Rafał Kosik Różaniec (fragment)
Rozpoznał go od razu. Elegancki czterdziestolatek wyróżniał się spośród reszty klientów kawiarni, jak orzeł wśród kur. Harpad podszedł do stolika. — Nie mogłem dotrzeć do Ursusa — powiedział zamiast przywitania. — Nawet lepiej, tam teraz pada — odparł bez pretensji klient. — Przy okazji pooglądam zwierzęta, które nie udają, że są ludźmi. Nie było uścisków dłoni. Zamówili po kawie. Harpad zauważył, że są w samym środku kadru kamery ochrony. Nie mógł już tego zmienić. Nie da się pracować w cudzej firmie zgodnie ze swoimi zasadami. — Spotkanie zawsze jest konieczne? — zapytał klient. — Muszę pana zobaczyć i poznać. Zwykle wystarcza parę słów. Facet popatrzył na różową bluzę w dłoni Harpada. Nie skomentował tego. — Potrzebuję kwadransa — powiedział Harpad. Klient w odpowiedzi tylko skinął głową i zajął się komunikatorem. Kiedyś Harpad próbował pracować na odległość, ale nic z tego nie wychodziło. Bez fizycznego kontaktu nie potrafił odnaleźć człowieka w bazie. Wiedział, dlaczego ci hochsztaplerzy od Wolfa również spotykali się z klientem – oceniali kondycję psychiczną i mówili mu to, czego się spodziewał. Pseudonuzzlerzy byli po prostu sprawnymi psychologami. Wyszedł z kawiarni. Gdzie usiąść? Samochód zaparkował prawie kilometr stąd. Rozejrzał się po ogrodzie. Nieliczne ławki w zasięgu wzroku były zajęte. Ruszył przed siebie wąską alejką, z trudem panując nad emocjami. Za dużo się działo, a potrzebował teraz spokoju i skupienia. Znalazł wolną ławkę przy małej fontannie. Usiadł, kilka razy mocniej odetchnął i zamknął oczy. Sięgnął za ucho. Wtedy zapikał komunikator i całe skupienie prysło. Kolejna wiadomość od Renaty. Skasował bez czytania, ale znów musiał zbierać myśli. Wyszedł z kawiarni pięć minut temu, czyli Marysia jest sama od dziesięciu minut. Szybciej! Do fontanny podbiegł kilkuletni chłopczyk. Zaczął chlapać i krzyczeć coś po swojemu. Zza jaśminu wyłoniła się mama z dzieckiem. Dość! Wstał i odszedł szybkim krokiem. A co, jeśli nie zdoła sprawdzić tego PZ? Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło, ale… zawsze kiedyś jest ten pierwszy raz. Zmyślenie wyniku nie wchodziło w grę. Dopiero co złamał dwie ważne zasady bezpieczeństwa, już czuł kaca. Nie, nie może tego zawalić. Nie testowe zlecenie. Lodziarnia z rachitycznymi stolikami. Nic z tego. Przysiadł na murku przy wybiegu małp. W pobliżu nie było nikogo. Ustawił się w jak najbardziej stabilnej pozycji i zamknął oczy. Potem postawi ultimatum: jeśli ma pracować dla Wolfa, tamten musi przynajmniej zaakceptować jego metody pracy. Spokój… spokój… Dotknął palcem zgrubienia za uchem. Kliknęło. — Nic panu nie jest? Otworzył oczy, wyrwany raptownie z transu. Ktoś potrząsał go za ramię. — Nic ci nie jest, człowieku? — Ochroniarz przyglądał mu się badawczo. — Chyba zasnąłem — odparł. Odwrócił się i odszedł, nim padły kolejne pytania. (…) Toalety były równie mroczne jak reszta budynku. Panowała tu cisza, więc przyjął, że kabiny są puste. Zamknął się w pierwszej z brzegu, usiadł na opuszczonej desce i oparł się o ścianę. Wyłączył komunikator. Trudno, inaczej się nie da. Teraz spokój. Rozluźnił się. Spokój… Cóż za partyzantka. W sąsiedniej kabinie ktoś jednak był i walczył teraz ze swoim organizmem. Paradoksalnie pomogło to Harpadowi w zebraniu myśli. Przymknął oczy, odetchnął, nacisnął zgrubienie za uchem, a bioniczny włącznik pyknął. Zanurzył się w zielonej wnętrzności bazy danych Potencjalnych Zagrożeń. Żadnego ekranu powitalnego, żadnej strony logowania, żadnych użytkowników. Sam był swoim użytkownikiem, wedle własnego życzenia informującym resztę świata o zawartości bazy danych PZ. Dostać się tu można było, jedynie skacząc przez płot. Znajome doznania: nieważki lot przez zieloną przestrzeń wypełnioną twarzami, liczbami, nazwiskami. Nierozpoznany pasożyt w ciele g.A.I.a. Złapał trop, w nieznany sposób szukany obiekt zawsze przyciągał go. Nie było mowy o pomyłce. Płynął, leciał coraz szybciej w świecie nieokreśloności, bez góry i dołu. Teraz zbliżając się do właściwego rekordu, czuł, że coś jest nie tak. Przestrzeń wokół wypełniła się czerwienią. Zerwał połączenie i otworzył oczy. Ciężko dyszał, spocony, z sercem walącym jak młot. Sto dwanaście! Facet był już po tamtej stronie! To znaczy, że go teraz śledzili, testowali. Prowokatorzy. Akurat, kiedy on jest tu z małą!To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj