27 lutego na swoim profilu facebookowym Kaja Malanowska, autorka między innymi nominowanej do Paszportu Polityki i nagrody NIKE powieści "Patrz na mnie, Klaro" napisała:

[cytat=Kaja Malanowska] 6 800 złotych. Tyle za 16 miesięcy mojej ciężkiej pracy. Wiem, że wku(....) jest wylewanie frustracji na FB, ale mam ochotę strzelić sobie w łeb. (w tym momencie pojawia się sporo niecenzuralnych słów) ... pozdrawiam rynek czytelniczy. [/cytat]

Wywołała tym samym dyskusję o zarobkach pisarzy, w którą włączyli się bezpośrednio zainteresowani, jak Jakub Żulczyk czy Jacek Dehnel, którzy skrytykowali koleżankę po piórze. Dyskurs przeniósł się także na łamy serwisu natemat.pl, gdzie ukazał się wywiad z Malanowską. Czytamy w nim:

[cytat=Kaja Malanowska dla natemat.pl] Niezależnie od tego, jaką mam opinię na temat rzekomej wyjątkowości zawodu pisarza, warto sobie zadać pytanie czy chcemy, aby pisarstwo wymarło. Cormac McCarthy powiedział kiedyś "The ugly fact is books are made out of books." I to jest prawda. Książki i pisarze muszą ze sobą rozmawiać, współistnieć tworząc całość. Jeżeli wykończymy większość pisarzy i zostaną tylko ci najlepsi, to wykończymy w ogóle literaturę w Polsce. I teraz oczywiście musimy odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy traktować literaturę jak inne produkty, czy jednak uznajemy, że to jest coś wartego wsparcia ze strony państwa. (...) uważam, że obowiązkiem państwa jest wspieranie pisarzy również przez kontrole rynku księgarskiego. Odbyliśmy już publiczną dyskusję na temat tego, że pewne instytucje i aktywności powinny być przez państwo dotowane, takie jak teatry, koncerty czy wystawy. Nie widzę powodu, żeby nie porozmawiać teraz o pisarstwie. [/cytat]

Zapytana o konkretne mechanizmy wsparcia pisarzy, autorka odpowiedziała:

[cytat=Kaja Malanowska dla natemat.pl] Jest masa rzeczy, które można zrobić. Na całym świecie pisarze zarabiają np. poprzez spotkania literackie. Kiedy wydałam pierwszą książkę, istniało jeszcze coś takiego jak system sponsorowania przez państwo bibliotek w różnych większych i mniejszych miejscowościach. W takim układzie biblioteka ma fundusz, żeby zaprosić jakiego się jej tylko podoba pisarza, zapłacić mu za przejazd, za nocleg i dać paręset złotych za to, że pogoda z czytelnikami. Być może znowu do takiego systemu można by wrócić. [/cytat]

Przeciwnicy Malanowskiej zarzucają jej, że cała ta dyskusja krąży wokół tego, że nikt nie kupował jej książek. Uważają, że skoro nie ma na nie popytu, najwyraźniej autorka nie powinna pisać.

Oczywiście pozostaje także pytanie, kto - jeżeli Państwo zdecyduje się wspierać autorów - będzie decydować o dotacjach. W końcu pisarzem ogłosić się może każdy, a dzięki self-publishingowi wydrukowanie książki ze swoim nazwiskiem również nie sprawia żadnego problemu.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj