Od 2004 roku trwał spór między Google a pisarzami i ich wydawcami. Internetowy gigant wpadł na pomysł skanowania zbiorów bibliotek i udostępniania fragmentów książki poprzez wyszukiwarkę - w ten sposób powstałaby możliwość szybkiego przeszukiwania tekstu, bez konieczności fizycznego go wertowania. Pomysł ten nie spodobał się ludziom tworzącym i żyjącym z książek, którzy uznali, że nowa usługa bazować będzie na ich dziełach, powinni więc otrzymać z tego tytułu odpowiednie honorarium.
Ruszył proces, w trakcie którego pisarze zrzeszeni w Authors Guild, wpierani przez inne organizacje, argumentowali między innymi, że Google Books powinno zostać zablokowane, ponieważ przy odpowiednim wyszukiwaniu mechanizm pozwala dotrzeć do treści całej książki. Google odpierał te zarzuty, twierdząc, że działanie wyszukiwarki mieścić się będzie w ramach tak zwanego dozwolonego użytku. Sędzia przytaknął tym drugim.
Sprawa nie jest jeszcze przesądzona, autorzy i wydawcy mogą wnosić o apelacje, wyrok wciąż jest jednak bardzo ważny, ponieważ w jego myśl skanowanie i udostępnianie fragmentów tekstów jest jak najbardziej dozwolone. Sędzia Denny Chin stwierdził, że takie skany nie stanowią zamiennika dla książki, nie można więc uznać, że Google tworzy je w celach komercyjnych, by rozpowszechniać pirackie treści.