Czy polskim oficerom wywiadu uda się zapewnić bezpieczeństwo nuklearne świata? Przeczytajcie fragment powieści Obcy horyzont - thrillera szpiegowskiego, który ma dzisiaj swoją premierę.
Marcin zdjął czapkę i stanął w progu kasyna, w którym panował lekki półmrok. Stuknął obcasami, po czym skierował się do ostatniego stolika przed stołem bilardowym. Obok jakichś teczek na stole stała szklanka z bursztynowym płynem i kostkami lodu.
– Proszę siadać – powiedział siedzący przy stoliku mężczyzna. – Na wstępie zaznaczę, że ta rozmowa jest ściśle tajna. Nikt poza nami nie może wiedzieć o tym, co tu usłyszysz. Czy to jasne?
– Tak jest, panie…
– Na razie wystarczy „panie” – uciął nieznajomy, zmierzył chłopaka wzrokiem i otworzył jedną z teczek. – Marcin Łodyna. Hmm… Co my tu mamy?
– Tak jest. Marcin Łodyna.
– Nie popisał się pan z tym piwem w Starych Kiejkutach.
– No wie pan….
– To jak to było?
– Mówiłem kolegom i koleżankom, że spokojnie wychodzę z ośrodka i przez zamarznięte jezioro, wzdłuż brzegu, omijając posterunki i patrole nadwiślańczyków, chodzę po piwo do knajpy. Wie pan, moja pozycja rosła w ich oczach…
– Wiem, wiem. Dobra, a jak było naprawdę? – Naprawdę… Bardziej prozaicznie. Piwo kupowałem na
wyjazdach terenowych i chowałem je w piwnicy, pan wie, tam koło magazynu. A potem mówiłem wszystkim, że idę po takie, którego nie było u nas w kasynie. W tym czasie ukrywałem się pod materacami gimnastycznymi na jakąś godzinę. Później częstowałem piwem kolegów i koleżanki.
– Paru opiekunów nawet się na to nabrało.
– No wiem. Ale w końcu BPM mnie przyuważył w tej piwnicy. – Słucham? Kto ma tu przezwisko „Błyskawiczne Przekazanie Materiałów”?
– Nie, to nie tak! Bezkonkurencyjny Pan… – Marcin urwał. – A, faktycznie. No tak, co nieco do mnie dotarło. Zapomniałem. Ciekawe przezwisko. Nawet trafne. Dobra, widzę, że skończyłeś Nauki Polityczne na Uniwersytecie Warszawskim. Trochę dłużej studiowałeś, niż to wynika z pięcioletniego systemu.
– Tak… Wyjazdy handlowe do Niemiec, Bułgarii, potem praca na południu Francji przy winobraniu, następnie handel i pomoc na budowie w Szwecji. Jako student miałem łatwiej. No i do woja mnie nie brali.
– A czym w tej Bułgarii czy tam Szwecji handlowałeś? – Różnie. W Bułgarii biseptol i prezerwatywy dobrze kiedyś szły. Trochę badziewia z Różyca. W Szwecji sery, pościel, polska wódka. Pan wie, przebitka duża. Tyko policji trzeba było pryskać czasem, jak namierzali nas na parkingach w Malmö czy Ystad.
Mężczyzna zerknął do teczki.
– Widzę, że interesujesz się też architekturą i sztuką.
Marcin krótko kiwnął głową.
– Tak, zwłaszcza włoskim renesansem. Ale nie tylko.
– Uczyłeś się francuskiego i hiszpańskiego.
– Tak. Francuski zarzuciłem, ale hiszpański znam całkiem nieźle.
– Marzy ci się słoneczna Hiszpania?
– Niezupełnie. Ameryka Południowa, a najbardziej Wenezuela. Żeby tak pojechać na placówkę do Caracas albo Bogoty. Spełniłyby się moje marzenia z lat dziecięcych.
– To znaczy?
– Pierwsza książka, jaką przeczytałem w życiu, miałem wtedy sześć lat, to była Wyspa Robinsona Arkadego Fiedlera…
– Aaa, teraz rozumiem – przerwał Marcinowi rozmówca, nie odrywając wzroku od dokumentów. – Nie lubisz wojska, zatem co tu robisz?
– Zupactwa nie lubię. Tutaj to co innego. To wywiad. Najlepsi z najlepszych.
– Rozumiem. Pracę magisterską pisałeś z… Gdzieś tu było… – Mężczyzna wertował kolejne strony.
– Z systemów politycznych w pozaeuropejskich krajach socjalistycznych. Na przykładzie Korei Północnej, Kuby, Mongolii i Angoli.
– Ciekawe. I co mi o tym powiesz? Dotarłeś do dokumentów, jakichś interesujących informacji?
– Studiowałem z kolegami z tych krajów, więc miałem okazję do wielu rozmów – odparł Marcin. – Poza tym sporo materiałów było na wydziale. Wykładowcy czasem jeździli po świecie, mieli swoje spostrzeżenia…
– Z Korei Północnej też miałeś kolegów?
– Tak. Do czasu, jak jednej nocy wywieźli ich z Polski. Jakoś w połowie moich studiów to było. Z nimi też biznesy robiłem. Za twardą walutę.
– A czym z nimi handlowałeś?
– Przywozili na przykład hafty na jedwabiu, naciągnięte na blejtramach z balsy. Piękne. Niestety po tym, jak ich wywieźli, kontakt nam się urwał. Dzisiaj nie wiem, czy w ogóle żyją, czy nie trafili do jakichś obozów reedukacyjnych…
– Rozumiem. Co tu jeszcze mamy, nagrody rektora za dobre wyniki w nauce, studia ukończone z bardzo wysoką notą, karate, wspinaczka, survival…
– Mogę o coś zapytać? – przerwał Marcin.
Mężczyzna poprawił okulary, które lekko obsunęły mu się na nosie.
– Słucham?
– Czemu mają służyć te rozmowy z nami? O co chodzi? Widzieliśmy pana w auli. Sebastian z Anitą się nie popisali…
– Posłuchaj, jesteś z waszej trójki najstarszy. Wcześniej pracowałeś na Rakowieckiej u naszych sąsiadów z ostatniego piętra.
– Na Samochodowej.
– Dobra, na Samochodowej. Powiem krótko i mam nadzieję, że zrozumiesz. – Mężczyzna zdjął okulary i złożył je. – Polska musi szukać sojuszników. Ale jak to w życiu, nie ma nic za darmo. Musimy coś dać od siebie, żeby być w NATO i Unii Europejskiej. Żeby nasze wstąpienie było znaczące, odczuwalne dla sojuszników.
– Handel, tak?
– Można to tak nazwać. Ale stawką jest przyszłość Polski w strukturach euroatlantyckich. Zachodni sojusznicy są bardzo pragmatyczni. A Rosjanie będą nam rzucać kłody pod nogi, o ile już tego nie robią. Pewnie w przyszłości ich działania będą nastawione na oderwanie czy odsunięcie nas od Zachodu. Musimy się temu przeciwstawić. Sami jesteśmy za słabi, ale gdy zawiążemy sojusz z Zachodem, USA będą się z nami liczyć. Rozumiesz? – Mężczyzna wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze.
– Oczywiście – odpowiedział Marcin po chwili wahania. – Nie wystarczą takie akcje jak ta w Sankt Petersburgu z młodymi pracownikami naukowymi filologii rosyjskiej z twojej uczelni. To może być za mało.
– Nie rozumiem…?
– Nie omawiano z wami tej sprawy? Szkoda. Kiedy nasi są siedzi ze Wschodu przestali być naszymi sojusznikami, pojawiła się potrzeba powołania komórki zajmującej się tym terenem. Czy wiesz, jak trudno rozpocząć takie działania?
– Zdaję sobie sprawę…
– Dzięki uprzejmości prezydenta Warszawy, który patronował temu wyjazdowi, a przede wszystkim dzięki temu, że zastępca szefa nowej komórki był jego serdecznym przyjacielem, udało się. Wśród przedstawicieli delegacji ulokowaliśmy naszych ludzi. I tak się to zaczęło. Ale mniejsza o to. Do rzeczy… Po zakończeniu szkolenia i przejściu do Centrali Zarządu Wywiadu UOP proponuję tobie, Sebastianowi i Anicie pracę w pionie naukowo-technicznym.
– Ale ja chciałem do kontrwywiadu zagranicznego, a Sebastian do nielegałów… – Marcin urwał.
– Takie są decyzje kierownictwa. A dokładnie dyrektora. O szczegółach dowiecie się już niedługo. Spotkamy się na balu oficerskim po zakończeniu szkolenia. Twoja urocza żona też będzie, mam nadzieję?
Marcin popatrzył badawczo na mężczyznę. Zrobiło mu się gorąco, a przez jego ciało przeszły dziwne dreszcze. Zacisnął lekko usta, by nie dać po sobie poznać irytacji. Po chwili poczuł, że wraca do równowagi.
– Będzie – odparł krótko.
– Świetnie. Możesz odejść. I zawołaj Sebastiana. Anitę zostawię sobie na deser. – Mężczyzna wychylił whisky do dna, po czym zaczął energicznie przekładać teczki z dokumentami.
– Tak jest. – Marcin stuknął obcasami.
* * *
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h