Królestwo miedzi to drugi tom serii fantasy S.A. Chakraborty osadzonej w bliskowschodnich realiach. Seria opisuje losy bohaterów i rozgrywki polityczne w królestwie rządzonym przez dżiny. Jest to kontynuacja książki Miasto Mosiądzu. Królestwo miedzi ukaże się już w najbliższą środę nakładem wydawnictwa We need YA. Mamy dla was do przeczytania fragment książki w przekładzie Macieja Studenckiego.  Miłej lektury!

Królestwo miedzi - fragment 

Po niecałym miesiącu Alizajd Al-Kahtani został zmuszony do ucieczki z karawany. – Ratuj się, mój książę! – wykrzyknął jego towarzysz podróży, jedyny z rodu Ajanle, wpadając pewnej nocy do namiotu Alego, gdy obozowali nad południowym zakolem Eufratu. Zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze, z jego piersi wyłoniło się ostrze ciemne od krwi. Ali zerwał się na równe nogi z bronią w ręku. Jednym uderzeniem zulfikara przeciął tylną ścianę namiotu i skoczył w ciemność. Ścigali go konno, lecz tuż przed nim błyszczał Eufrat: rozgwieżdżona noc odbijała się od powierzchni niestrudzenie płynącej rzeki. Modląc się, by broń nie ucierpiała, Ali rzucił się do wody. W tej samej chwili nadleciały pierwsze strzały. Jedna z nich świsnęła mu koło ucha. Woda była szokująco zimna, lecz Ali popłynął szybko, równie instynk­townie, jakby biegł, szybciej niż kiedykolwiek i z gracją, która zaskoczyłaby jego samego, gdyby nie był zajęty ratowaniem życia. Strzały padały obok niego i za nim, znacząc jego ślad, więc zanurkował głęboko, w najmrocz­niejszą toń. Eufrat był szeroki, toteż przepłynięcie go zabrało księciu sporo czasu. Przeciskał się między wodorostami i walczył z silnym prądem, pró­bującym go znieść w dół rzeki.
Źródło: We Need YA
Dopiero kiedy wyszedł chwiejnie z wody na przeciwnym brzegu, po­czuł mdłości na myśl, że przez cały ten czas nie musiał się wynurzać, by zaczerpnąć powietrza. Przełknął z wysiłkiem ślinę, trzęsąc się, gdy chłodny powiew prze­niknął jego mokrą kandurę. Żołądek podszedł mu do gardła, ale nie miał czasu na przemyślenie tego, co stało się w rzece, skoro na drugim brzegu harcowali konni łucznicy. Namiot Alego stał w płomieniach, lecz reszta obozu wydawała się nietknięta. Panował tam przedziwny spokój, tak jakby pozostałym podróżnym z karawany przekazano cichy rozkaz ignorowania wszelkich krzyków, jakie mogliby usłyszeć tego wieczoru. Ali został zdradzony. Nie miał zamiaru czekać, by zorientować się, czy zabójcy – albo zdradzieccy towarzysze – potrafią przebyć rzekę. Wstał z trudem i pobiegł przed siebie, byle dalej stąd. Nogi ugięły się pod nim dopiero o świcie, a wtedy książę upadł ciężko na złoty piasek. Zostawił rzekę daleko za sobą, teraz wokół niego rozcią­gała się pustynia, nad którą wznosiło się niebo, niczym jasna, gorąca misa, przewrócona do góry dnem. Ciężko dysząc, objął spojrzeniem nieruchomy krajobraz. Wyglądało na to, że został sam. W jego umyśle walczyły teraz ulga i strach. Był samiutki na rozległej pustyni, wrogowie deptali mu po piętach, a do dyspozycji miał tylko zulfikar i handżar. Żadnego pożywienia, wody ani kawałka dachu nad głową. Nie miał nawet czasu, by chwycić turban i sandały, które mogły go ochronić przed gorącem. Był zgubiony. „Głupcze, właśnie taki koniec miał cię spotkać. Ojciec postawił sprawę jasno”. Wygnanie Alego z Dewabadu równało się wyrokowi śmierci, co było oczywiste dla każdego, kto śledził politykę jego rodu. Czy naprawdę myślał, że potrafi z tym walczyć? Że śmierć będzie lekka i łatwa? Gdyby ojciec chciał okazać mu litość, kazałby udusić najmłodszego syna podczas snu, w pałacowych komnatach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj