Pisanie na laptopie jest znacznie prostsze niż na maszynie do pisania. Niestety, obciążone jest także poważną wadą - pracując przed ekranem bardzo łatwo się rozproszyć. Freewrite Traveler ma temu zapobiec.
Czas klasycznych maszyn do pisania dobiegł już końca. Nie oznacza to, że przestaliśmy pisać - wręcz przeciwnie, dzięki upowszechnieniu się komputerów osobistych dziś niemal każdy może napisać powieść czy opowiadanie i umieścić je w sieci. Laptopy ułatwiły także pracę zdalną i pracę na własny rachunek np. przy prowadzeniu bloga. Ale nic co dobre, nie jest idealne - komputer podłączony do internetu to nie tylko doskonałe narzędzie do pracy, to także perfekcyjny sposób na spędzenie połowy dnia na "jeszcze godzince w Assassin's Creed: Odyssey", przypominaniu sobie kolejnych odcinków Friends czy zapoznawaniu się z nowymi memami o kotach.
Projektanci gadżetu Freewrite doskonale zdawali sobie sprawę z tej ułomności współczesnych komputerów, dlatego kilka lat temu zaprezentowali urządzenie, które miało ułatwić skupienie się tylko i wyłącznie na pisaniu. Ich sprzęt był klawiaturą z podpiętym do niej ekranem E-ink, który służył tylko i wyłącznie do pisania. Żadnej muzyki, YouTube'a czy gier, Freewrite był cyfrową maszyną do pisania, niczym więcej.
Jednak sprzęt miał jedną, poważną wadę - był zbyt toporny, aby sprawdził się w podróży. Dlatego projektant, Adam Leeb wrócił do deski kreślarskiej i opracował nowy, znacznie poręczniejszy model urządzenia. Poznajcie Freewrite Traveler, gadżet przypominający zabawkę dla dzieci, który wyniesie pisanie na nowy, wyższy poziom.
Główna zasada funkcjonowania urządzenia pozostała niezmienna. Traveler to wciąż tylko i wyłącznie edytor tekstu. Jednak tym razem można go złożyć i przypomina zminiaturyzowanego laptopa. Waży niecały kilogram, wyposażono go w pełnowymiarową klawiaturę oraz energooszczędny wyświetlacz E-ink, dzięki któremu baterię będziesz ładować raz na miesiąc. A to nie wszystko, co potrafi ten cudak.
Choć Freewrite Traveler nie pozwoli ci korzystać z przeglądarki internetowej, nie stroni od samego internetu. Pod obudową zainstalowano moduł Wi-Fi, który służy do synchronizacji plików z usługami chmurowymi. Co więcej, stosując proste kody można sformatować tekst już podczas pisania. Na poniższej animacji widać, jak urządzenie przetwarza otagowany tekst na jego sformatowaną wersję w pliku docx:
Pewną niedogodnością może okazać się brak klasycznych przycisków kierunkowych, co nie oznacza, że kursora nie da się przesunąć w wybrane miejsce. Pomoże w tym klawisz Special - przyduś go, a naciskając klawisze WSAD będziesz mógł przemieścić kursor. Klawiatura skrywa jeszcze kilka sprytnych sztuczek. Po przyciśnięciu dwóch klawiszy Special stworzy nowy dokument, zaś dzięki klawiszowi Send możemy błyskawicznie wysłać na naszego maila tekst, nad którym aktualnie pracujemy.
Ciekawie prezentuje się także mała belka pod głównym ekranem - służy ona do wyświetlania najważniejszych informacji dotyczących aktualnej sesji. Pokaże się tam czas pracy z dokumentem czy liczba napisanych słów:
To nie jest urządzenie, które powinno znaleźć się w wyposażeniu każdego użytkownika komputera, ale potrafię wyobrazić sobie, jak bardzo usprawniłoby pracę pisarzy, dziennikarzy czy blogerów podczas podróży. Freewrite Traveler wygląda dość topornie, ale jest tak lekki, że bez problemu można nosić go ze sobą na co dzień w torbie i plecaku. Warto także wspomnieć, że obsługuje polski układ klawiatury.
Sporą wadą może okazać się za to niewielki ekran, ale jeśli ktoś szuka sprzętu, który pomoże mu skupić się tylko i wyłącznie na pracy, Freewrite Traveler prawdopodobnie spełni jego oczekiwania. Traveler jest jest dostępny na akcji crowdfundingowej na portalu Indiegogo. Wspierający mogą otrzymać go w zamian za dofinansowanie projektu kwotą 329 dolarów. Kiedy trafi do powszechnej dystrybucji, zapłacimy za niego 599 dolarów.
Jeśli ktoś marzy o tym, żeby zostać drugim Stephen King, albo chciałby stać się tak płodnym - literacko - autorem jak Remigiusz Mróz, niech wejdzie pod ten link.