- Nie zagram. Po prostu ten producent też jest celem własnego śledztwa. Osoby nadużywające swojej władzy chronią inne takie osoby. Tutaj musiałem podjąć decyzję: czy wyznaczę sobie granicę. Czy będę tego częścią, czy sprzeciwię się i będę musiał zrezygnować z kilku projektów - tłumaczy aktor.
Crews wyjaśnił też, dlaczego po incydencie nie zdecydował się iść na policję.
- Pewnie wyśmialiby mnie na komisariacie. Po roku, gdy ruch #MeToo zaczął działać w pełni, bezpiecznie było powiedzieć prawdę. Kiedy jesteś ofiarą, stajesz się wrogiem. Starasz się znaleźć drogę ucieczki i bezpieczeństwo. Nikt inny ci nie pomoże. Nikt ci nie uwierzy - wyjaśnia.
Tłumaczy, że gdy mężczyzna jest molestowany seksualnie, to jest jeszcze trudniejsze, bo łatwo potraktować to jako męski żart, niż poważne zarzuty. Mówi, że nie jest jedynym i wielu innych aktorów - zwłaszcza początkujących - ma takie problemy.
Incydent Terry'ego Crewsa miał miejsce na branżowym bankiecie, na który udał się z żoną. Tam też jego agent złapał go za genitalia w obecności małżonki i dawał mu do zrozumienia, że to on ma tutaj władzę. Aktor wspominał, że miał ochotę go zmiażdżyć, ale bał się, że pójdzie do więzienia, więc się powstrzymał. Bał się też o swoją karierę.
- Nie miałem pewności i nie czułem się bezpiecznie, by o tym mówić otwarcie. Gdy do tej pory mówiłeś o tym problemie, trafiałeś na czarną listę. Twoja kariera była zagrożona, bo po tym, nikt nie chciał z tobą pracować - wyjaśnia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj