W serii klasyki science fiction Wehikuł Czasu ukazała się kolejna pozycja. Jest nią powieść Arthura C. Clarke'a zatytułowana Odyseja kosmiczna 2061  - kontynuacja książek Odyseja Kosmiczna 2010 i Odyseja kosmiczna 2001. Z tej okazji Dom Wydawniczy Rebis udostępnił fragment (przedmowy i pierwsze rozdziały) powieści Clarke'a w przekładzie Radosława Kota. Miłej lektury!

Odyseja kosmiczna 2061 - okładka i opis

Źródło: Rebis
Pięćdziesiąt lat po transformacji Jowisza w drugie słońce Ziemi stutrzyletni doktor Heywood Floyd wchodzi na pokład luksusowego statku Universe, by po raz pierwszy w dziejach wylądować na komecie Halleya. W tym samym czasie Galaxy wyrusza, by zbadać tajemnice ewolucji na Europie, dawnym księżycu Jowisza ̶ wbrew ostrzeżeniu „wszystkie światy są wasze z wyjątkiem Europy”. Podczas gdy załoga wpada w kłopoty na zakazanym globie i musi czekać na ratunek ze strony Universe, wszechmocna siła, która jest obecnie Davidem Bowmanem, obserwuje i czeka, by ujawnić niezwykłe sekrety monolitu i ukazać ludzkości jej ostateczną rolę w kosmicznej historii…

Odyseja kosmiczna 2061 - fragment

PrzedmowaSześćdziesiąt pięć lat i coraz bliżej… 2061 z perspektywy roku 1996 Raz jeszcze przychodzi mi przyjrzeć się czemuś, czego początek odległy jest już o ponad trzydzieści lat, przy czym były to lata wypełnione naukowymi i technologicznymi odkryciami, które zmieniły nasz świat niemal nie do poznania. Gdy zaczynałem pisać powieść „Odyseję kosmiczną 2001” (a pisałem ją na maszynie, zdarza wam się jeszcze jakieś widywać?), od pierwszego kroku Neila Armstronga na Księżycu dzieliło nas jeszcze pięć lat, księżyce Jowisza były tylko jasnymi punktami w okularach teleskopów i wiedzieliśmy o rzeźbie ich powierzchni tyle, co prekolumbijscy kartografowie o Ameryce. Jednak teraz, gdy piszę te słowa, dysponujemy dostarczonymi przez sondę kosmiczną Galileo obrazami tych globów, ukazującymi detale o średnicy ledwie kilku metrów. Co jeszcze dziwniejsze, mogę w każdej chwili przywołać te obrazy na ekranie monitora w moim gabinecie za pomocą ledwie kilku uderzeń w klawiaturę (gdy zaś nacisnę coś nie tak, co zdarza się całkiem często, słyszę dobrze znajomy głos mówiący: „Przykro mi, Dave, nie mogę tego zrobić”). Nie da się zatem ukryć, że pewne elementy trylogii „Odysei kosmicznej”, z tomami obmyślanymi w latach 1964, 1982 i 1987, oddaliły się od współczesności jak, nie przymierzając, powieści Jane Austen. I żadne korekty czy rewizje pierwotnych wydań nie zdołałyby tego zmienić, równie dobrze można by próbować „unowocześnić” „Pierwszych ludzi na Księżycu” Herberta George’a Wellsa. Tym samym zdecydowałem się z okazji wznowienia pozostawić sam tekst (oraz dedykację, wstęp i podziękowania) bez zmian, dodając tylko na końcu krótki komentarz na temat niezwykłych przemian technologicznych, jak i politycznych, które zaszły od chwili, gdy pierwszy raz zasiadłem ze Stanleyem Kubrickiem do pracy nad scenariuszem filmu „2001: Odyseja kosmiczna”. A było to 22 kwietnia 1964 roku w jednym z lokali sieci Trader Vic’s. Od autoraTak jak „Odyseja kosmiczna 2010” nie była bezpośrednią kontynuacją „2001”, tak i ta książka nie jest bezpośrednim ciągiem dalszym opowieści z „2010”. Należy raczej uznać je za wariacje na ten sam temat, nierzadko z udziałem tych samych postaci, znajdujących się w podobnych okolicznościach, ale niekoniecznie w tym samym uniwersum. Wiele się wydarzyło od chwili, gdy Stanley Kubrick zaproponował w 1964 roku (pięć lat przed lądowaniem na Księżycu!), żebyśmy spróbowali zrobić „prawdziwy film science fiction”, i tym samym nie było żadnej szansy na utrzymanie spójności opowieści — kolejne tomy odwołują się do odkryć i wydarzeń, które nastąpiły długo po napisaniu pierwszej części. Powstanie „Odysei kosmicznej 2010” było możliwe dzięki wspaniałym materiałom dostarczonym w 1979 roku przez sondę Voyager, która przeszła obok Jowisza, ja zaś nie zamierzałem wracać w te okolice aż do uzyskania danych z jeszcze ambitniejszej misji Galileo. Ta sonda miała wprowadzić próbnik w atmosferę Jowisza i spędzić prawie dwa lata na badaniu wszystkich jego głównych satelitów. Gdyby zgodnie z planem została wyniesiona przez wahadłowiec kosmiczny w maju 1986 roku, osiągnęłaby swój cel do grudnia 1988. Oczekiwałem więc, że około roku 1990 będę dysponował naprawdę wieloma nowymi informacjami na temat Jowisza i jego księżyców… Niestety tragedia Challengera przekreśliła ten scenariusz. Sonda Galileo nadal znajduje się w sterylnie czystym pomieszczeniu w Jet Propulsion Laboratory, trzeba znaleźć dla niej inny prom. Będzie miała szczęście, jeśli dotrze do Jowisza choć siedem lat później, niż to planowano. W tej sytuacji postanowiłem już dłużej nie czekać. Kolombo, Sri Lanka kwiecień 1987
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj