3

Konstrukcja serwisowo‑dostawcza obok Eagle Heavy to kratowni­ca stalowych belek, podtrzymująca wielką otwartą windę. Gwen­dy i jej dziewięcioro towarzyszy podróży wchodzą po dziewięciu stopniach do windy. Wnętrze jest obszerne, spokojnie pomieści ze trzydzieści osób, ale Gareth Winston staje obok niej; jego pokaźny brzuch wypycha przód białego kombinezonu ciśnieniowego. Spośród całej załogi Gwendy najmniej lubi Winstona, cho­ciaż jest przekonana, że on o tym nie wie. Ponad ćwierć wie­ku w polityce nauczyło ją subtelnej sztuki ukrywania własnych uczuć i przybierania miny „Ach, jaki jesteś fascynujący”. Kiedy po raz pierwszy wybrano ją do Izby Reprezentantów, polityczna weteranka Patricia „Patsy” Follett wzięła ją pod swoje skrzydła i udzieliła wielu cennych rad. Tamtego konkretnego dnia dotyczy­ły starego pryka z Missisipi, Miltona Jacksona (który już dawno odszedł do wielkiej sali konferencyjnej w niebie), ale później też okazały się pożyteczne: „Zachowaj najlepsze uśmiechy dla dup­ków i nie spuszczaj ich z oka. Kobiety pomyślą, że podobają ci się ich kolczyki. Mężczyźni pomyślą, że na nich lecisz. Żadne nie zgadnie, że obserwujesz każdy ich ruch”. – Gotowa na największą przejażdżkę życia, pani senator? – zagaduje ją Winston, kiedy winda rozpoczyna powolną wspinacz­kę po studwudziestometrowym boku rakiety. – Zwarta i gotowa – odpowiada Gwendy, obdarzając go sze­rokim uśmiechem zarezerwowanym dla dupków. – A pan? – Totalnie podniecony! – wykrzykuje Winston. Rozkłada ra­miona i Gwendy musi cofnąć się o krok, żeby nie oberwać w klatkę piersiową. Gareth Winston ma skłonność do przesadnych gestów; pewnie uważa, że skoro jest wart sto dwadzieścia miliardów dola­rów (nie tyle co Jeff Bezos, ale blisko), ma prawo być wylewny. – Totalnie nakręcony, totalnie napalony, totalnie podjarany! Nie trzeba mówić, że to on jest płacącym pasażerem, a skoro to lot kosmiczny, zapłacił jak za zboże. Jego bilet kosztował dwa miliony dwieście tysięcy dolarów, ale Gwendy wie, że była jesz­cze inna cena. Miliardy przekładają się na polityczną siłę przebi­cia, a przygotowując załogową misję na Marsa, korporacja TET potrzebuje wszelkich możliwych politycznych sprzymierzeńców. Gwendy ma tylko nadzieję, że Winston przeżyje tę wycieczkę i zdąży użyć swoich wpływów. Ma nadwagę i ostatnie badanie wykazało u niego znacznie podwyższone ciśnienie. Inni członko­wie załogi Eagle może o tym nie wiedzą, ale Gwendy wie. Ma jego dossier. Czy on wie, że ona wie? To by jej wcale nie zdziwiło. – Nazwać to wyprawą życia to niedopowiedzenie – ciągnie Winston. Mówi tak głośno, że pozostali oglądają się na niego. Dowódca Kathy Lundgren mruga do Gwendy i lekki uśmiech unosi kąciki jej ust. Gwendy nie musi czytać w myślach, żeby zrozumieć, co to znaczy: „Lepiej, że padło na ciebie niż na mnie, siostro”. Kiedy powolna winda mija dolne T w TET, Winston przecho­dzi do interesu. I nie po raz pierwszy. – Nie jest tu pani, żeby wysyłać egzaltowane sprawozdania swoim kochającym fanom albo obserwować tę wielką niebieską kulę i sprawdzać, jak pożary w Amazonii wpływają na wiatry w Azji. – Spogląda znacząco na stalową kasetkę z napisem ŚCIŚLE TAJNE. – Pan mnie nie docenia, Gareth. Na studiach miałam meteo­rologię i obkułam się z tego przez całą zimę – odpowiada Gwen­dy, ignorując zarówno komentarz, jak i sugerowane pytanie. Nie żeby on bał się zapytać wprost; pytał już kilkakrotnie, zarówno podczas czterech tygodni treningu przed lotem, jak i w czasie dwunastodniowej kwarantanny. – Okazuje się, że Bob Dylan nie miał racji. Winston marszczy szerokie czoło. – Nie nadążam za panią, pani senator. – You don’t need a weatherman to know… Tak naprawdę potrzebujemy prognozy pogody, żeby wiedzieć, skąd wieje wiatr. Pożary w Amazonii i Australii powodują zasadnicze zmiany we wzorcach pogodowych na Ziemi. Niektóre z tych zmian są złe, ale niektóre mogą nawet oddziaływać korzystnie na środowisko, cho­ciaż to wydaje się dziwne. Mogą wstrzymać globalne ocieplenie. – Nigdy nie wierzyłem w te rzeczy. W najlepszym razie to prze­sada, w najgorszym zwykłe wymysły. Teraz mijają E. Zabierzcie mnie od tego faceta, myśli Gwendy, a potem uświadamia sobie, że jeśli nie chciała zadawać się z kimś takim jak Gareth Winston, powinna była całkiem zrezygnować z tej wyprawy. Tylko że nie mogła. Podnosi na niego wzrok, utrzymując na twarzy coś, co nazywa uśmiechem Patsy Follett. – Antarktyka topi się jak lody na słońcu, a pan nie wierzy w globalne ocieplenie? Ale Winston nie daje się odwieść od tego, co go interesuje. Może jest zarozumiałym grubasem, nie zarobiłby jednak swoich miliardów, gdyby był głupi. Albo roztargniony. – Dałbym wiele, żeby wiedzieć, co jest w tej pani małej kaset­ce, pani senator, a mam wiele do zaofiarowania, jak z pewnością pani wie. – Ooo, brzmi podejrzanie jak łapówka. – Bynajmniej, to tylko figura retoryczna. A przy okazji, sko­ro niedługo będziemy kosmicznymi kumplami, mogę ci mówić Gwendy? Gwendy nadal uśmiecha się promiennie, chociaż zaczyna ją od tego boleć twarz. – Ależ oczywiście. A co do zawartości tego… – podnosi ka­setkę – gdybym ci powiedziała, oboje mielibyśmy bardzo poważ­ne kłopoty, takie, które kończą się w więzieniu federalnym, a na­prawdę nie warto. Byłbyś zawiedziony, a ja nie chcę rozczarować czwartego najbogatszego człowieka na świecie. – Trzeciego najbogatszego – prostuje Winston i obdarza ją uśmiechem równie promiennym jak jej uśmiech. Grozi jej palcem w rękawicy. – Ja się nie poddam, wiesz? Potrafię być bardzo upar­ty. I nikt mnie nie wsadzi do więzienia, skarbie. O rany, myśli Gwendy. Przeszliśmy od pani senator przez Gwen­dy do skarbu w ciągu jednej jazdy windą. Oczywiście to bardzo powolna winda. Ekonomia by się załamała – dodaje Winston. Na to Gwendy nie ma odpowiedzi, ale myśli, że gdyby pudeł­ko w skrzynce – pudełko z guzikami – wpadło w nieodpowiednie ręce, wszystko by się załamało. Słońce mogłoby nawet otrzymać nowy pas asteroidów pomię­dzy Marsem a Wenus.
Strony:
  • 1
  • 2
  • 3 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj