Droga Panno Torres, ze względu na Twoje WYBITNE WYNIKI W NAUCE zapraszam Cię serdecznie na kolację, na której trzeba będzie odkryć tajemnicę morderstwa! Przygotuj się na wyzwania, gdy w gronie sześciorga świetnych uczniów z Twojej klasy będziesz się starała rozwikłać tę zagadkę i ująć zabójcę! Świat stanie się sceną! Przyjaciel – wrogiem! Kostiumy zostaną Wam dostarczone w tym tygodniu! I oczywiście zwycięzca otrzyma upragnione Stypendium Zgliszcze w wysokości 50 000 dolarów, które wykorzysta w wybranej przez siebie szkole wyższej. Twój uniżony ofiarodawca, Konferansjer – To jakieś oszustwo – wyrwało się Juniper, ale nie zamierzała korygować tego, co powiedziała. Nawet wówczas, gdy zauważyła, że matka ciężko opada na krzesło i zszokowana zaczyna ponownie czytać zaproszenie. – Miałaś rację. To przyjęcie odbędzie się w sobotę – oznajmiła pani Torres chropawym głosem. – Najwidoczniej musieli się zdecydować w ostatniej chwili. – Mamo, to jest oszustwo – powtórzyła zniecierpliwiona Juniper, chociaż nie chciała jej rozczarować. – Prawdziwych stypendiów nie przyznaje się w ten sposób. Nigdy nie słyszała o Stypendium Zgliszcze. Nigdy. I nie podobał jej się sposób jego przyznawania. – To nie jest oferta – odparła ze spokojem pani Torres. – To konkurs. – Prawdziwe stypendia nie wymagają rywalizacji – argumentowała Juniper. – A przynajmniej nie takiej. Nie przyznaje się ich na kolacji, „na której trzeba będzie odkryć tajemnicę morderstwa”. – Bieda kolacja! – krzyknęła Olive. Juniper się wzdrygnęła, bo nie chciała, żeby siostrzyczka powtarzała te słowa. – Ciii, maleńka. Jedz swoje cheerios – zachęciła ją. Niestety był to daremny trud, bo sama zapomniała o swoim śniadaniu, które nadal tkwiło na kuchence. W tej chwili nawet nie miała ochoty na kawę. – Posłuchaj. Postaram się czegoś dowiedzieć o tych Zgliszczach – powiedziała do matki i chwyciła jej telefon. – Ale z pewnością fundacje przyznające stypendia nie podpisują swoich listów wyrazem „konferansjer”. – Ktoś stara się zrobić z tego zabawę – tłumaczyła jej pani Torres. – Stara się zrobić na mnie pieniądze – ripostowała Juniper, a potem wpisała do wyszukiwarki internetowej: Stypendium Zgliszcze, ale i tak nie spodziewała się, że coś znajdzie na ten temat. I dodała: – Poczekajmy trochę, a przekonamy się, że mam rację. W przeddzień konkursu dostanę drugi list, w którym poproszą mnie o wpłatę wpisowego. Jeśli ta fundacja nie ma strony internetowej… Umilkła i kliknęła w pierwszy z kilku linków. Okazało się, że Fundacja Zgliszcze nie tylko ma stronę internetową, ale też wygląda na działającą legalnie. W zakładce „O nas” wskazano cele projektu (wynajdywanie wyjątkowych, fascynujących sposobów nagradzania uczniów celujących w nauce, sztuce i sporcie), a w zakładce „Kontakt” podano numer telefonu, adres mejlowy i lokalizację fundacji. Juniper przysięgła sobie, że przed sobotnim wydarzeniem skontaktuje się ze Zgliszczami w każdy możliwy sposób, aby się upewnić, że pracują tam ludzie z krwi i kości lub raczej, że w ogóle takich tam nie ma. Nie wiedziała, dlaczego jest tak negatywnie nastawiona. Przecież stypendium w wysokości pięćdziesięciu tysięcy dolarów zmieniłoby jej życie. Czy nie poświęciła ostatnich sześciu miesięcy na aplikowanie o każde możliwe stypendium, jakie znalazła, w nadziei że dostanie jedną piątą tej sumy? – Nie starałam się o to stypendium – wymamrotała, podejmując ostatni rozpaczliwy wysiłek logicznego myślenia. – Zapamiętałabym. – Czasami zgłaszają twoją kandydaturę nauczyciele i psycholodzy szkolni. Byłaś tak dobrą uczennicą, że miałaś nawet wygłosić mowę pożegnalną na zakończenie szkoły – przypomniała jej matka. „Owszem, miałam ją wygłosić. Niestety w grudniu ubiegłego roku poszłam na tamto przyjęcie…”, potwierdziła Juniper w myślach. – Chwileczkę… Jeszcze rzucę okiem. – Rozprostowała leżący na stole list i szybko odnalazła datę planowanego wydarzenia: 21 grudnia, czyli dokładnie rok po gwiazdkowym przyjęciu u Dahlii Kane. – Mamo… – Te pieniądze to byłoby dla nas coś wielkiego – przerwała jej pani Torres. – Twój ojciec potrzebuje dobrych wiadomości. – Wiem – przyznała Juniper i spojrzała na jego puste krzesło. Po piętnastu latach prowadzenia lekcji wychowania muzycznego w szkole podstawowej w Fallen Oaks pan Torres stracił pracę z powodu ostatnich cięć budżetowych. Teraz było słychać jego kroki w pokoju na górze. Przymierzał krawaty, bo szykował się na kolejną nieprzyjemną rozmowę kwalifikacyjną. – Powiesz mu, że przepuszczasz okazję zdobycia pięćdziesięciu tysięcy dolarów? – spytała matka i unieruchomiła Juniper spojrzeniem. – Po wszystkim, co przeszedł? – Oczywiście, że nie – odparła Juniper i przełknęła ślinę, czując ucisk w klatce piersiowej. – Po prostu nie rozumiem, kto mógł mnie zgłosić na coś takiego. Absolutnie nie potrafię udawać. – Może Ruby? – podsunęła jej matka. Juniper zamrugała. Widziała wpatrzoną w nią matkę, a z boku podskakującą na wysokim krześle siostrę, ale miała poczucie, jakby ona sama znajdowała się poza czasem i przestrzenią. – Chcę tylko powiedzieć, że ona ma zamiłowanie do dramatyzmu. Podobają jej się tego rodzaju rzeczy – wyjaśniła pani Torres. – Może zadzwoń do niej i spytaj o wszystko. – A potem dodała ledwie słyszalnym głosem: – Tęsknię za nią. „Ja też za nią tęsknię”, pomyślała Juniper, przywołując w pamięci Ruby z jej uśmiechem, śmiechem i dotykiem. Oczy zaszły jej łzami. Odsunęła od stołu krzesło, na którym siedziała, aż zaskrzypiało, i dodała w myślach: „Niestety ona za mną nie tęskni”.

* * *

Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj