W środę miała premiera najnowsza powieść obyczajowa Małgorzata KalicińskaMiłość na walizkach to już trzecia powieść o losach Mańki i Tośka. Wydawnictwo Burda Książki udostępniło fragment Miłości na walizkach.

FRAGMENT

Dzisiaj  Antek wrócił z szarą twarzą. Poszedł się  umyć, a ja siedziałam jak na  szpilkach. Przyniosłam z centrum Hyundaia świeże sushi, otworzyłam białe wino i czekałam. Przebrał się  w jukatę, tę jakby  piżamę na  upały, i usiadł na kanapie z ciężkim westchnieniem. – Stało się coś? – Nic, o czym bym  nie  wiedział – odpowiedział dziwnie. – Ale… coś  w pracy? – zgaduję, bo on ma zacięte usta i milczy,  i tylko sięga po wino, i wypija niemal duszkiem drugi kieliszek. Milczy. Milczy. Milczy. – Tosieńku, bo jak cię trzepnę pantoflem  – mówię łagodnie i ciepło – to spadniesz z kanapy. Mów! Bo ja ci tu na zawał zejdę. Zabiłeś kogoś?! Wreszcie się  zaśmiał krótko i nerwowo. Kiwa głową. Zbiera się. – Skończę… skończymy ten statek i finito. – No, ale jakie finito? – E–ME–RY–TU–RA  –  przesylabizował  wściekły  i  dodał, zwracając się  do  mnie: – Marianna, jestem starym niepotrzebnym fachowcem… Kurczę! To jak nokaut! Niby  wiedziałem,  że kiedyś. Ale już? JUŻ? Milknie i smutnieje. Znów patrzy w okno – A kiedy kończycie statek? – Za rok, może trochę szybciej, ale  tak  mniej więcej – odpowiada głucho. Widzę, jaki jest  nieswój, widzę, jaki to nokaut. Odchyla się na  oparcie, zakłada ręce za głowę i zamyka oczy. Cierpi. Drży mu  lewa  dziurka od nosa. – To… ostateczne? Nie ma… – Nie, nie ma – przerywa mi. – Nie ma szans. Jestem za stary. Skończył się mój termin przydatności. Kurwa!
Źródło: Burda Książka
Pierwszy raz słyszę, że  klnie. Pierwszy raz mnie przeprasza. Wychodzi na loggię, staje mocno na  rozstawionych nogach i… widzę, jak  mu  drżą ramiona. Męskie gorzkie łzy. To łzy bezsilności, niezgody i złości. Czekam chwilę i podchodzę. Albo mnie odtrąci, albo  przytuli. Obejmuję go w pasie. – Tak się  czułam ponad dwa  lata temu po  reorganizacji redakcji, gdy mnie nikt  nie  chciał. Wiem, jak to boli. – A ja nie  umiałem ci współczuć, przepraszam – mówi nosowo. – Umiałeś. Z litości mnie tutaj ściągnąłeś. Kochany  jesteś. – Teraz to ja ci dam kapciem. No jakiej  litości?! Ściągnąłem cię,  bo  fajna  jesteś. Boże,  jak to dobrze, że  jesteś, bo  inaczej chyba rzuciłbym się z balkonu. – Niedaleko byś  doleciał. To pierwsze piętro, więc złamałbyś nogę albo  szczękę i tyle. Tak tęsknisz za szpitalną koreańską strawą? Ufff.  Roześmiał się.  Połą  jukaty otarł łzy i przytulił mnie mocniej. – I co ty tu robisz ze starym dziadem? – Oj, Tosiek… Stoimy tak na loggii. Pootwierałam okna, zza moskitier wlatuje lekki wieczorny wiatr od morza, od stoczni. Mój biedak, jak on to przeżywa!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj