Imperium złota - opis książki
Dewabad upadł. Po brutalnym podboju, który całkowicie pozbawił miasto magii, przywódczyni Nahidów, Banu Maniże, i wskrzeszony dowódca, Dara, muszą spróbować naprawić swój rozpadający się sojusz. Czas opanować wojujący lud. Jednak rozlew krwi i utrata ukochanej Nahri uwolniły w Darze najgorsze demony. Aby je pokonać, musi stawić czoła bolesnym prawdom o sobie samym i oddać się w ręce tych, których kiedyś uważał za wrogów. Po ocaleniu od morderczych rodzin i śmiercionośnej polityki Dewabadu, Nahri i Ali, teraz bezpieczni w Kairze, stają przed trudnymi wyborami. Nahri odnajduje spokój w starym rytmie miasta i wygodach swojego domu, lecz prześladuje ją świadomość, że jej bliscy, których zostawiła, oraz ludzie, którzy uważali ją za wybawczynię, są na łasce nowego tyrana. Ali również nie może się powstrzymać od patrzenia wstecz. Jest zdeterminowany, by wrócić i uratować swoje miasto oraz rodzinę, która w nim pozostała. Szukając wsparcia w ojczyźnie swojej matki, odkrywa, że jego związek z maridem sięga znacznie głębiej, niż się spodziewał, i zagraża nie tylko jego relacjom z Nahri, ale także jego wierze. Imperium złota opowiada o tym, że gdy pokój staje się coraz bardziej nieuchwytny, a przeciwnicy powracają, Nahri, Ali i Dara zaczynają rozumieć, że aby zmienić świat, być może będą musieli walczyć z tymi, których kiedyś kochali… i stanąć w obronie tych, których kiedyś skrzywdzili. S. A. Chakraborty jest autorką cenionej przez krytyków trylogii Dewabad. Jej książki były nominowane do nagród Locus, World Fantasy, Crawford i Astounding. Kiedy nie jest zakopana w książkach o oszustach z trzynastego wieku i intrygach politycznych Abbasydów, wspina się, robi na drutach i odtwarza skomplikowane średniowieczne przepisy kulinarne. Miasto mosiądzu, pierwsza część trylogii Dewabad, było jej debiutancką książką. Żyje w New Jersey z mężem, córką i wciąż rosnącą liczbą kotów.Imperium złota - fragment powieści
Baśniowy świat Dewabadu zniknął, zastąpiony przez meczety i mury Kairu, stare ceglane budynki niknące w chmurach kurzu, a także pustynię migoczącą od gorąca i zalane pola. Nahri zamrugała i przetarła oczy. Miasto pozostało na swoim miejscu, podobnie jak Wielkie Piramidy, stojące dumnie na tle jasnego nieba za szeroką, błękitną wstęgą Nilu. „Egipt. Jestem w Egipcie”. Odkryła nagle, że przyciska pięści do skroni, tak mocno, że bolało. Czy to był sen? A może to Dewabad był snem? Koszmarem? Na pewno bardziej prawdopodobne wydawało się to, że znalazła się znów w Kairze jako człowiecza kobieta, uboga złodziejka, specjalistka od przekrętów, zwiedziona własnymi sztuczkami, niż to, że przeżyła ostatnie sześć lat jako przyszła królowa ukrytego państwa dżinnów. I rzeczywiście mogłoby tak być, gdyby nie dyszący, spocony i wciąż jeszcze lekko błyszczący książę, który właśnie zasłonił Nahri panoramę Kairu i okolic. A więc to nie sen, chyba że zabrała jego fragment na jawę. – Nahri – wyszeptał Ali. Oczy miał przekrwione, a wzrok pełen rozpaczy, woda spływała mu po twarzy. – Nahri, proszę, powiedz, że mi się to tylko wydaje. Proszę, przekonaj mnie, że to nie to, na co wygląda. Wciąż odrętwiała dziewczyna spojrzała ponad jego ramieniem. Tak długo tęskniła za egipskimi krajobrazami, że teraz nie potrafiła odwrócić od nich wzroku. Ciepły wiatr igrał z jej włosami, a dwa nektarniki ćwierkały głośno, uwijając się w gęstych pnączach, pochłaniających ceglaną ruinę. Była właśnie pora wylewu: każdy Egipcjanin rozpoznałby to na pierwszy rzut oka, gdyby spojrzał na zalane nabrzeża i wodę Nilu pluskającą o korzenie palm. – To wygląda na dom – stwierdziła ochryple. Nie mogła uleczyć gardła, gdyż jej magię wciąż blokowała pieczęć Sulejmana błyszcząca na policzku Alego. – Wygląda na Egipt. – Nie możemy być w Egipcie! – Ali cofnął się o krok i oparł ciężko o zrujnowaną wewnętrzną ścianę minaretu. Na jego twarzy pojawił się gorączkowy rumieniec, a ze skóry uniósł się mglisty obłok. – D-dopiero co byliśmy przecież w Dewabadzie. Pociągnęłaś mnie za sobą z muru… Czy chciałaś… – Ależ nie! Próbowałam tylko uciec od Maniże. Powiedziałeś, że jezioro jest już wolne od klątwy, więc pomyślałam, że popłyniemy do brzegu. Na pewno nie chodziło mi o to, żebyśmy zmaterializowali się nagle na drugim końcu świata! – Drugim końcu świata… – powtórzył głucho Ali. – O mój Boże. O m ó j B o ż e. Musimy wrócić. Musimy… – przerwał, sycząc boleśnie i unosząc dłoń ku sercu. – Ali?! – Złapała go za ramię. Z bliska dostrzegała, że jest nie tylko przerażony. Wyglądał na ciężko chorego: trząsł się i pocił bardziej niż człowiek umierający na gruźlicę. Wyszkolenie Nahri wzięło górę. – Siadaj – rozkazała, łagodnie pomagając mu usiąść na ziemi. Książę zacisnął mocno oczy i oparł głowę o ścianę. Wyglądał, jakby z całych sił próbował powstrzymać się od krzyku. – To chyba pieczęć – sapnął, przyciskając pięść do piersi, a raczej do serca, w którym dzięki zręczności palców Nahri powinien spoczywać teraz pierścień Sulejmana. – Pali mnie! – Pozwól, niech spojrzę. – Złapała jego dłoń, gorącą jak czajnik z kipiącym wrzątkiem, i odciągnęła ją od ciała Alego. Skóra pod nią wydawała się zupełnie normalna. Bez magii nie potrafiła go jednak zbadać dokładniej. Ośmioramienny znak Sulejmana wciąż płonął na policzku młodzieńca, blokując jej moc. Przełknęła ślinę, próbując opanować strach. – Będzie dobrze – oświadczyła. – Zdejmij tylko zaklęcie pieczęci, a zlikwiduję twój ból i będę mogła lepiej cię zbadać. Otworzył oczy, w których obok cierpienia pojawiła się teraz konfuzja. – Zdjąć zaklęcie? – Tak. Zaklęcie pieczęci, Ali – powtórzyła Nahri, próbując opanować panikę. – Pieczęci Sulejmana. Nie mogę używać magii, kiedy znak na twojej twarzy tak świeci! Odetchnął głęboko, z każdą chwilą wyglądał coraz gorzej. – Ja… no dobrze. – Obejrzał się na nią, z trudnością próbując skupić uwagę na jej twarzy. – Jak mam to zrobić? Nahri spojrzała na niego. – Jak to „j a k”? Pieczęć jest własnością twojej rodziny od wieków. Nie wiesz, jak się nią posługiwać? – Nie. Tylko emirowi wolno… – Książę skrzywił się, dźgnięty nowym ukłuciem bólu. – O Boże, Z i r u… – Ali, proszę. Młodzieniec był jednak zbyt oszołomiony, a wspomnienie śmierci brata przeważyło szalę. Siedział teraz bezwładnie przy ścianie, łkając i bełkocząc coś po gezirijsku. Łzy toczyły mu się po policzkach, żłobiąc ścieżki w brudzie i zaschniętej krwi. Dobiegł ich śpiew ptaków, a bryza zakołysała pniami palm, górujących nad zrujnowanym meczetem. Nahri poczuła, że serce wyrywa jej się z piersi. Radość z powrotu do domu walczyła w jej umyśle ze wspomnieniami koszmarnych wydarzeń, które sprawiły, że oboje pojawili się tu tak nagle. Przykucnęła. „Myśl, Nahri, myśl!” Musiała opracować jakiś plan. Nie potrafiła jednak trzeźwo myśleć teraz, gdy czuła jeszcze aromat trucizny we krwi Muntazira i słyszała, jak Maniże łamie kości Alego. Nie umiała planować, gdy widziała wciąż błagalne spojrzenie zielonych oczu Dary z drugiego końca zawalonego korytarza pałacu. Jeszcze raz głęboko odetchnęła. „Magia. Odzyskaj swoją magię i wszystko się ułoży”. Bez uzdrowicielskich umiejętności czuła się wyjątkowo bezbronna i słaba, jak nigdy w życiu. Całe ciało ją bolało, a w nosie czuła metaliczny zapach krwi. – Ali. – Ujęła jego twarz w dłonie, próbując nie martwić się przerażająco nienaturalnym, nawet jak na dżinna, gorącem jego lepkiej skóry. Otarła mu łzy z policzków, zmuszając księcia, żeby spojrzał jej prosto w twarz. – Oddychaj. Znajdziemy chwilę, by go opłakiwać, podobnie jak wszystkich pozostałych, obiecuję, ale teraz musimy się skupić. – Wiatr przybrał na sile, targał jej włosami i zasłaniał nimi jej twarz. – Muntazir mówił, że dojście do siebie po założeniu pierścienia może zająć kilka dni. – Przypomniała sobie. – Może to normalny stan? Alim targały gwałtowne dreszcze jak podczas ataku padaczki. Skóra mu poszarzała, a wargi wyschły i popękały. – Nie sądzę, by to było normalne… – Para unosiła się nad jego ciałem gęstą chmurą. – To p r a g n i e ciebie – wyszeptał. – Wyczuwam to. – N-nie mogłam – wyjąkała. – Nie byłam w stanie go przyjąć. Słyszałeś, co powiedziała Maniże o szafitach? Gdyby pierścień mnie zabił, zamordowałaby cię i zagarnęła go dla siebie. Nie mogłam tak ryzykować! Pieczęć znów rozbłysła na jego policzku, jakby w gniewnej odpowiedzi. Znak na twarzy Ghassana przypominał tatuaż czarniejszy niż noc, natomiast u Alego wyglądał tak, jakby narysowano go rtęcią, połyskującą teraz w promieniach słońca.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj