Do księgarń trafiła nowa pozycja w ramach serii Wehikuł Czasu. Przeczytajcie początek Olśnienia autorstwa Poula Andersona.
— Rany, co za dzień! — Mocną, szczupłą dłonią przygładziła włosy i uśmiechnęła się do nich ze znużeniem. — Wszyscy mają kłopoty i wszyscy zwalają je na mnie. Gertie się wściekła… — Hm? — Corinth spojrzał na nią trochę zaniepokojony. Liczył na to, że ta wielka maszyna licząca rozwiąże dziś jego równania. — Co się dzieje?
— To wiedzą tylko Bóg i Gertie, ale żadne z nich nie ma nic do powiedzenia. Allanbee dziś rano wykonał rutynowy test i wynik okazał się błędny. Błąd jest niewielki, ale to wystarczy, żeby odbiło wszystkim, którzy potrzebują precyzyjnych odpowiedzi. Od tego czasu próbuje dociec, w czym rzecz, ale na razie bez powodzenia. I musiałam ułożyć nowy grafik!
— Bardzo dziwne — mruknął Lewis.
— Potem różne przyrządy, zwłaszcza w sekcjach fizyki i chemii, lekko p o w a r i o w a ł y. Polarymetr Murchinsona wykazał błąd rzędu… och, coś strasznego, jakaś jedna dziesiąta procenta czy coś takiego, nie wiem.
— Naprawdę? — Lewis pochylił się, wysuwając szczękę. — Więc może to nie moje neurony, tylko instrumenty szwankują… nie, niemożliwe. Nie w takim stopniu. To musi być coś w samych komórkach. Ale jak mam to zmierzyć, jeśli wszystkie narzędzia wysiadają? — Z płonącym wzrokiem rzucił jakieś siarczyste niemieckie przekleństwo.
— Wielu chłopców przyszło ze śmiałymi nowymi projektami, wszyscy naraz — dodała Helga. — Natychmiast chcą dostępu do takich rzeczy jak ta wielka wirówka i dostają szału, kiedy im mówię, że muszą zaczekać na swoją kolej.
— Wszyscy akurat dzisiaj, hm? — Corinth odepchnął deser i wyciągnął papierosa. — „Zdziwniej i zdziwniej, powiedziała Alicja”. — Oczy mu się rozszerzyły i gwałtownie machnął ręką. — Nat, zastanawiam się…
— O czym wy mówicie? — zapytała Helga.
— A, o takich tam — odparł Corinth.
Kończyła lunch, a on mówił. Lewis wydmuchiwał kłęby dymu, siedział i się nie odzywał, zamknięty w sobie.
— Hm. — Helga postukała w blat długim, niepomalowanym paznokciem. — Brzmi interesująco. Wszystkie komórki nerwowe, łącznie z tymi, które mamy w głowach, nagle przyspieszyły?
— To jeszcze bardziej oczywiste — powiedział Corinth. — To może być, bo ja wiem, fenomen elektrochemiczny? Skąd mam wiedzieć? Nie szukajmy za daleko, dopóki tego nie sprawdzimy.
— Tak. Zostawię to wam. — Helga zapaliła papierosa i zaciągnęła się głęboko. — Przychodzi mi na myśl kilka oczywistych rzeczy do sprawdzenia — ale to wasza działka.
Odwróciła się i posłała Corinthowi łagodny uśmiech zarezerwowany tylko dla kilku ludzi.
— À propos, co u Sheili?
— Dobrze, dobrze. A co u ciebie?
— W porządku. — W jej odpowiedzi pobrzmiewał smutek. — Musisz do nas kiedyś wpaść na kolację. — Prowadzenie zdawkowej konwersacji, podczas gdy umysł był zajęty nowym problemem, nie stanowiło wysiłku. — Nie widzieliśmy się od dość dawna. Jeśli chcesz, przyprowadź swojego nowego chłopaka, kimkolwiek on jest.
— Jima? A, jego. Rzuciłam go w zeszłym tygodniu. Ale przyjdę, jasne. — Podniosła się. — Wracam do kieratu, koledzy. Do zobaczenia.
Corinth zerknął za nią, gdy szła w stronę kasy.
— Ciekawe, dlaczego nie może się z nikim związać. Jest ładna i inteligentna — wymamrotał niemal wbrew sobie. Jego myśli pędziły dziś we wszystkich kierunkach.
— Nie chce — odparł krótko Lewis.
— Nie, pewnie nie. Odkąd poznaliśmy się w Minneapolis, zmieniła się, zrobiła się jakaś zimna. Dlaczego?
Lewis wzruszył ramionami.
— Myślę, że wiesz — powiedział Corinth. — Zawsze lepiej niż ktokolwiek inny rozumiałeś kobiety. A ona chyba cię lubi.
— Rozumiemy się — stwierdził Lewis. — I oboje umiemy trzymać język za zębami.
— Dobrze, dobrze — zaśmiał się Corinth. Wstał. — Wracam do laboratorium. Nie znoszę grzebaniny przy analizatorze fazowym, ale cała ta sprawa… — Zamilkł na chwilę. — Wiesz co, pogadajmy z innymi i podzielmy prace, co? Każdy sprawdzi coś innego. W takiej sytuacji nie potrwa to długo.
Lewis kiwnął głową i wyszedł za nim.
Do wieczora wyniki były gotowe. Gdy Corinth na nie popatrzył, ogarnął go chłód. Nagle poczuł się mały i bezradny.
Zjawiska elektromagnetyczne uległy zmianie.
Zmiana nie była wielka. Wielki był sam fakt, że to, co powinno stanowić wieczne i niezmienne oblicze natury, zmieniło się na tyle, że setki systemów filozoficznych runęły w gruzy. W subtelności problemu było coś elementarnego. Jak dokonać ponownego pomiaru podstawowych czynników, skoro zmieniły się same czynniki?
Były pewne sposoby. We wszechświecie nie ma stałych absolutnych, wszystko wokół istnieje w zależności od czegoś. Pewne dane zmieniły się jednak znacząco w stosunku do innych.
Corinth pracował nad ustaleniem stałych elektrycznych. Dla metali były takie same albo niemal takie same jak przedtem. Wyraźnie zmieniły się jednak rezystywność i przenikalność izolatorów — stały się nieco lepszymi przewodnikami.
Z wyjątkiem urządzeń precyzyjnych, jak komputer Gertie, zmiana charakterystyk elektromagnetycznych nie była znacząca. Za to złożony i subtelnie zrównoważony mechanizm znany człowiekowi jako żywa komórka zmienił się bardzo wyraźnie. Najbardziej zaś zmienił się neuron, najbardziej rozwinięta i wyspecjalizowana ze wszystkich komórek — a zwłaszcza różnorodne neurony w ludzkiej korze mózgowej. I tutaj zmiana była odczuwalna. Drobne impulsy elektryczne, dzięki którym funkcjonuje sieć neuronowa, przepływały gwałtowniej, bardziej intensywnie.
Być może był to dopiero początek zmian.
Helga zadrżała.
— Potrzebuję drinka — oznajmiła. — I to bardzo.
— Znam pewien bar — powiedział Lewis. — Wpadnę na jednego i dotrzymam ci towarzystwa, potem wrócę jeszcze popracować. A co z tobą, Pete?
— Jadę do domu — odparł fizyk. — Bawcie się dobrze. — W jego słowach nie było entuzjazmu.
Wyszedł, ledwie świadom, że jest ciemno i bardzo późno. To, co się dziś zdarzyło, dla niektórych jego kolegów było zapewne czymś nowym, cudownym i ekscytującym; Corinth jednak nie mógł się powstrzymać od myśli, że może wszechświat zamierza jednym beztroskim ruchem pozbyć się całego ludzkiego gatunku. A jaki będzie efekt w odniesieniu do ludzkiego ciała…?
Chyba zrobili wszystko, co było możliwe w tej chwili. Sprawdzili tyle, ile się dało. Helga powiadomiła Biuro Norm w Waszyngtonie. Dowiedziała się tam, że kilka innych laboratoriów z różnych punktów kraju także doniosło o wystąpieniu anomalii. Dopiero jutro, pomyślał Corinth, zacznie się o tym mówić.
Na zewnątrz — w Nowym Jorku nocą — prawie nic się nie zmieniło, może tylko było odrobinę ciszej niż zazwyczaj. Kupił gazetę na rogu i zaczął ją przeglądać. Mylił się, czy rzeczywiście dostrzegał tam subtelną różnicę — zdania miały w sobie coś osobistego, były bardziej literackie. Przeszły przez zaporę korektorską, ponieważ sam korektor się zmienił i nie zdawał sobie z tego sprawy? Nie znalazł tam wzmianki o wielkiej przyczynie, odkrycie było zbyt duże i zbyt świeże, w przeciwieństwie do starych spraw — wojen, zamieszek, podejrzeń, strachu, nienawiści i chciwości w rozpadającym się, chorym świecie.
Nagle do niego dotarło, że gęsto zadrukowaną tytułową stronę „Timesa” przeczytał w jakieś dziesięć minut. Wepchnął gazetę do kieszeni i poszedł do metra.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h