Gwiezdne Wojny; Andor jak House of Cards
Pierwsze cztery odcinki pokazują, że to najpoważniejsza i najbardziej realistyczna rzecz, jaką Gwiezdne Wojny kiedykolwiek zrobiły. Porównuje historię do tego, jako konstruowane są brytyjskie seriale szpiegowskie. To nie jest space opera, jak inne Gwiezdne Wojny, bo jego zdaniem to kosmiczny dramat na serio. Historia świadomie rozwija się powoli ze skupieniem na złożonej i rozbudowanej fabule, postaciach i opowieści, która wymaga od widza zaangażowania, myślenia i uwagi. Niektórzy fani będą mieć problem z jedną rzeczą: w odróżnieniu od każdego innego serialu Star Wars twórcy Andora nie są zainteresowani wprowadzaniem fanserwisu. A wiemy, że fani kochali to w The Mandalorian. Twórcy wolą skupić się na tym, by pokazać jak bohaterowie żyją w rzeczywistości opanowanej przez Imperium. Zdaniem Ramalego niektórzy fani będą niezadowoleni z serialu przez te aspekty. Co więcej, jest to historia dojrzała i skierowana do widzów dorosłych, która wiele zmienia w postrzeganiu Gwiezdnych Wojen. Nadaje ludzkiego, złożonego wymiaru rolom, które w Star Wars przeważnie były ukazywane płytko i banalnie jak w kreskówce. Dodaje, że scenariusze zostały napisane świetnie. Pokazują ważną rzecz na temat szarości świata Gwiezdnych Wojen. Bohaterowie bowiem zachowują się jak złoczyńcy, a czarne charaktery mają momenty, w których mogą zachować się jak bohaterowie. Nic nie jest tutaj proste i czarnobiałe. Dodaje też, że najbardziej fascynującą rzeczą jest pokazanie perspektywy ludzi z Imperium, więc na ekranie nie będziemy śledzić tylko opowieści Rebelii. Wcześniej sam twórca zapowiadał, że agentka Imperialnego Biura Bezpieczeństwa (takie imperialne gestapo) będzie tą osobą, która tę perspektywę pokaże.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj