W filmie Rogue One: A Star Wars Story wskrzeszono postać Wielkiego Moffa Tarkina, którego widzowie doskonale pamiętają z części IV Gwiezdnej Sagi. W 1977 roku grał go legendarny Peter Cushing, który zmarł w 1994 roku. Twórcy dostali pozwolenie od jego spadkobierców na wykorzystanie wizerunku aktora. John Knoll, jeden z dowodzących firmą Industrial Light & Magic i osoba nadzorująca tworzenie efektów specjalnych w Rogue One: A Star Wars Story zdradził, ze wszyscy wnikliwie przemyśleli etyczną sprawę wskrzeszenia aktora efektami specjalnymi. Jego zdaniem tworzenie tego efektu komputerowego jest w duchu Gwiezdnych Wojen, które zawsze rewolucjonizowały efekty specjalne. Kiri Hart z Lucasfilmu wyjawia, że musieli wprowadzić Tarkina, bo jest on bardzo związany z Gwiazdą Śmierci i jego nieobecność byłaby trudna do wytłumaczenia. Musieliby wyjaśnić, dlaczego go tutaj nie ma, by wszystko było zgodne z spójną fabułą całego kanonu Gwiezdnych Wojen.
fot. Lucasfilm
Guy Henry znany z m.in. z V for Vendetta czy Harry Potter and the Deathly Hallows: Part 1 grał Tarkina na planie. Aktor ma podobną budową ciała i mimikę twarzy, oraz potrafi naśladować głos zmarłego aktora. Podczas zdjęć miał on na twarzy specjalne znaczniki oraz nosił na głowie kamery potrzebne do motion capture. Takim sposobem zbierano materiał dla animatorów, którzy potem mieli efektami komputerowymi nałożyć twarz Petera Cushinga na oblicze Guya Henry'ego. John Knoll opisuje cały proces porównując go do nakładania bardzo zaawansowanej technologicznie cyfrowej charakteryzacji.
- Zmieniamy wizerunek aktora, by wyglądał jak inna postać, ale robimy to przy pomocy technologii cyfrowej - tłumaczy.
Musieli zachować równowagę pomiędzy komputerową postacią, która ma wyglądać prawdziwe, a tym, że ma przypominać Petera Cushinga. Musieli ciągle pracować nad detalami, by wszystko grało na ekranie. Na przykład część IV, w której występował Cushing, miała inne oświetlenie, więc trzeba było dopasować je tak, by był on identycznie oświetlony na Gwieździe Śmierci, jak w tamtym filmie.
- Oświetlenie go w taki sam sposób, jak w Nowej nadziei poprawiało podobieństwo do prawdziwego Tarkina, ale pogorszyło poczucie tego, że oglądamy prawdziwą postać, bo był inaczej oświetlony niż pozostali aktorzy w danej scenie.
Knoll tłumaczy, że musieli zwracać uwagę na wszelkie niuanse kreacji Petera Cushinga, by je dokładnie odtworzyć. Polegało to na odtworzeniu subtelnych tików i innych detali. Ekspert od efektów specjalnych twierdzi, że zanim podeszli do tych szczegółów, ich efekt wyglądał jak krewny Petera Cushinga, ale w żadnym momencie go nie przypominał. Kluczową zasadą animatorów był realizm. Ten efekt specjalny miał wyglądać prawdziwe i było to ważniejsze, niż 100% podobieństwo do prawdziwego Cushinga. John Knoll wyjawił, że jeśli nie stworzyliby dobrego efektu specjalnego, mieli zapasowy plan związany ze zmniejszeniem roli Tarkina:
- Rozmawialiśmy o udziale Tarkina w rozmowach poprzez hologram albo poprzez przekazywanie słów przez inne postacie.
Efekt końcowy wywołał niemałe kontrowersje. Jedni zachwycają się lub zaskakują, gdy nie rozpoznali, że to efekt komputerowy, inni krytykują nazywając to brakiem szacunku dla zmarłego.
fot. Lucasfilm
John Knoll nie sądzi, że ich praca doprowadzi do otwarcia możliwości wskrzeszania aktorów efektami komputerowymi. Tłumaczy, że tutaj zrobili to z bardzo ważnych powodów fabularnych, gdyż ta postać jest kluczowa dla opowiadanej historii.
- Taki efekt wymaga ogromnego nakładu ludzi i jest bardzo drogi. Nie wyobrażam sobie, by coś takiego mogło być robione w każdym filmie w sposób zwyczajny - wyjaśnia.
Zapowiada, że nie mają zamiaru ciągle dokonywać cyfrowego odtwarzania aktorów. To zostało zrobione tylko tutaj, bo tu miało to sens. To samo mówią o stworzeniu komputerowej twarzy księżniczki Lei. Animatorzy oparli się na fragmentach części IV. Kiri Hart z Lucasfilmu uważa,że to również było najlepsze wykorzystanie tego efektu specjalnego, by powiększyć emocjonalne wrażenie dla widzów. Knoll wspomina też, jak udało się wprowadzić do filmu postaci dowódców eskadr myśliwców z części IV. Okazało się, że użyli niewykorzystane wcześniej fragmenty z części IV, które znaleźli w archiwach Lucasfilmu. Wycięli z nich samych aktorów i wkleili ich do generowanych komputerowo kokpitów myśliwców z Rogue One: A Star Wars Story.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj