Killian stał i przyglądał się domowi. Dopiero po chwili zauwa­żył dziewczynki. Początkowo ich nie dostrzegł, bo milczały i nie ruszały się. Podszedł od tyłu, ale dom sąsiadował z lasem również z boku. Wśród paproci klęczały dwie dziewczynki, odwrócone ple­cami do Killiana. Nie widział, co robią, ale prawie w ogóle się nie ruszały. Miały na sobie odświętne sukienki, a ich identyczne, bar­dzo jasne włosy były starannie wyszczotkowane, czyste i upięte za pomocą mosiężnych grzebieni. Killian obserwował, jak dziewczynki spokojnie klęczą. Jedna obróciła głowę i spojrzała na niego. Miała twarz w kształcie serca i lodowatoniebieskie oczy. Patrzyła na niego, nie okazując żadnej reakcji. Chwilę później druga dziewczynka też się obróciła, żeby na niego spojrzeć. Uśmiechnęła się lekko. Miała około siedmiu lat. Jej siostra z twarzą pokerzysty była pewnie o trzy lata starsza. Killian uniósł rękę na powitanie. Ta, która się nie uśmiechnęła, pa­trzyła na niego jeszcze przez chwilę, po czym się odwróciła. Nie widział, przed czym klęczy, ale niewątpliwie to pochłaniało jej całą uwagę. Młodsza też nie odpowiedziała skinieniem ręki, ale chyba lekko kiwnęła głową i również się odwróciła. Ich milczenie i bezruch wydały mu się denerwujące. Przeszedł przez podwórze do tylnych drzwi. Moskitiera była czerwona od rdzy, wybrzuszała się na zewnątrz, a w kilku miej­scach siatka oderwała się od ramy. Zdjął kapelusz i już chciał wejść po schodkach i zapukać, ale w tym momencie otworzyły się we­wnętrzne drzwi i pojawiła się kobieta. Killian zatrzymał się z ka­peluszem w ręce i przybrał żebraczy wyraz twarzy. Kobieta mogła mieć trzydzieści, czterdzieści lub pięćdziesiąt lat. Miała tak chudą twarz, jakby głodowała. Jej wąskie wargi były zupełnie bezbarwne. Za tasiemkę fartucha miała zatkniętą ścierkę do naczyń. – Dzień dobry, proszę pani – powiedział Killian. – Jestem głodny. Czy mógłbym dostać coś do zjedzenia? Może grzankę? – Nie jadł pan jeszcze śniadania? – Nie, proszę pani. – W Błogosławionym Sercu dają śniadania biednym. Nie wie pan? – Nie wiem nawet, gdzie to jest. – Zrobię panu grzankę – powiedziała, kiwając głową. – Jeśli pan chce, mogę zrobić jajecznicę. Chce pan? – Hm, jeśli ją pani zrobi, pewnie nie wyrzucę jej na drogę. Gage zawsze tak odpowiadał, gdy ktoś oferował mu więcej, niż prosił. Gospodynie zwykle reagowały śmiechem, ale ta kobieta nawet się nie uśmiechnęła. Pewnie dlatego, że on nie był Gage’em i to nie zabrzmiało tak samo jak w jego wykonaniu. Kobieta tylko pokiwała głową. – Dobrze. Niech pan wytrze… – Spojrzała na jego buty i na chwilę przerwała. – Co za buty. Niech pan je zdejmie i zostawi przy drzwiach. – Dobrze, proszę pani. Przed wejściem do domu Killian spojrzał jeszcze na dziew­czynki. Były odwrócone plecami i nie zwracały na niego najmniej­szej uwagi. Wszedł na schody, zdjął buty i poszedł na bosaka po chłodnym linoleum. Miał brudne nogi. Przy każdym kroku czuł ukłucie bólu w lewej kostce. Gdy usiadł przy stole w kuchni, na patelni już skwierczał tłuszcz. – Wiem, jak pan się znalazł pod moimi tylnymi drzwiami. Wiem, dlaczego pan się tu zatrzymał. Z tego samego powodu co inni – powiedziała kobieta. Killian pomyślał, że powie coś o zna­ku X na sośnie, ale się pomylił. – To dlatego, że pociąg trochę zwal­nia przed zwrotnicą, pół kilometra stąd. Wy wszyscy tu wyskakuje­cie, bo nie chcecie się natknąć na Arnolda Choke’a z Northampton. Czy o to chodzi? Czy pan też wyskoczył przy zwrotnicy? – Tak, proszę pani. – Z powodu Arnolda Choke’a? – Tak, proszę pani. Słyszałem, że to jeden z tych, których le­piej unikać. – Ma fatalną reputację, ale nie jest groźny. Jest stary i gruby. Gdyby spróbował dogonić kogoś z was, pewnie padłby z wysiłku. Nie sugeruję, że byłby gotów próbować. Może zechciałby się ruszyć, jeśliby dowiedział się, że gdzieś sprzedają hamburgery po pięć cen­tów – powiedziała. – Niech pan posłucha. Pociąg przejeżdża przez zwrotnicę z prędkością niemal pięćdziesięciu na godzinę. Prawie nie zwalnia. Skakanie z pociągu w tym miejscu jest znacznie groźniej­sze niż spotkanie z Chokiem na stacji kolejowej w Northampton. – Tak, proszę pani – rzekł, rozcierając lewą kostkę. – Rok temu jakaś dziewczyna w ciąży wyskoczyła tam z po­ciągu, wpadła na drzewo i skręciła kark. Słyszy pan? – Tak, proszę pani. – Dziewczyna w ciąży. Podróżowała z mężem. Powinien pan to powiedzieć innym. Niech inni się dowiedzą, że lepiej poczekać, aż pociąg się zatrzyma. Ma pan jajecznicę. Chce pan trochę dżemu na grzankę? – Jeśli to nie sprawi kłopotu, proszę pani. Dziękuję bardzo. Nie mogę wyrazić, jak wspaniale pachnie ta jajecznica. Kobieta oparła się o kredens. Z łopatką w ręce przyglądała się, jak Killian je. Nic nie mówił, tylko szybko jadł. Przez ten czas ona również milczała. – Hm – mruknęła, gdy skończył. – Usmażę panu jeszcze dwa. – Dziękuję, już się najadłem. – Nie chce pan? Killian się zawahał. Nie wiedział, co odpowiedzieć. To było trudne pytanie. – Chce pan – stwierdziła i wbiła dwa jajka na patelnię. – Czy wyglądam na głodnego? – „Głodny” to nie jest właściwe słowo. Wygląda pan jak bez­domny pies, gotowy przewrócić kubeł na śmieci, żeby poszukać czegoś do zjedzenia. – Jeśli jest coś, co mógłbym zrobić w zamian, bardzo chętnie to zrobię – powiedział Killian, gdy postawiła przed nim talerz. – Dziękuję, ale nie ma nic do zrobienia. – Może coś pani przyjdzie do głowy. Jestem wdzięczny, że ze­chciała mnie pani zaprosić. Nie jestem pasożytem. Nie boję się pracy. – Skąd pan jest? – Z Missouri. – Myślałam, że z Południa. Ma pan zabawny akcent. Dokąd pan jedzie? – Sam nie wiem. Nie miała więcej pytań. Znowu oparła się o kredens i przy­glądała się, jak je. Potem wyszła i zostawiła go samego w kuchni.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj