Popołudniem, krótko przed zmierzchem, bo październikowy zmierzch zapada w Moskwie wcześnie, karawan agencji pogrzebowej „Rytuał” dostarczył zwłoki z trumną na dziedziniec ambasady. Kierowca dziwił się, że skrzyni nie zalakowano, jak zazwyczaj, we wnętrzu samochodu. Grupa młodych mężczyzn wniosła ją na ramionach do środka budynku. Konsul zalakował trumnę, ostemplował dokumenty i natychmiast wyruszył z nimi na lotnisko, aby najpierw załatwić sprawy papierkowe, a później osobiście dopilnować odprawy ładunku do Polski. Trumnę ustawiono wprost na marmurowej posadzce przed salą kinową. Nikt nie domyślił się, aby przynieść krzesła, które mogłyby posłużyć za katafalk. Żałobną modlitwę, mnimosinon, prowadził po grecku młody, brodaty człowiek, ubrany w czarny sweter, na który narzucił epitrachelion – szeroką, złoconą stułę. Jeden z kolegów zmarłego wyjaśnił, że nie mogli znaleźć księdza katolickiego, więc poprosili o posługę duchownego kościoła greckiego. Sekretarz do spraw nauki wiedział, że Wiśniewski miał wielu znajomych w greckim ziomkostwie w ZSRR. Greczynką z pochodzenia była też jego przyjaciółka. Wciśnięta w krzesło czarnowłosa dziewczyna, dwiema rękami obejmowała głowę, pochyloną prawie na kolana. Jej ciałem wstrząsał bezgłośny szloch. Stojący obok chłopak nieśmiało, z obawą, dotykał jej ramienia i coś szeptał do ucha. Na posadzce, przy krześle leżał bukiet białych róż, porzucony i zbędny niczym niestosowny rekwizyt. Wszyscy pozostali, mniej więcej trzydzieścioro chłopców i dziewcząt, stanęli w kręgu wokół trumny. Dyplomata znał ich wszystkich. O każdym z nich wiedział być może nawet więcej niż oni sami mogli o sobie powiedzieć. Znał ich imiona, nazwiska, rodziny, przyzwyczajenia, historię życia. Tylko ich przyszłość pozostawała nieznana, a teraz, patrząc na zwłoki jednego z nich, na skręconą w bólu dziewczynę w kącie holu, uświadamiał sobie, jak nieprzemyślaną awanturą był cały projekt. Górne lampy w holu wygaszono, aby nie przyciągać uwagi rosyjskich milicjantów, dyżurujących przed gmachem ambasady ani innych postronnych. Jedynie wątła smuga światła z korytarza, prowadzącego w stronę biblioteki i jadalni, rozpraszała ciemność. Na marmurowym blacie, który podczas tłumniejszych przyjęć w ambasadzie służył za ladę baru, gdzie na gości czekały baterie kieliszków, ktoś postawił wielką gromnicę. W jej nikłym blasku, drgającym w przeciągu, cienie zgromadzonych tańczyły na ścianach pomieszczenia, wyłożonych białym marmurem, jakby sprzysiężenie wyznawców nowej wiary sprawowało tajemniczy obrządek w wapiennych katakumbach. Dyplomata rozumiał, niemal fizycznie odczuwał wszystkimi porami skóry, że ta gromada ludzi wyrasta z wieku młodzieńczego, wychodzi spod jego opieki, przecina pępowinę z czasem beztroskiej młodości i staje się odrębnym bytem, zupełnie niezależnym, nieobliczalnym i groźnym. Niski basowy śpiew duchownego krążył w zakamarkach obszernego holu, spływał na spleconych w kręgu młodych ludzi, wiązał ich ze sobą w tajne bractwo. – Pater hemon ho en tois uranois… – modlił się ksiądz. – Amen! – odpowiedzieli chórem zgromadzeni. Potem ponieśli trumnę na rękach do karawanu. Odprowadzili do bramy ambasady, idąc szpalerem po obu stronach auta. Sekretarz do spraw naukowych i dwaj koledzy zmarłego pospiesznie ruszyli na lotnisko, aby zdążyć na przedwieczorny samolot. Konsul i jeszcze jeden z kolegów mieli wyruszyć później, ostatnim wieczornym rejsem, towarzysząc Wiśniewskiemu w drodze do domu. Zamknęły się metalowe wrota ambasady, z trzaskiem zetknęły się oba skrzydła. Ciemnowłosa dziewczyna wciąż siedziała na krześle w kątku holu. Już nie płakała. Tylko jej szczupłe ciało trzęsło się jak w febrze.
Strony:
  • 1
  • 2
  • 3 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj