Za nami finałowy odcinek Zagubionych. Zdania co do oceny ostatniego epizodu w historii serialu są bardzo podzielone. Postanowiliśmy pokazać Wam, jak my oceniliśmy ten wielki the end. Mamy nadzieję, że te kilka odmiennych punktów widzenia, pozwoli wyczerpać temat dzisiejszych dyskusji, które toczyły się w komentarzach do poprzednich newsów ;)

-----------------------------------------

AnDyX o finale:

Finał "Lost". Pamiętam do dziś jak zacząłem swoją przygodę z tym serialem. Zacząłem ją jeszcze w TVP1, tylko dlatego, że dnia, kiedy miał swą premierę, jeden z moich znajomych ustawił sobie opis informujący o tym fakcie, a mnie się akurat nudziło. Serial porwał mnie szybko i bezlitośnie.


Przez te sześć długich lat byłem z Lostem na dobre i na złe, w lepszych i gorszych momentach. Często broniłem tego serialu, bo sporo zarzutów wydawało mi się niesprawiedliwych w pełnej rozciągłości, a całościowo serial nabierał kolorów i smaczków nieustannie. Zmieniał się, przechodził wiele transformacji i metamorfoz, czasami można było odnieść wrażenie, że różne sezony były de facto różnymi serialami. Ale zawsze ciekawymi, intrygującymi i wciągającymi. To serial, który za czasu swego trwania, być może nawet jeszcze w trakcie pierwszego sezonu, zyskał sobie miano kultowego. To serial, który był uwielbiany przez wielu. To serial, który wodził nam palcem przed nosem przez wiele lat, tak bardzo zaostrzając nam apetyty na to, co będzie się działo na końcu. Tyle pytań, tyle tajemnic, tyle niewyjaśnionych spraw. Tak mało odpowiedzi.
Odpowiedzi tych spodziewaliśmy się w tym roku, w tym sezonie. Szybko jednak okazało się, że pierwsza jego część żadnych odpowiedzi nie przyniesie. Widzowie zaczęli więc oczekiwać odpowiedzi od drugiej części sezonu - ale stało się podobnie. Efektem tego, wielka część widzów czekała tylko i wyłącznie na ten historyczny Season Finale, który miał wyjaśnić wszystko.


Tak oto dochodzimy do ostatniego odcinka. Niestety, jestem niezmiernie zawiedziony. Powiedziałbym wręcz, że poddenerwowany i oszukany. Ostatni odcinek nie był w żadnym stopniu tym, czego się spodziewałem. Czekaliście na odpowiedzi? Nie dostaniecie ich. Czekaliście na wyjaśnienia? Nie usłyszycie ani słowa. Czekaliście na emocje, ekscytacją i podniecenie? Nie doczekacie się i tego... Zamiast tego wszystkiego dostaliśmy ckliwą opowiastkę, nasączoną patetycznymi linijkami tekstu, które koniec końców nic nie zmieniają. Klamra, którą scenarzyści wymyślili, aby zakończyć serial - okazała się porażką. I to jeszcze naciąganą. Nie wyjaśniono kim był brat Jacoba, nie wyjaśniono, dlaczego zginął jak mucha rozpłaszczona na ścianie. Nie wyjaśniono, przed kim teraz ma być chroniona wyspa, ani tego, dlaczego Jack przeżył potyczkę ze źródłem, mimo że tylko Desmond miał rzekomo być na nie odporny. Nie wyjaśniono również czym owe źródło jest. Wygląda to zupełnie tak, jakby wymyślono je pod sam koniec tylko po to, żeby móc na coś zrzucić winę za wszystko.


Możnaby pisać naprawdę wiele i naprawdę dużo. Koniec końców odczucie po finale serialu to poczucie żalu. Scenarzyści nie stanęli na wysokości zadania i nie zaoferowali nam zwieńczenia godnego tej historii. Wszystko to, co działo się przez te lata straciło pewną wartość. Żałuję tego, że finał ten wyglądał tak, a nie inaczej. Żałuję, że zamiast ostatniego, wielkiego odcinka, dostaliśmy papkę, która nie miała ładu, składu, akcji i wszystkiego innego. Dość powiedzieć, że podczas oglądania odcinka, kilka razy prawie po prostu zasnąłem i tylko dzięki sile woli udało mi się dotrwać do końca, czyli sceny, w której jawi się nam niejako łapanka aktorów z wszystkich popularnych dziś seriali. Wiem, że miała to być doniosła scena ukazująca bohaterów Losta, ale zamiast tego widziałem tam cross-over popularnych seriali. A potem już tylko światło. Światło, które paradoksalnie rzuciło cień na cały serial.

-----------------------------------------

Nev o finale:

Czuję się strasznie rozczarowany finałem Zagubionych. Szczerze mówiąc uważam, że scenarzyści poszli po najprostszej linii i postanowili zakończyć wszystko wielką, emocjonalną mieszanką. Finał nic nie wyjaśnia. Nie ma żadnych odpowiedzi. Wszystko pozostawiono (niby) wyobraźni widza, bo tak było najprościej. Mieliśmy się cieszyć i radować, że wszyscy się odnaleźli i są razem. Naprawdę, wspaniałe zakończenie. Szkoda tylko, że zabrakło w tym wszystkim jakiejkolwiek logiki. Padło jedno zdanie wyjaśnienia, z którego wynika, że wszyscy ci, którzy znaleźli się w finałowej scenie, umarli. Nie żyją, ale ponieważ znajdują się w jakimś tajemniczym miejscu, oderwanym od czasu, to mogą przebywać razem. Skąd do miejsce się wzięło? Tak naprawdę do czego była potrzebna ta wyspa?!


Każdy, kto(tak jak ja) szykował się na jakieś wielkie boom w ostatnich minutach, z pewnością czuł się rozczarowany. Nie twierdzę, że odcinek był nudny. Wręcz przeciwnie. Pełno było zwrotów akcji i ciekawych scen. Niestety, taka gra na naszych emocjach, nie znalazła należytego ujścia. Nie było jak rozładować napięcia związanego z finałem tej przedziwnej historii, a więc po ukazaniu się wielkiego napisu LOST, czułem się nieco… zdezorientowany.


Zawsze uważałem, że Lost, ma to coś w sobie dzięki logice, którą kierowali się scenarzyści, wybierając kolejne bramki, którymi podążała cała historia. Niestety, finał jest zupełnym zaprzeczeniem powyższego zdania. Ostatnie dwa odcinki serialu, były wręcz przeładowane sytuacjami pozbawionymi logicznego rozumowania. Weźmy na przykład ten samolot. Uszkodzoną maszyną odlatuje sobie jeden pilot, który wcześniej naprawia układy tejże maszyny. Za pas startowy posłużył mu piaszczysty kawałek zarośniętej wyspy, a sam samolot został zatankowany chyba piwem Dharmy. Do takich absurdalnych scen dochodzi w większości produkcji telewizyjnych, bo zazwyczaj nie mają one trafiać do nazbyt wymagającej widowni. W przypadku Losta, było jednak inaczej. Przyzwyczailiśmy się (a raczej zostaliśmy przyzwyczajeni) do tego, że cała historia, mówiąc kolokwialnie, się kleiła.

Najwyraźniej jednak nadmiar zagadek, których nie dało się wyjaśnić, przebrał przysłowiową czarę. Z pewnością powodem mojego rozczarowania są zbyt wygórowane oczekiwania, które wiązałem z dzisiejszym odcinkiem. Ale trudno było mi pozostać obojętnym, wobec zakończenia serialu, którym fascynowałem się od ponad sześciu lat…

-----------------------------------------

SSJ o finale:

Zagorzałym fanem Zagubionych nigdy nie byłem. Nie uwielbiałem tego serialu. Ba, pierwszy sezon ciągnął mi się niemiłosiernie… Dopiero wraz z drugim (wg większości dużo słabszym) mnie wciągnął i sprawił, że chciałem oglądać dalej. Nie powiem, żebym jakoś psioczył na jego jakość, bo Lost był i jest bardzo dobrym serialem. Nie mam do niego sentymentu jak większość, nie był to mój pierwszy amerykański serial, który zacząłem oglądać. Ot, oglądałem z przyjemnością i tyle.


Finał zawsze wyobrażałem sobie jako ostateczne uratowanie się rozbitków, wielki ratunek bądź też ucieczka z wyspy. Podniosła atmosfera, łzy szczęścia, kibicowanie bohaterom, tak miało to wyglądać. I wszystko szło dobrze aż do premiery czwartej serii. Genialny (w mojej opinii najlepszy finałowy odcinek w serialu i jeden z najlepszych w ogóle jeśli chodzi o produkcje telewizyjne) ostatni odcinek trzeciego sezonu dawał ogromne nadzieje i zapowiadał, że dalszy ciąg przygód rozbitków będzie ciekawy.


I przyszedł wyczekiwany, upragniony czwarty sezon. Bardzo dobry, trzeba dodać. Tyle że inny. Inny niż miał być (w moim mniemaniu). Zabawy z czasem zrobiły z tego serialu kompletne science fiction, podczas gdy wcześniej był to zwykły dramat z domieszką tajemniczości, jakiegoś drobnego sci-fi. To zabiło Zagubionych jakich poznałem i lubiłem. Zaczęto wymyślać jakieś koła przesuwające wyspę, dziwne mechanizmy, cuda, bajery, ogólnie dosyć prymitywne rozwiązania. Klimat uległ zmianie i o ile wciąż był to serial dobry i wciągający, o tyle już wtedy zdałem sobie sprawę, że odpowiedzi na wszystkie dotychczasowe zagadki, pytania nie uzyskam.


Dlatego też dzisiejszy finał serialu mi się podobał. Bo nie liczyłem na jakąś deux ex machinę, która nagle wszystko wyjaśni. Wiedziałem, że to niemożliwe. Część zagadek, w sumie tych najważniejszych, rozszyfrowano na początku sezonu np. kandydaci, czarny dym. Chciałem jedynie dobrego, pełnego emocji odcinka. To właśnie dostałem.
To wszystko na dodatek podano w lostowym stylu. Zostawiono nas z kolejnymi pytaniami bez odpowiedzi. I dobrze. Bez porządnego WTF?!?!?! na koniec to nie byliby Zagubieni. Dla niektórych było to WTF?! Co to ma być za gówniane zakończenie? Tak to kończą? Co za bezsens!, dla mnie było to WTF?! No, no, ciekaw jestem, co to oznacza.


Każdy niech sobie interpretuje to zakończenie jak chce, a w tajemnicy powiem wam, że moja własna interpretacja całkowicie spełnia moje oczekiwania. Choć mówi to gość, któremu podobał się ostatni odcinek Battlestar Galactica, tegoroczny finał Supernatural i uważa, że Heroes od zawsze było dennym serialem, nawet jego wychwalany pierwszy sezon.

-----------------------------------------

Sph o finale:
No i jeszcze coś krótkiego ode mnie. Dopisuje się do całego newsa jako ostatni, tak więc mam możliwość w niewielkim stopniu ustosunkować się do tego, co napisali koledzy wyżej. Mam nadzieję, że mnie za to nie znienawidzą, ponieważ nie mam zamiaru podważać ich zdania. O swojej historii i przygodach z "Lostem" nie mam zamiaru pisać wiele. Mogę nadmienić tylko, że jest to serial, na którym (razem z "24") się wychowałem. Szeroko pojęte zainteresowanie amerykańską telewizją i serialami wzięło się właśnie od tych dwóch pozycji - "24" i "Losta". Pech chciał, że oba seriale, dzień po dniu - kończą się - i zostanie po nich gigantyczna pustka, której nic nie będzie w stanie wypełnić.

Po finale nie spodziewałem się odpowiedzi, sami producenci w wywiadach przed emisją finałowego sezonu zaznaczali, że nie odpowiedzą na wszystkie pytania. Wielu rzeczy będzie trzeba się domysleć. No i tak też było - odpowiedzi nie było żadnych, czepiać się można masy nieścisłości, nielogiczności i braku realizmu. Ale przecież to jest "Lost". Serial, który zmienił oblicze telewizji, serial, który zmieniał moje oblicze przez 6 ostatnich lat. Żadna produkcja nie potrafiła oddziaływać na mnie w taki sposób jak dzieło Lindelofa i Cuse'a. Stworzyli coś, co przeszło do historii telewizji, bez względu na to, jak zostało zakończone.

W żadnym wypadku nie mogę zgodzić się z opiniami, że finał nie wywoływał emocji. Była ich masa, nawet kiedy po 20 minutach odcinka bardzo łatwo dało się wywnioskować, że alternatywna rzeczywistość to czyściec, a bohaterowie są duchami (czy jakkolwiek inaczej to nazwać). Rozkładając odcinek na części pierwsze można czepiać się mnóstwa rzeczy (brak Jacoba, brak dymka...), ale według mnie - nie warto.

"Lost" to arcydzieło, a finał w samym odbiorze (nie wykonaniu) był epicki i całkowicie spełnił moje oczekiwania.

-----------------------------------------



Dodatkowe info, które właśnie zostało mi przesłane (nie mogę ujawnić danych nadawcy): pamiętajcie ze zdanie SSJa jest jedynym słusznym i kto go nie podziela dostanie bana.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj