Brett Ratner w rozmowie z MTV zaczął od tego, że praktycznie nie będzie to "Gliniarz z Beverly Hills 4". Ma być to modny "reboot", czyli stworzenie nowej wersji obrazu w serii, lecz w zupełnie innym tonie i klimacie, oraz w założeniu nie mający żadnego związku z poprzednimi częściami. Ale czy można tak nazwać ten projekt, skoro Eddie Murphy ma grać główną rolę?

Ostatnio Ratner ma pewien wielki problem - za serię słabych filmów widzowie darzą go szczerą nienawiścią. W niektórych zestawieniach dorównuje samemu Uwe Bollowi. Czyż taki reżyser może zrobić hit, na który pójdą miliony?

Reżyser obiecuje, że film będzie miał kategorię wiekową "mocne R", czyli minimum to od 15 lat. Jego następne słowa już wywołują konsternację u kinomaniaków i fanów klasycznego filmu:

"Ma być to reinwencja projektu. Chcę przedstawić to współczesnej widowni. Wezmę najlepsze elementy z pierwszych dwóch i umieszczę je w jednym filmie"

Czy naprawdę tak świetny film trzeba przedstawiać "współczesnej widowni"?

"Eddie Murphy dla mnie jest tym, czym dzisiaj Chris Tucker dla 12-13 latków. Stwierdziłem, że nigdy nie zrobię filmu o kumplach-policjantach, ale "Gliniarz z Beverly Hills" to dla mnie wymarzony projekt. Eddie jest geniuszem" - zakończył Ratner.

Do tego trzeba dodać recenzje scenariusza, które pojawił się przed paromatygodniami. Były one druzgocące i recenzenci chwalili pod niebiosami nie należący do najelpszych scenariusz trzeciej części serii.

Na razie Ratner jest zajęty "Youngblood", więc nie wiadomo, kiedy powstanie "Gliniarz z Beverly Hills". Fani oryginału mogą jedynie marzyć, by ten straszny dzień nigdy nie nadszedł.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj