Staruszka, przemknęło jej przez głowę. Wścibska staruszka z cholernym pieskiem zaalarmowała go, że coś się dzieje, więc zawrócił z trasy i przyjechał tutaj. Podobno niektórzy agenci czasem tak robią – płacą komuś za obserwowanie mieszkania, na wypadek, gdyby właściciel omijał agencję albo podejrzane typy kręciły się koło zbyt długo pustego lokum. Dlaczego o tym, cholera, nie pomyślała?! Znała odpowiedź na to pytanie. Spieszyła się z rekonesansem, a po tylu udanych akcjach zwyczajnie wpadła w rutynę. Zgubiło ją to, co zwykle gubi zawodowców w tej branży. Pewność siebie. Zapomniała. Najzwyczajniej, kurwa, zapomniała! Teraz jednak nie było czasu, by snuć rozważania czy cokolwiek sobie wyrzucać, bo facet już uporał się z kodem, już wpadł na podwórko. Nie biegł, ale szedł szybkim krokiem. Od klatki dzieliło go może ze sto metrów. – Pani Marto, jeśli podzieli nam pani kaucję na dwie raty, to chyba się zdecydujemy – powiedziała Mierzejska, wyrastając zza pleców męża. On wyraźnie chciał zaprotestować, jednak tym razem wygrało jej spojrzenie, stanowcze, nieznoszące sprzeciwu. – Tak, oczywiście, to się da zrobić – odparła nerwowo Marta. – Dadzą mi państwo chwilkę, muszę podejść do samochodu. Proszę się jeszcze rozejrzeć. Nie czekając na ich reakcję i lekceważąc zdziwione spojrzenia obu młodych Mierzejskich, szybko skierowała się do przed- pokoju i złapała za klamkę. Wtedy jej wzrok spoczął na kluczu leżącym na półeczce. Sięgnęła po niego, wyszła z mieszkania i przekręciła go w zamku. W tym samym momencie usłyszała, że na dole ktoś otwiera drzwi. Przez ułamek sekundy rozważała wejście na górę. Utknęłaby tam jednak, a gdyby facet ją znalazł po skonfrontowaniu się z Mierzejskimi, sytuacja wyglądałaby dużo gorzej. Mogła jedynie improwizować, licząc, że staruszka nie wdała się w zbyt wiele szczegółów. – To pan jest tym człowiekiem od umowy? – zapytała z irytacją, ledwie tylko młody, ciemnowłosy mężczyzna pojawił się na półpiętrze. – Nie spieszył się pan! Mężczyzna przystanął, wyraźnie zmieszany. Zaraz ochłonie, więc musiała działać szybko. – Stoję tu jak głupia od dwudziestu minut! Pana koleżanka powiedziała, że będzie pan za pięć minut. Ja nie wiem, nie chcecie moich pieniędzy, czy jak?! Mężczyzna dał jej gestem znać, by poczekała i spróbował uspokoić oddech. Czuła od niego zapach świeżego potu i papierosów, widziała czerwoną twarz i sterczący spod koszuli brzuszek. To znaczyło, że nawet ten szybki chód dał mu w kość. Był wyraźnie osłabiony. Nadal jednak nie miała szans przemknąć obok niego. Nie na tych wąskich schodach, które zajmował na niemal całą szerokość. Musiała brnąć dalej. – Myślałam, że jesteście poważną agencją. A tu najpierw ta informacja o gotówce, a teraz to? Kto normalny w ogóle dzisiaj realizuje transakcje gotówkowe?! – Nikt. – Facet wciągnął i wypuścił powietrze. Otarł pot z czoła. – I nie wiem, po co ten cały teatrzyk. Co, powiesz mi zaraz, że dałaś wszystkie pieniądze jakiejś kobiecie, a ona kazała ci tu na mnie zaczekać? Masz mnie za debila? – Raczej za chama i prostaka! – rzuciła z oburzeniem Mar- ta. – Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty. I nie, nie dałam nikomu żadnych pieniędzy, kazano mi zaczekać na kogoś z umową. Pieniądze mam przy sobie. Zdziwił się po raz kolejny. Oczywiście nie dowierzał, ale nie przeszkadzało jej to. Potrzebowała tylko wątpliwości, nie wiary. Wsunęła rękę do torebki i musnęła palcami kopertę z plikiem umów. Brązowa i gruba mogła od biedy ujść za ko- pertę z pieniędzmi. Wtedy jednak klamka mieszkania numer szesnaście drgnęła. Może to było wrażenie, przypadek, ale nie mogła teraz ryzykować. Zamiast za kopertę, złapała za puszkę z gazem i gdy tylko facet wszedł na półpiętro, wyjęła ją szyb- kim, pewnym ruchem i trysnęła mu w oczy. Gość wrzasnął z bólu i zaskoczenia, łapiąc się za twarz, a wtedy Marta pchnęła go i zbiegła po schodach, dziękując Bogu, że nie zdecydowała się na obcasy. Wypadła na podwórko i rzuciła się ku bramce. Celowo wybrała nie tę, przy której migał ostrzegawczo zielony daewoo – liczyła na to, że uciekając w drugą stronę, dalej od placu Wilsona, łatwiej zgubi pościg pośród gąszczu wąskich, jednokierunkowych uliczek. Nie oglądała się za siebie. I tak, nie miała co do tego najmniej- szych wątpliwości, wszystkie sąsiadki przekupionej prukwy staruszki, żoliborski senior monitoring, uważnie ją teraz obserwowały. Gdy facet się pozbiera, co pewnie zajmie mu kilka minut, ona będzie już daleko. Zdyszana przystanęła za teatrem Komedia. Dopiero tu, zgięta wpół, obejrzała się za siebie, a następnie wyjęła komórkę. Wiadomość od Bartka. I jak? uciekłam przekaż że skucha nie dzwoń dotrę sama, odpisała, wspierając się podpowiedziami podsuwanymi sprawnie przez słownik telefonu. Bartek odpowiedział jej emotikonką smutnej buźki.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj