Chiński pisarz Cixin Liu przyzwyczaił polskich czytelników do klasycznego science fiction. Tymczasem jego kolejna książka na polskim rynku (wcześniej ukazało się sześć powieści i jeden zbiór opowiadań) to pozycja nietypowa w jego dorobku. O mrówkach i dinozaurach - książka, która ukazała się dzisiaj nakładem Domu Wydawniczego Rebis - przenosi czytelników do okresu kredy, kiedy to dwie niezwykle cywilizacje zawiązują sojusz. Tak przedstawia się pełny opis książki:
Tajemnice pierwszej i najwspanialszej ziemskiej cywilizacji. Ziemia. Okres kredy. Mrówki i dinozaury – stworzenia zupełnie niepodobne do siebie nawzajem, ale świetnie się uzupełniające – z biegiem czasu nawiązały ścisłą współpracę. Podstawą ich sojuszu były zwykłe usługi dentystyczne. Ale z tych skromnych początków wzięły się pismo, matematyka, komputery, fuzja jądrowa, antymateria, a nawet podróże kosmiczne – prawdziwa epoka cudów! Tak wspaniałe przedsięwzięcia mają jednak swoją cenę. Mrówczo-jaszczurza cywilizacja w miarę rozwoju najpierw zaczęła niszczyć biosferę, a potem wszystko, co jest od niej zależne. Mimo to dinozaury nie chciały słuchać ostrzeżeń mrówek o nadciągającej katastrofie ekologicznej. Owady stanęły przed wielkim dylematem: zniszczyć dinozaury czy zginąć wraz z nimi?
Dom Wydawniczy Rebis udostępnił początek książki O mrówkach i dinozaurach w przekładzie Andrzeja Jankowskiego. Miłej lektury!

Prolog

ISKRY

Gdyby całe dzieje Ziemi zamknąć w jednym dniu, godzina równałaby się 200 milionom, minuta 3,3 miliona, a sekunda 55 tysiącom lat. Życie pojawiłoby się już o ósmej czy dziewiątej rano, ale ludzka cywilizacja powstałaby dopiero w ostatniej dziesiątej ostatniej sekundy tego dnia. Od owego ranka, kiedy na stopniach świątyni w starożytnej Grecji filozofowie rozpoczęli pierwszą debatę… od dnia, w którym niewolnicy położyli pierwszy kamień pod fundamenty Wielkiej Piramidy… od chwili, gdy Konfucjusz powitał w rozświetlonym świecą półmroku swojej krytej strzechą chaty pierwszych uczniów… do momentu, w którym odwróciłeś pierwszą stronę tej książki, minęłaby zaledwie jedna dziesiąta tyknięcia zegara. A co się działo z życiem na Ziemi w godzinach przed tą jedną dziesiątą sekundy? Czy przez… hmm… miliardy lat wszystkie żywe istoty tylko pływały, wędrowały, rozmnażały się i spały? Czy przez eony wszystkie organizmy były beznadziejnie głupie? Czy naprawdę nasza mała gałązka była jedyną spośród niezliczonych gałęzi drzewa życia, która została opromieniona światłem inteligencji? Wydaje się to nieprawdopodobne. Jednak rozwinięcie się wielkiej cywilizacji z zalążka inteligencji jest nie lada czym. By się tak stało, musi zostać jednocześnie spełnionych wiele warunków, co jest zbiegiem okoliczności, który zdarza się raz na milion. Rodząca się inteligencja jest jak wątły płomyk na rozległym stepie. Może go zdmuchnąć najlżejszy powiew wiatru, a nawet jeśli będzie się nadal tlił i zdoła podpalić otaczające go zielska, na jego drodze znajdzie się zapewne jakiś strumień albo połać nagiej ziemi, które go powstrzymają i spowodują, że zgaśnie, nie wydawszy nawet jęku. Jeśli jakimś cudem zyska dość energii i rozprzestrzeni się jak pożar buszu, prawdopodobnie stłumi go potężna ulewa. Biorąc to wszystko pod uwagę, trzeba uznać, że szanse na to, iż wątły płomyk rozgorzeje wielkim ogniem, są niezwykle małe. A zatem możemy założyć, że podczas bezkresnej nocy pradziejów tu i ówdzie, wciąż na nowo, rozbłyskiwały niczym świetliki iskierki kiełkującej inteligencji. Mniej więcej dwadzieścia minut przed północą, to znaczy mniej więcej dwadzieścia minut przed naszym nadejściem, pojawiły się na Ziemi dwa płomyki inteligencji. Moglibyśmy nazwać je iskrami. Ten dwudziestominutowy okres nie był krótkim odcinkiem czasu, bo równał się ponad sześćdziesięciu milionom lat. Była to era niewyobrażalnie odległa od naszej. Nasi przodkowie mieli się pojawić dopiero za kilkadziesiąt milionów lat. Tak więc nie było jeszcze ludzi i nawet kontynenty miały inne kształty niż dzisiaj. W skali geochronologicznej był to okres późnej kredy. W owym czasie Ziemię zamieszkiwały gigantyczne zwierzęta zwane dinozaurami. Było wiele różnych gatunków dinozaurów, a większość z nich była absurdalnie wielka. Najcięższe ważyły ponad osiemdziesiąt ton, czyli tyle, ile ośmiuset ludzi, a najwyższe dorastały do trzydziestu metrów, czyli do wysokości czteropiętrowego budynku. Żyły na Ziemi już od ponad siedemdziesięciu milionów lat, co znaczy, że pojawiły się ponad miliard lat temu.
Źródło: Rebis
W porównaniu z kilkuset tysiącami lat istnienia ludzkości siedemdziesiąt milionów lat to naprawdę dużo. Dość czasu, by krople padające stale w to samo miejsce wydrążyły w ziemi ogromne przepaście, dość czasu, by nieustannie płynące prądy powietrzne zrównały górę z ziemią. Rodzaj, który przez tyle czasu ciągle ewoluuje, stanie się inteligentny bez względu na to, jak głupi był na początku. I właśnie tak stało się z dinozaurami. W ciągu tych milionów lat odkryły one, jak wyrywać największe drzewa, usuwać z nich gałęzie i liście i przywiązywać ratanem do ich pni ogromne głazy. Jeśli głaz był okrągły lub kwadratowy, drzewo stawało się młotem, tak potężnym, że jego jedno uderzenie mogłoby zmiażdżyć samochód. Jeśli był płaski, dinozaury używały go jako megalitycznej siekiery. Jeśli zaś był spiczasty, zostawiały górne gałęzie drzewa i przekształcały pień w mierzący dziesiątki metrów oszczep. Gałęzie stabilizowały lot tego oszczepu, który pruł powietrze niczym pocisk balistyczny. Dinozaury tworzyły pierwotne plemiona i ­mieszkały w ogromnych jaskiniach, które same sobie wykopywały. Ujarzmiły ogień, zachowując żarzące się szczątki drzew powalonych uderzeniami piorunów do oświetlania swych przepastnych siedzib i pieczenia jedzenia. Jako świec używały całych świerków o tak grubych pniach, że aby je objąć, musiałoby się wziąć za ręce kilku ludzi. Pisały nawet na ścianach swoich jaskiń zwęglonymi pniami, notując prostymi pociągnięciami, ile jaj złożyły wczoraj i ile młodych wykluło się dzisiaj. Co jeszcze ważniejsze, stworzyły nawet prymitywny język. Dla nas ich rozmowy brzmiałyby jak gwizd lokomotyw. W tym samym czasie oznaki budzącej się inteligencji wykazywała jeszcze jedna grupa zwierząt żyjących na Ziemi. Mrówki. One też przeszły długi proces ewolucji; prawdę mówiąc, w tamtym momencie stopień rozwoju społeczności mrówek znacznie przewyższał poziom, który osiągnęły społeczności dinozaurów. Mrówki wzniosły miasta na wszystkich kontynentach – niektóre miały postać wielkich kopców, inne były podziemnymi labiryntami – a wiele ich kolonii zamieszkiwało sto milionów osobników. Te ogromne społeczności rozbudowały pomysłowe, ściśle zorganizowane i bardzo wydajne struktury, w których tętniło w stałym rytmie życie. Owady te komunikowały się między sobą za pomocą feromonów – niezwykle wyrafinowanych cząstek zapachowych, którymi mogły przekazywać najbardziej szczegółowe informacje – składających się na język lepiej rozwinięty od języka dinozaurów. Jednak mimo że pierwsze przebłyski inteligencji pojawiły się u dwóch ziemskich rodzajów*, z których jednym były olbrzymie, a drugim malutkie stworzenia, oba miały fatalne wady i droga każdego z nich do stworzenia cywilizacji najeżona była przeszkodami nie do pokonania. Największą ułomnością dinozaurów był brak zręcznych rąk. Ich potężne, niezdarne dłonie były niezrównane w walce (jeden z rodzajów dinozaurów, deinonych, miał zakrzywione i ostre jak szable pazury, którymi wypruwał wnętrzności swoim rywalom) i mogły formować toporne narzędzia, ale nie nadawały się do wykonywania skomplikowanych zadań, wytwarzania wysokiej klasy przyrządów i pisania jakichkolwiek skomplikowanych znaków. Był to wielki kłopot, ponieważ zręczność manualna jest warunkiem wstępnym rozwoju cywilizacji. Między ewolucją mózgu i czynnościami niezbędnymi dla przetrwania jakiegoś gatunku może powstać trwała więź tylko wtedy, gdy ów gatunek ma zwinne ręce. Natomiast mrówki potrafiły wykonywać niezwykle złożone zadania i zarówno na ziemi, jak i pod nią tworzyły skomplikowane architektonicznie budowle. Ale im dla odmiany brakowało polotu i bogactwa umysłu. Gdy gromada mrówek osiągnęła masę krytyczną, zaczynały przejawiać bardzo podobną do programu komputerowego, literalną i bezbłędną inteligencję zbiorową. Kierowane tymi programami kolonie mrówek budowały jeden miejski labirynt za drugim. Ich społeczność funkcjonowała jak wielka, precyzyjnie skonstruowana maszyna, ale procesy myślowe pojedynczej mrówki, jednego z trybików tej maszyny, były rozczarowująco płytkie i powolne. Było to przyczyną upadku mrówek, gdyż myślenie twórcze potrzebne dla postępu cywilizacji jest domeną jednostek, takich jak na przykład nasi Newton i Einstein. Inteligencja zbiorowa jest ze swej natury i przyrodzonej jej zasady redundancji przeciwieństwem zaawansowanego myślenia; sto milionów nas, ludzi, mogłoby wytężać umysły i mimo to nie odkryć trzech zasad dynamiki ani nie sformułować teorii względności. A zatem naturalnym biegiem rzeczy ani społeczność mrówek, ani społeczność dinozaurów nie mogłyby się rozwijać. Jak świadczą niezliczone przykłady zarówno przed nimi, jak i po nich, płomyki inteligencji, które zapłonęły u obu tych rodzajów, powinny zostać zgaszone przez nurt czasu i pozostać tylko efemerycznymi iskierkami w długiej nocy historii Ziemi. Ale wtedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj