Gdy wróciła do domu, wysoki zegar stojący przy drzwiach wciąż tykał, przypominając jej, jak jest spóźniona. Po schodach, które pięły się na piętro dwoma krętymi odnogami, schodziła wielka, czarna postać. Domowik, jak na ogromnego psa, miał zadziwiającą zdolność poruszania się niczym milczący cień. – Zero ciastek – rzuciła, gdy do niej podszedł. – Spać. Na parapetach dogasały wysokie świece. Ojciec zawsze zapalał je podczas nowiu. Jego zdaniem świetnie oczyszczały atmosferę. Dom był wielki, niemodny i trudny do ogarnięcia. Baltazar Bies odziedziczył go po jakiejś ciotce. Zbudowano go ze trzysta lat temu i jak dotąd nikt nie pomyślał, żeby wymienić skrzypiące tu i ówdzie drzwi. Draga spojrzała na chowańca, który rozłożył się na podłodze u jej stóp, wyglądając jak płachta czarnego, pomarszczonego materiału. – Mówiłam, zero żarcia o północy. Ruszyła na górę, mijając ustawione przy schodach trzymetrowe zwierciadło, zasłonięte czarnym materiałem. Po drodze gasiła kolejne świece wetknięte w uchwyty przy poręczach schodów. Ktoś, kto projektował dom, zadbał o szczegóły, jakby wiedział, że będą tu mieszkać wiedźmy fetyszystki magicznych płomieni. Dziewczyna była już u szczytu schodów, gdy ojciec zmaterializował się przed nią tak nagle, że musiała chwycić się poręczy, żeby nie spaść. – Pokręciło cię? – jęknęła, łapiąc się za klatkę piersiową. – Wiedziałem. – Mag zmrużył oczy. Baltazar ciągle jeszcze umiał wzbudzić u córki respekt, zwłaszcza gdy patrzył na nią tak jak teraz. Ściągnął gęste brwi i zacisnął otoczone ciemnym zarostem wargi. Nawet lśniący, srebrny szlafrok i puchowe kapcie nie odebrały mu powagi. – Chciałam tylko zgasić świeczki – skłamała. – Zawsze zostawiacie zapalone. Wzrok ojca powędrował ku jej ubłoconym glanom. Balt nie musiał niczego komentować. Po prostu uniósł brew. – Jest piątek – zauważyła. – Tak? A mój zegarek mówi, że już od pięciu minut sobota. Gdzie byłaś? Wzruszyła ramionami. – Na cmentarzu. Cmentarz był odpowiednim miejscem dla wiedźm w jej wieku. – A mogę wiedzieć po co? – Ojciec coraz bardziej zniżał głos, coraz większy chłód emanował z jego aury. – Bo jeśli w celach magicznych… – Bardziej refleksyjnofilozoficznych – przerwała mu szybko. – No proszę – odparł mag z niemałą satysfakcją. – Mam nadzieję, że się ze mną podzielisz tymi refleksjami. Byłoby miło wiedzieć, co też moja siedemnastoletnia córka odkryła na cmentarzu w środku nocy. No? Nagle zainteresował się swoimi paznokciami. Srebrne pierścienie na jego palcach – jeden świadczący o statusie maga, drugi ślubny – połyskiwały w świetle samotnej świecy. – Mogę iść spać? – odezwała się z przekąsem Draga. – Spać? – Baltazar udał zdziwionego. – A myślałem, że to piątkowy wieczór. No, chyba że musisz wypocząć przed jutrzejszą rozmową. – Jaką rozmową? – Zmarszczyła czoło. – Poważną. – Wargi ojca znów groźnie zadrżały. Omiótł wzrokiem schody. – Nie gaś ostatniej świeczki – rzucił. – Przyda nam się oczyszczanie. Po tych słowach zdematerializował się i po chwili z jego pokoju dobiegło głośne westchnienie. Draga jeszcze przez kilka chwil stała w korytarzu, patrząc na miejsce, gdzie przed chwilą stał. Naturalnie nie miała zamiaru iść spać. Odczekała jeszcze chwilę, po czym cicho, kilka razy omal nie przewracając się przez wciąż łaszącego się u jej stóp Domowika, doszła do końca korytarza i zastukała w ostatnie drzwi. Natychmiast wychyliła się zza nich ręka, która z niesamowitą siłą wciągnęła ją do środka. – Masz? – Oczy Agrei zalśniły, kiedy zamknęła za Dragą drzwi. Jej pokój niemal płonął od nadmiaru świec. Na ścianie wisiał obraz z Bafometem („Tylko dla ozdoby”), a na łóżku osłoniętym prześwitującym baldachimem lśniła złotoczerwona pościel. O Agrei Dytko można było wiele powiedzieć – bo sporo widziała i wiecznie gdzieś ją nosiło – ale choć przeżyła dobre sto lat, a może i więcej, nikt nie śmiałby jej zarzucić, że była stara. Spod jej satynowej koszuli nocnej wystawały zgrabne nogi, a siwe włosy lśniły nasmarowane magiczną miksturą. – No co? Masz? – powtórzyła, zaciskając smukłe palce na ramionach wnuczki. Zamiast odpowiedzieć, Draga po prostu wyciągnęła z torebki kościaną dłoń. Usta Agrei rozchyliły się w niemym zachwycie. Z nabożną czcią wzięła kości nieboszczyka i prawie zaczęła z nimi tańczyć. Dziewczyna przyglądała się temu z zażenowaniem. – Dobra – westchnęła Draga, siadając na łóżku. – To może wreszcie mi powiesz, po co ci ta ręka. Babka przerwała swój prawie taniec, a mina jej spoważniała. Odłożyła dłoń na ołtarzyk przy szafie. – Zaczęło się od waszego zwierciadła – odparła. – Naszego zwier… – zaczęła myśleć na głos Draga. – Ach, tego w salonie. I co z nim? Agrea oglądała swoje pomalowane na czarno paznokcie, unikając patrzenia na dziewczynę. – Pamiętasz, że jakiś czas temu próbowałam poznać kryjący się za nim sekret? Dradze coś zaświtało w pamięci. – Chciałaś wyciągnąć coś na jego temat od ciotki Leonidy – powiedziała – a kiedy ją o to zapytałam, ona zemdlała. Bo tajemnica była zablokowana. Ale po co chcesz ją poznać? Agrea przysiadła się do wnuczki. Przez chwilę zdawało się, że walczyła z myślami, aż wreszcie oświadczyła: – Chodzi o twoją matkę. Mogłaby walnąć Dragę w łeb, a dziewczyna mniej by to poczuła. Naraz wydało jej się, że zapada się pod nią łóżko. Patrzyła na babkę z niedowierzaniem. Dlaczego musiała zacząć ten temat? – Mama nie żyje. – Usta Dragi, ostro i wymownie, powtórzyły mantrę, której wciąż używała w odpowiedzi na najdrobniejsze wzmianki o Tamarze. Bo odkąd mama umarła, wszystko się zmieniło. Oni się zmienili, ich życie się zmieniło, ich magia – wszystko. I choć minęło już prawie półtora roku, nadal nie doszli do siebie. Agrea zbliżyła się do niej. – Kochanie… – Jej dłoń powędrowała ku włosom dziewczyny, ale Draga ją odrzuciła. – Daj spokój. – Wstała. Babka nie mogła przytulać jej ani głaskać po głowie. Nie nadawała się do pocieszania, bo nie była w nim naturalna. Musiała pozostawać sobą. – Słuchaj – powiedziała ostrzej Agrea. – O, teraz brzmisz lepiej. – Musimy porozmawiać. – Właśnie to robimy. – Ale nie tak. Draga założyła ręce na piersi. – Więc jak? To może zaczniemy od tego, że powiem ci, co myślę? Bo jak dla mnie, przestałaś myśleć racjonalnie. Nie chcesz się pogodzić ze śmiercią swojej córki, ale dlaczego wciągasz w to mnie, jej córkę? Nie przywrócimy jej życia, rozumiesz? Agrea wyglądała na bardziej zakłopotaną niż przejętą. Wygładziła ręką pościel i cmoknęła kilka razy, zbierając myśli. – Och, dziewczyno! – westchnęła wreszcie. – Bo ty nic nie wiesz! – Nie wiem czego? – odparła chłodno Draga. Babka zaprosiła ją, by znów usiadła. Nie skorzystała. – Nie wiem czego? – powtórzyła. – O sekretach twojego ojca, oczywiście. – Jakich znowu sekretach? – Nie chciałam nikomu o tym mówić – zaczęła Agrea konspiracyjnym szeptem, zmuszając tym dziewczynę, by jednak się zbliżyła. – Wolałam nie robić ci przykrości, póki nie będę pewna… Teraz mogę ci powierzyć sekret, skoro wyświadczyłaś mi przysługę. – W sensie…? – No wiesz, przyniosłaś mi tę dłoń. – Trudno było tego nie zrobić – westchnęła dziewczyna. W ciągu ostatniego tygodnia babka wciąż podpytywała, jak jej idą te udawane czarne msze i rytuały i czy przypadkiem nie odwiedza czasem cmentarza. I że na kilku z nich leżą wisielcy. I że jest taki jeden konkretny cmentarz i konkretny grób, tylko trzeba go jakoś otworzyć. I że bardzo by się przydało mieć rękę takiego wisielca, bo przecież nigdy nie wiadomo, a to zawsze dobra rzecz, zdobyć tak silny talizman. – Na pewno pochodzi z tego konkretnego grobu, co? – upewniła się Agrea. – Bo wiesz, liczy się, żeby dzień i miesiąc urodzin były takie same jak moje… Draga przewróciła oczami. – Tak, piąty sierpnia. Wykopałam tego, którego chciałaś. – Cudownie, to do rzeczy… Ale dalej, usiądź tu przy mnie. Lepiej się o tym mówi, jak ktoś jest obok, bo to bądź co bądź sprawy przeklęte. Draga niechętnie wróciła na łóżko. – Jak mówiłam, chodzi o zwierciadło twojego ojca – wyjawiła Agrea. – Ale o co konkretnie? Zwierciadło nie tyle kryło w sobie tajemnicę, ile samo w sobie było wielkim sekretem. Dradze zdawało się, że stało w ich domu od zawsze. Dobrze pamiętała, jak ojciec pouczał ją i Sata, gdy byli jeszcze dziećmi, by pod żadnym pozorem nie zdejmowali zakrywającej lustro ciemnej płachty. Nie wyjaśnił dlaczego, a wspominając o tym, nie używał strasznego tonu. Mówił zwyczajnie, przez co wiedzieli, że nie próbował ich oszukać. Wtedy, gdy Draga była mniejsza, lustro ją straszyło, już sama płachta wydawała się przerażająca, choć miała im przecież zapewniać bezpieczeństwo. W końcu chroniła ich przed tym, co kryło się pod nią.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj