizor był najnowszej generacji, a żyrandole kryształowe, tartinki jednak z pastą kawiorową, dziewięć pięćdziesiąt za tubkę, i szampan rosyjski, nie francuski. Gdzie nam do Balu Gubernatora, na który przybędzie okrągły tysiąc Pięknych, Bogatych, Nominowanych i Nagrodzonych, by pochłonąć siedem i pół tysiąca krewetek, tysiąc trzysta ostryg, sześćset homarów z Maine i pięć kilogramów najprawdziwszego kawioru. Z balem połączył nas jeszcze wymóg stroju galowego – a co mamy sobie żałować – choć kolii po Liz Taylor nie wymagałyśmy, smokingów zresztą też nie. Panów miało być ledwie dwóch: Adam, chłopak Olgi, i mój syn, ale zrobiło się trzech, bo Marlonek przyszedł z niejakim Cezarym, którego pierwszy raz zobaczyłam na oczy. A potem nagle pięciu!
Źródło: Szelest
W telewizorze już odbywał się prolog pod tytułem „Idziemy przez czerwony dywan”. Właśnie szła Jennifer Aniston w krwistoczerwonej sukni w kliny i całe szczęście, że w krwistoczerwonej, bo dwa tony ciemniej wyglądałaby, jakby sama zawinęła się w ten dywan, gdy w drzwiach stanęła… No nie, tego jeszcze nie grali! W drzwiach stanęła Kingkonżyca. Nie dość, że spóźniona i uśmiechnięta od ucha do ucha, to jeszcze prowadzona przez dwóch eleganckich facetów! Nie wiem, kto w tym czasie szedł po dywanie, ale nawet gdyby szła po nim sama zmartwychwstała Vivien Leigh pod ramię z naszym Karolakiem i gdyby oboje promenowali tak zupełnie nadzy, nie byłabym bardziej zdumiona niż widokiem mojej wielkiej przyjaciółki z dwoma przystojniakami. Przecież ona podobno nie zna nawet żadnego brzydala! Kim byli? Ten z lewej: dżinsy, biała koszula, szpak na głowie, wyglądał mi na biznesmena. Może to facet, z którym Kingkonżyca chandryczyła się mailowo o sponsoring wystawy na stulecie kinowych kobiet fatalnych? – No co, nie poznajesz? – rzucił się na mnie, całując gdzie popadnie. A kiedy wreszcie mnie puścił i mogłam mu spojrzeć w oczy, skamieniałam, choć te wielkie migdałowe oczyska widziałam tylko raz, przed dwudziestu laty, gdy zdjął swe denka od butelek, by pocałować mnie po odprowadzeniu do domu z Magiakademii.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj