Seth MacFarlane, twórca takich seriali animowanych jak Family Guy czy American Dad!, stworzył najnowszy serial o tytule "The Orville", gdzie sam gra główną rolę. Czyżbyśmy mieli dostać space operę w krzywym zwierciadle? W produkcji widać ogromną inspirację uniwersum Star Trek. Chris Cabin z Collidera napisał:
[...] Styl i krój uniformów są niemal identyczne jak te z serii Następne Pokolenie. Oprócz Mercera i Kelly, którzy stanowią odzwierciedlenie duetu Picarda i Rikera, reszta załogi z The Orville wpasowuje się w te same role pozostałych bohaterów z pokładu Enterprise. Mamy tutaj wszystko wiedzącego robota, mądrą i humanitarną panią doktor, obcego z dziwnie  uformowanym czołem oraz badassa podobnego do Tashy Yar.
W trailerze można zauważyć inspiracje kultowym serialem sci-fi: Zwiastun przede wszystkim jednak sugeruje, że mamy do czynienia z kolejną produkcją komediową od MacFaralane'a, będącą tym razem parodią Star Treka. Jednak jak można wyczytać w przedpremierowych recenzjach, The Orville nie jest dokładnie tym samym, czym były Spaceballs dla Gwiezdnych Wojen. Dave Nemetz dla TVLine opisuje to tak:
To nie jest typowa przezabawna komedia. Ba, to nawet nie jest komedia. Owszem, zdarzają się tam puenty charakterystyczne dla Family Guya. Jednak, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, The Orville to przede wszystkim dramat. I... nie wychodzi to serialowi za dobrze.
Jak dodaje później:
Będąc szczerym, MacFarlane nie potrafi utrzymać tej poważnej głębi — nie tylko jako scenarzysta, ale i aktor. Trudno go traktować poważnie [jako dramaturga] po tym, jak zrobił karierę będąc inteligentnym, ale niezrównoważonym dupkiem. Adrianne Palicki wspaniale zagrała we Friday Night Lights — tu natomiast jej talent jest marnowany przez źle napisaną postać. (Kelly to była żona Eda, która go oszukiwała. I tak, to byłoby wszystko na temat bohaterki). Serio, cała obsada nie ma jak się odnaleźć w niejasnym scenariuszu, gdzie całkiem poważne i dramatyczne monologi zostają minutę później zrypane przez obrzydliwe żarty.
Poziom dramaturgii i żartów to jedno, a dłużyzny to drugie. Wielu recenzentów wskazuje na to, że semi-komediowa produkcja byłaby bardziej strawna, gdyby zamiast pełnej godziny, odcinek trwał ok. 30 minut. Podkreśla to m.in. Mo Ryan, pisząc dla Variety:
Przez całą godzinę trwania odcinka wisi atmosfera pewnego rodzaju samozachwytu, tak jakby MacFarlane, który nakreślił fabułę, nie mógł jednocześnie przezwyciężyć swojej odwagi dla zaangażowania się w trudne, skomplikowane tematy. Bez zdradzania fabuły, wystarczy powiedzieć, że serial porusza problemy związane z płcią czy ogółem identyfikacją w świecie, nie robi jednak tego dostatecznie dobrze, gdzie wątki tak naprawdę się nie łączą, przez co efekt finalny jest katastrofalny.
Jednak wśród niepochlebnych opinii, można znaleźć również te bardziej przychylne. Erik Adams (AV Club) zaznacza, że choć serial jest płytki i niezdecydowany co do tego, czy ma być bardziej dramatem czy komedią, to jednak dostrzega wyjątkowość MacFarlane'a w tych czasach:
[...] [Seth] traktuje żarty przede wszystkim jako zawór, który po odkręceniu uwalnia emocje, i przez co jego produkcje znajdują się na wysokim poziomie, wśród gwiazd. The Orville to futurystyczny serial sci-fi z optymistyczną historią o kolegach, którzy każdego dnia naparzają z pistoletów do kosmicznego ścierwa. Ed i Kelly kryją w sobie pewne niecodzienne przesłanie, czyniąc z serialu dziwny miszmasz, nadając mu postmodernistyczną nieformalność, co jest jak najbardziej zgodne z duchem Family Guy czy filmu Ted.
Obecnie na RottenTomatoes.com można znaleźć 12 recenzji (3 pozytywne, 9 negatywnych) ze średnią ocen 4/10. Wynik to 25%. A jakie są Wasze oczekiwania względem "parodii Star Treka"?
fot. materiały prasowe
+2 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj