Kolejny polityk próbuje podczas kampanii wyborczej na prezydenta trafić do odbiorców poprzez popkulturę. Grzegorz Braun bierze na warsztat "Gwiezdne Wojny". Nie wiadomo jednak, czy filmik jest tworzony pod kątem humorystycznym, czy wypowiedzi w nim zawarte są na poważnie.
Grzegorz Braun to ultraprawicowy kandydat na prezydenta, którego poparcie według sondaży jest w granicach błędu statystycznego. Jest on m.in. znany jest z tego, że chce koronować Jezusa na króla Polski. Ta wrzutka jest oczywiście zrealizowana w ramach jego kampanii, podobnie do wyczynu innego polityka Janusza Korwina-Mikkego, który pojawił się w kwietniu na festiwalu fantastyki Pyrkon w Poznaniu. Sam Grzegorz Braun jest mocno związany z polską branżą filmową. Znany jest jako scenarzysta filmu science fiction "Arche - czyste zło", uważanego za jeden z najgorszych polskich filmów SF w historii naszego kina. Nie przypadkiem też jego filmik opublikowany został podczas dzisiejszego święta "Star Wars Day".
Problem w tym, że pan Grzegorz Braun nie zrozumiał Gwiezdnej Sagi i wywrócił wszystko do góry nogami. Dla niego rycerze Jedi pod dowództwem Yody (który mógł być Żydem) to intergalaktyczne KGB lub bezpieka z czasów PRL-u, Anakin Skywalker to pułkownik Kukliński, a Luke Skywalker porównany jest do bohatera ZSRR. Polityk próbuje sugerować, że Republika to jest jakby dawny Związek Radziecki, a Imperium jest dobre. Nie brak tutaj też błędów merytorycznych (księżniczka Padme...), ale i trafnych uwag (idiota Jar Jar Binks).
[video-browser playlist="691288" suggest=""]
Zobacz także: Han Solo na zdjęciu i spojrzenie na prace na planie "Przebudzenia Mocy". Spoilery
Problem w tym, że w tym miejscu Braun marnuje szansę wnikliwej analizy Gwiezdnej Sagi pod kątem politycznych machinacji ukazanych w filmach w ciekawej formie. Działanie senatu Republiki jako zepsutej instytucji, w której ważniejsze są kolejne komisje i wpływy ze strony Klanu Bankowego lub Federacji Handlowej, wpływ Zakonu Jedi na działanie rządu i ich udział w Wojnie Klonów, czy samo ogłoszenie Imperium, kiedy to demokracja umiera przy szumie oklasków, kończąc na kwestii działalności Imperium i jego upadku w "Powrocie Jedi". Jak nie można wyczytać tutaj rozsądnego morału z zepsucia Republiki, która popadła w stagnację i nikomu się nic nie chce? Jak można nie dostrzec w osobie Luke'a Skywalkera analogii do tego, co w Polsce działo się w latach 80., gdy pokonywane było "imperium zła"? Można było tutaj znaleźć wiele dobrych porównań, pokazujących morał płynący z tej kosmicznej baśni, a zamiast tego dostajemy filmik, w którym Grzegorz Braun nagina rzeczywistość "Gwiezdnych Wojen" do własnych poglądów, tworząc jakąś karykaturę. Jest to śmieszne, ale wątpliwe jest, by taki był zamiar.
Dlatego potraktujmy to jako jedynie humorystyczną ciekawostkę.