Westchnął, poprawił się na łóżku i rozejrzał po obskurnym wynajętym pokoju. Był absolutnie pewny, że gdzieś pośród pocztówek z dziełami sztuki i fotokopiami plakatów do gniewnych dramatów jest fotografia Nelsona Mandeli – niczym zdjęcie wymarzonego kochanka. Przez ostatnie cztery lata widział wiele takich pokoi porozrzucanych po mieście niczym sceny przestępstw. Pokoi, w których zawsze znajdziesz album Niny Simon. Mimo że większość z nich odwiedził tylko raz, wiedział, że wszystkie były łudząco podobne. Ohydne nocne lampki, smutne roślinki w doniczkach, zapach taniego proszku do prania, niedopasowane prześcieradła. Emma miała też iście artystyczną skłonność do fotomontażu – źle naświetlone zdjęcia znajomych i rodziny pozatykane pomiędzy reprodukcjami Chagalla, Vermeera, Kandinsky’ego i fotografii Che Guevary, Woody’ego Allena i Becketta. Nic nie było tu neutralne, wszystko wskazywało na jej przekonania, określało światopogląd. Cały pokój był jak manifest. Emma była jedną z tych dziewczyn, które używają słowa „burżuazja” jako obelgi. Mógł zrozumieć, dlaczego „faszysta” ma negatywne konotacje, ale lubił słowo „burżuazja” i wszystko, co się za nim kryje. Bezpieczeństwo, podróże, dobre jedzenie, dobre maniery, ambicja. Za co ma niby przepraszać? Wypuścił z ust smugę dymu. Macając ręką podłogę pod łóżkiem, natrafi ł na książkę. Nieznośna lekkość bytu, strony wyraźnie zagięte na erotycznych kawałkach. Paradoks tych kreujących się na indywidualizm dziewczyn polega na tym, że one wszystkie są dokładnie takie same. Kolejna książka: Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem. Kompletny idiota, pomyślał Dexter, pewny, że sam nigdy nie popełniłby takiego błędu. Podobnie jak Emma Morley dwudziestotrzyletni Dexter Mayhew nie miał jasnej wizji przyszłości. Chciał odnieść sukces, żeby rodzice byli z niego dumni. Chciał sypiać z więcej niż jedną kobietą w tym samym czasie. Ale jak to wszystko pogodzić? Pragnął być bohaterem artykułów opisujących jego życiowe dokonania, ale nie miał pojęcia, w jakiej dziedzinie. Chciał życia pełnego wrażeń, ale bez problemów i komplikacji. To żaden plan, a i tak zdążył już popełnić błędy. Choćby dzisiejsza noc. Będzie miała nieprzyjemne reperkusje – łzy, kłopotliwe telefony, pretensje. Jak najszybciej powinien się stąd ulotnić. Spojrzał na swoje porozrzucane ubrania, jakby planował ucieczkę. Z łazienki dobiegł go ostrzegawczy odgłos starej spłuczki, więc szybko odłożył książkę pod łóżko, natrafiając przy okazji na małą żółtą puszkę po musztardzie. Otworzył ją i zobaczył prezerwatywy oraz drobne, szare pozostałości skręta. Perspektywa seksu i jointa ukryta w małej żółtej puszce polepszyła mu humor i zdecydował, że może jeszcze trochę zostanie. W łazience Emma Morley wytarła z kącików ust pastę do zębów, zastanawiając się, czy ta noc nie jest jednym wielkim błędem. Wreszcie po czterech latach romantycznej posuchy znalazła się w łóżku z kimś, kogo naprawdę lubi, kogo polubiła od dnia spotkania na imprezie w 1984, z kim za parę godzin się rozstanie, prawdopodobnie na zawsze. Przecież on nie zaprosi jej na wspólną podróż do Chin, zresztą ona i tak bojkotuje Chiny. Dexter Mayhew. Całkiem w porządku. Może nie jest superinteligentny i bywa zdecydowanie zbyt zadowolony z siebie, ale za to jest zabawny, lubiany i nie da się ukryć, bardzo przystojny. Dlaczego więc musi być taka zrzędliwa i sarkastyczna? Dlaczego nie może być po prostu zabawna i pewna siebie, jak te odstawione, roześmiane panienki, które zwykle się koło niego kręcą? Przez maleńkie okno zobaczyła, że zaczyna świtać. Otrzeźwiała. Przygładziła swoje okropne włosy, przybrała odpowiednią minę, pociągnęła za sznurek starej spłuczki i poszła do pokoju. Leżąc na łóżku, Dexter obserwował, jak pojawia się w drzwiach, musieli wypożyczyć na wczorajszą ceremonię wręczenia dyplomów. Owinęła uwodzicielsko nogę wokół framugi, a w ręku trzymała zrolowany dyplom. Spojrzała znad okularów i przekrzywiła biret, tak że zakrył jej oko. – No i jak? – rzuciła. – Do twarzy ci. Szczególnie jak przekrzywisz biret. Ale zdejmij to już i wracaj do łóżka. – O nie. Dałam za to trzy dychy. Zapłacone, trzeba nosić. Zakręciła się, a jej toga zawirowała niczym peleryna wampira. Dexter złapał za róg materiału, ale odpędziła go zrolowanym dyplomem. Usiadła na łóżku, zdjęła okulary i pozwoliła todze ześlizgnąć się z ramion. Rzucił ostatnie spojrzenie na jej nagie plecy i zarys piersi, zanim zniknęły pod czarną koszulką z napisem wzywającym do rozbrojenia broni nuklearnej. Nic bardziej nie zabijało pożądania, niż długa czarna polityczna koszulka, no może z wyjątkiem płyty Tracy Chapman. Zrezygnowany podniósł z podłogi dyplom Emmy, zdjął opasającą go elastyczną taśmę i przeczytał: „Filologia angielska i historia. Podwójny dyplom z wyróżnieniem”. – Czytaj i płacz. Tylko nie zniszcz. – Oprawisz go w ramki? – Moi rodzice zrobią z niego tapetę. – Zwinęła dyplom w równy rulonik. – I laminowane podkładki na stół. A mama zamierza wytatuować go sobie na plecach. – A właściwie to gdzie są twoi rodzice? – W pokoju obok. – Co? Naprawdę? Zaśmiała się. – Nie. Pojechali z powrotem do Leeds. Tata uważa, że hotele są dla snobów. – Wepchnęła dyplom pod łóżko. – Posuń się – powiedziała, popychając go na zimną stronę materaca. Zrobił dla niej miejsce, niezgrabnie obejmując ją w talii, i niepewnie pocałował w szyję. Spojrzała na niego. – Dex? – Hm. – Tylko się przytulimy, co? – Jasne. Jak chcesz – odpowiedział dzielnie, chociaż nigdy nie widział sensu w przytulaniu. Przytulić można babcię albo pluszowego miśka. Przytulanie przyprawiało go o skurcze. Już lepiej byłoby przyznać się do porażki i jak najszybciej spadać do domu, ale Emma zdążyła ułożyć głowę na jego ramieniu. Leżeli więc tak sztywni i onieśmieleni, aż przerwała niezręczną ciszę: – Nie wierzę, że właśnie użyłam słowa „przytulimy się”. Przytulić się, do jasnej cholery! Uśmiechnął się. – Przynajmniej nie powiedziałaś tulić się. – Tulić się. Okropne. – Albo pieścić. – Fatalne. Musimy sobie obiecać, że nigdy nie będziemy się pieścić – rzekła i natychmiast pożałowała swoich słów. To raczej mało prawdopodobne. Znów zapanowała cisza. Rozmawiali i całowali się przez ostatnie osiem godzin i oboje czuli to wszechogarniające zmęczenie, które zwykle przychodzi nad ranem, po nieprzespanej nocy. Kosy zaczęły gwizdać w zarośniętym ogródku. – Uwielbiam ten dźwięk – wymamrotał wtulony w jej włosy. – Kosy śpiewające o świcie. – A ja go nienawidzę. Sprawia, że czuję się, jakbym zrobiła coś, czego będę żałować. – Właśnie dlatego go lubię – wyszeptał, ponownie starając się, by zabrzmiało to tajemniczo i charyzmatycznie. Potem dodał: – A zrobiłaś? – Co? – Coś, czego żałujesz? – Masz na myśli to? – zapytała, ściskając jego dłoń. – Pewnie tak, jeszcze nie wiem. Zapytaj mnie rano. A ty? Przycisnął usta do czubka jej głowy. – Oczywiście, że nie – powiedział i pomyślał: to nigdy nie może się powtórzyć. Zadowolona z jego odpowiedzi przytuliła się do niego mocniej. – Powinniśmy się trochę przespać – mruknęła. – Po co? Nic jutro nie musimy. Żadnych terminów, zaliczeń… – Tylko całe życie przed nami – odparła sennie, wdychając jego cudownie ciepły, nieświeży zapach. W tej samej chwili zalała ją fala strachu na myśl o niezależnym, dorosłym życiu. Nie czuła się dorosła. Nie była przygotowana. Czuła się tak, jakby w środku nocy zadzwonił alarm przeciwpożarowy, a ona znalazła się na ulicy ze zwiniętym pod pachą ubraniem. Jeśli nie będzie się już uczyć, to co ma robić? Czym wypełni dni? Nie miała bladego pojęcia. Cała sztuka – pomyślała – to mieć odwagę i energię, żeby coś zmienić. Może nie od razu cały świat, ale ten kawałek wokół siebie. Wykorzystać swój znakomity dyplom, pasję i nową elektryczną maszynę do pisania i ciężko pracować nad… czymś. Wpływać na życie ludzi poprzez sztukę. Pięknie pisać. Dbać o przyjaciół, pozostać wierną swoim przekonaniom, żyć pełnią życia, z pasją, mądrze. Poszukiwać nowych doświadczeń. Kochać i być kochaną. Zdrowo się odżywiać. I tym podobne. Żadna wyszukana filozofia życiowa. A już na pewno nie taka, którą mogłaby się podzielić z tym mężczyzną. Ale tak właśnie myślała. I jak na razie jej pierwsze godziny niezależnego, dorosłego życia były w porządku. Być może rano, gdy wypije herbatę i weźmie aspirynę, odważy się zaprosić go z powrotem do łóżka. Oboje będą wtedy trzeźwi, co z pewnością nie ułatwi sprawy, ale może będzie miło. Jej nieliczne doświadczenia z facetami zawsze kończyły się śmiechem albo płaczem. Byłoby miło zaznać czegoś normalnego. Zaczęła się zastanawiać, czy w puszce po musztardzie zostały jeszcze jakieś prezerwatywy. Muszą być. W każdym razie były, kiedy ostatni raz tam zaglądała: luty 1987, Vince, inżynier chemii, z owłosionymi plecami, który wytarł nos w poszewkę jej poduszki. Pełnia szczęścia. Robiło się coraz widniej. Dzienne światło przedzierało się przez grube, ciężkie zasłony. Dexter ostrożnie wyciągnął rękę i wrzucił niedopałek do kubka z resztką wina, a potem leżał, wpatrując się w sufi t. Już nie zaśnie. Poleży trochę, poczeka, aż Emma zapadnie w głęboki sen, i się ulotni.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj