Kiedy Neil czekał pod osłoną nocy w cadillacu pod wiaduktem i wę­złem drogowym łączącym drogi numer 105 i 110, Nate, jego macher i pośrednik, dostarczył mu pakiet ważnych informacji, w tym akta oso­bowe Vincenta Hanny. Nate był złodziejem starej szkoły. Napadał na banki w południowej Kalifornii i siedział z McCauleyem w więzieniu federalnym McNeil w Puget Sound. Teraz nagrywał skoki i był paserem Neila. Wysoki, kościsty, długowłosy i niezwykle ostrożny, na co dzień prowadził interesy z oświetlonego na niebiesko klubu Blue Room w Encino, którego był właścicielem. Zaś w tym konkretnym momencie szukał właściwych słów, aby wyrazić swoje zaniepokojenie zaistniałą sytuacją. Temu całemu Vincentowi Hannie z wydziału zabójstw wcale nie cho­dziło o to, żeby „służyć i chronić”. Nie był karierowiczem wspinającym się na szczyt administracyjnej drabiny. Miał już trzecią żonę, bo całymi nocami węszył i szukał zbirów. Facet był całkowicie oddany swojej pracy. I dobrał się już do wszystkich z ekipy – do wszystkich z wyjątkiem Neila. Neil wyznawał zasadę, żeby nie przywiązywać się do niczego, czego w razie wpadki nie można porzucić w ciągu trzydziestu sekund. I Nate mu o tym przypomniał. Hannę stać było na błąd. On mógł spudło­wać. Ale nie Neil. Neil wziął to wszystko pod uwagę, ale i tak machnął na to ręką. Nie czuł się zobligowany do tłumaczenia, dlaczego chce zostać, złamać wła­sną zasadę, wykiwać Hannę i mimo wszystko napaść na bank. Nikt nie musiał tego wiedzieć. Z początku wmawiał sobie, że Eady to tylko jednorazowa przygoda i wystarczy mu jedynie wspomnienie tamtej nocy. Ona wiodła zupełnie inne życie niż McCauley. Pochodziła z Appalachów, z Pasma Błękitnego. Była niezależną graficzką, a w dzień pracowała w Santa Monica w księgarni dla architektów. Kiedy Neil ją poznał, nagle dostrzegł furtkę, której – jak sądził – już nie miał. Za­mknął ją na cholernej dwupasmowej asfaltówce za Mexicali wiele lat wcześniej. Owszem, chciał być z tą kobietą. Został tu dla tego skoku i życia, na jakie później mógłby sobie pozwolić gdzieś daleko stąd. Nie planował tego, ale przyszłość bez niej byłaby nic niewarta. W którymś momencie, kiedy Vincent Hanna odkrył, że został zdema­skowany, spotkał się z Neilem twarzą w twarz. Zdał sobie sprawę, że czajenie się nie ma już sensu. Zatrzymał więc McCauleya na drodze numer 105. Chciał go poznać najlepiej, jak się da, a z rozmowy na pewno dowiedziałby się więcej niż z i tak już spalonej obserwacji. McCauley również wiedział, że w nie tak odległej przyszłości może mieć tylko ułamek sekundy na podjęcie intuicyjnej decyzji, co zrobić. Dlatego chciał się najpierw dobrze przyjrzeć Hannie i spróbować go rozgryźć. Usiedli w barze Kate Mantilini na Wilshire Boulevard. Jedyne, co o sobie wiedzieli, to pozbawione niuansów nagie fakty, podeszli więc do sprawy z wyczuciem i przenikliwością właściwą drapieżnikom, któ­rymi obaj byli. Neil wiedział o nieudanych małżeństwach Hanny. Hanna wyznał, że to cena za ściganie takich jak on przestępców. Neil z kolei przyznał, że ma kobietę, ale nie mówił o niej ani o tym, co powiedział jej któ­rejś nocy: „Żyję pod prąd i nie mam nic do stracenia” – to znaczy nie miał, dopóki w jego życiu nie zjawiła się ona. W końcu przekonał Eady, żeby z nim wyjechała. Nie zdradzając niczego, co mogłoby ich narazić, rozmawiali z taką swobodą i zażyłością, jaka czasem wytwarza się między obcymi sobie ludźmi. Dzięki temu zrozumieli, że w podobny sposób postrzegają rze­czywistość i wciąż szarżujące na nich życie. Hannę dręczyły koszmary, zwłoki ofiar siedzące przy wielkim stole i gapiące się na niego. Nic nie mówiły. Ale ich wzrok sugerował, że jest im coś winny. McCauley nie lubił mieć długów. On z kolei miewał ta­kie sny, że czasem nie mógł złapać oddechu. Czuł się tak, jakby tonął. A może po prostu chodziło o to, że kończy mu się czas, podsunął Han­na. Pod pewnym względem byli do siebie podobni, a mianowicie obaj zdawali sobie sprawę, że życie trwa krótko, a ludzie są tylko śladami stóp na piasku, dopóki nie zmyje ich fala przypływu. I obaj zmierzali ku pędzącej na nich przyszłości z szeroko otwartymi oczami. Na ży­wioł. Być może znajdowali się na przeciwnych biegunach, ale tak samo postrzegali świat, bez złudzeń i samozakłamania. Nie zmienia to jednak faktu, że każdy z nich bez wahania posłałby tego drugiego do piachu. I tego też byli świadomi. Tylko czy do tego dojdzie? Kto wie, może już nigdy się nie spotkają. Tak zakończyła się ich rozmowa. W całym tym zamieszaniu wokół napadu na bank Far East kierowca lincolna Breedan został zabity przez ludzi Hanny, Druckera i Casalsa. Cerrito, który zasłonił się pięciolatką jak tarczą, dostał od Hanny kulkę w głowę. Partner Hanny, Bosko, został zastrzelony przez Shiherlisa. Zgi­nęło trzech mundurowych z wydziału policji Los Angeles, a jedenastu zostało rannych, w tym trzech poważnie. Shiherlis oberwał powyżej ka­mizelki kuloodpornej nabojem kalibru 5,56 mm pędzącym z prędko­ścią 945 metrów na sekundę, który powalił go na ziemię i roztrzaskał mu obojczyk, a odłamki kości wbiły się w górną część tułowia. Neil właściwie zawlókł go na parking przed supermarketem, gdzie zwędził czyjeś kombi. Musieli spieprzać z LA. Neilowi się nie udało. Hanna zabił go przy światłach podejścia do drogi startowej na lotni­sku LAX, kiedy Eady czekała na niego w camaro pod hotelem Marquee na Century Boulevard. Tylko Chris Shiherlis uszedł z życiem.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj