Oczywiście takie wyjście będzie oznaczać, że już nigdy więcej jej nie zobaczy. Ciekawe, czy miałaby o to do niego żal. Pewnie tak, one zazwyczaj mają. Czy on będzie żałował? Całe cztery lata świetnie sobie bez niej radził. Aż do wczoraj był przekonany, że ma na imię Anna, a jednak z jakiegoś powodu cały wieczór nie mógł oderwać od niej wzroku. Dlaczego wcześniej jej nie zauważył? Przyglądał się jej uśpionej twarzy. Była ładna, ale ten fakt wydawał się jej przeszkadzać. Rudawe, źle obcięte włosy, zapewne robota Tilly czy jak jej tam, głośnej, grubej współlokatorki. Blada cera świadczyła o godzinach spędzonych w bibliotece lub pubie. Okropne okulary sprawiały, że wyglądała jak sowa. Miękka, pulchna broda – pozostałość po dziecięcym tłuszczyku. (Trzeba się pilnować, żeby nie używać słów „pulchny” ani „tłuszczyk” w dzisiejszych czasach. Podobnie zresztą jak nie można jej powiedzieć, że ma wspaniałe piersi, bez wywołania wielkiej obrazy, chociaż to absolutna prawda). Skóra na czubku jej małego, zgrabnego nosa błyszczała, a czoło pokrywały drobne czerwone krostki, ale pomijając te małe niedoskonałości, jej twarz była zjawiskowa. Nie mógł przypomnieć sobie dokładnie koloru jej oczu, ale wiedział, że były duże, jasne i radosne, podobnie jak dwie zmarszczki w kącikach ust, widoczne, kiedy się śmiała, co zdarzało się bardzo często. Gładkie, zaróżowione policzki, jak miękkie poduszeczki, aż prosiły, żeby je pogłaskać. Malinowe, pozbawione szminki delikatne usta, których nie otwierała, śmiejąc się, jakby chciała ukryć zbyt duże zęby. Jeśli teraz pójdzie, pewnie już nigdy nie zobaczy tej twarzy, no chyba że za dziesięć lat na jakimś koszmarnym zjeździe absolwentów. Będzie miała nadwagę i pretensję, że uciekł bez pożegnania. Najlepiej ulotnić się po cichu. I żadnych zjazdów. Skoncentrować się na przyszłości. Na nowych twarzach. W chwili gdy podejmował tę decyzję, Emma uśmiechnęła się szeroko i nie otwierając oczu, powiedziała: – No więc co o tym myślisz, Dex? – O czym, Em? – O nas. Myślisz, że to miłość? – Zaśmiała się. – Idź spać, dobra? – To przestań się gapić na mój nos. – Otworzyła oczy, zielononiebieskie, przenikliwe, błyszczące. – Jaki jutro jest dzień? – Masz na myśli dzisiaj? – Tak, dzisiaj. Ten nowy, wspaniały dzień przed nami. – Piątek. Dzień Świętego Swithina. – To znaczy? – Tradycja mówi, że jak dzisiaj będzie padać, to będzie padać przez następne czterdzieści dni albo całe lato czy coś w tym stylu. Zmarszczyła czoło. – Bez sensu. – Taki przesąd. – Gdzie ma niby padać? Zawsze gdzieś pada. – Na grobie Świętego Swithina. Jest pochowany na terenie katedry w Winchester. – Skąd to wszystko wiesz? – Chodziłem tam do szkoły. – Aha – wymamrotała w poduszkę. – „Święty Swithin w strugach deszczu. Coś tam, coś tam będzie jeszcze”. – Piękny wierszyk. – To parafraza. Zaśmiała się i uniosła sennie głowę. – Dex? – Em? – A jeśli nie będzie dziś padać? – Aha? – Co robisz później? Powiedz jej, że jesteś zajęty. – Nic szczególnego. – To może zrobimy coś razem? Poczekaj, aż zaśnie, i uciekaj. – Okej. Zróbmy coś. Ułożyła głowę na poduszce. – Nowy dzień – wymamrotała. – Nowy dzień.
Strony:
  • 1
  • 2
  • 3 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj