– Zawsze się zastanawiałam, jak działa to lustro – ciągnęła babka. – Nie tylko Balt znał jego sekret, Tamara też wiedziała, tylko nigdy nie chciała mi się przyznać… Własna córka, dasz wiarę? – prychnęła. – Zawsze była oddana twojemu ojcu, on jej zresztą też, choć zbyt wielkie oddanie w miłości nie popłaca… Draga chrząknęła. – Na czym skończyłam? – spytała Agrea. – Nawet nie zaczęłaś. – Ach tak, prawda. To do rzeczy. Więc próbowałam poznać sekret tego zwierciadła i zaczęłam o tym gadać z Leomilą. – Leonidą – poprawiła babkę Draga. – No, w każdym razie Leomila trochę wypiła i zaczęła coś opowiadać o swojej rodzince. O tej siostrze Leanie, z którą nie utrzymują kontaktów. Wiesz, nie żebym ją tam ciągnęła za język czy coś. Sama mi wszystko wyśpiewała. I powiedziała, że Leana pozwalała ludziom zaglądać w zwierciadło i przenosić się do niego, żeby żyć w świecie marzeń. Ale zasugerowała coś jeszcze. Urwała, po czym dokończyła, przerywając co kilka słów. – Że w tym zwierciadle. Ukazują się. Zmarli. Czekała na reakcję Dragi. Nie dostała jej, więc dodała: – No wiesz, zmarli. Szturchnęła wnuczkę łokciem i zrobiła poważną minę. Dradze wciąż trudno było uwierzyć, że babka miała czelność mówić jej te rzeczy prosto w twarz, że rozbudzała w niej nadzieję. O co jej w zasadzie chodziło? – Sprawdziłam to – dodała Agrea. – Całkiem niedawno. Dziewczyno, żebyś tylko wiedziała, jak wyraźnie słyszałam swoje kroki i jak mi serce dudniło. – Położyła ręce na piersi, czarny lakier zalśnił w blasku świec. – Był środek nocy, ciebie, Sata i Balta nie było, a ja stanęłam przed zwierciadłem całkiem sama i pociągnęłam za płachtę. Zamilkła, odczekując chwilę, jakby liczyła, ile sekund potrzebował materiał, by całkiem opaść. Oczy otworzyły jej się szerzej, gdy znów spojrzała na wnuczkę. – I nic – powiedziała. – Niczego nie zobaczyłam. No, to znaczy nie na początku. Dom odbijał się w tym ciemnym szkle… bo wiesz, lustro jest całkiem czarne, a jakie piękne, jakie gładziutkie! Ale w końcu ktoś zaczął schodzić na dół, nie naprawdę, ale w zwierciadle. – Kto? – Draga ściszyła nieco głos. Agrea spojrzała w dal, na moment zamilkła. Powieka jej zadrżała, jakby do głowy cisnęły się obrazy, które próbowała zablokować. – Jakiś facet – odparła wreszcie. – Jeśli oceniać po twarzy, raczej martwy, chociaż dość ruchliwy. Nie takie rzeczy widziano w tym domu, w końcu wasza rodzinka od strony ojca nie jest zbyt normalna. Był blady i jakiś taki chudy, jakby go nie karmili w zaświatach. – Jesteś pewna, że to był zmarły? – Draga wiedziała, że Agrea lubi ubarwiać różne historie. – Nie wiem – przyznała tamta po chwili zastanowienia. – Skoro Leomina sądzi, że zwierciadło ukazuje zmarłych… No chyba że to jakiś demon. – Czyli w lustrze ktoś siedzi? Może to strażnik rodu? – zastanawiała się Draga. W zeszłym roku odkryli, że Biesowie mieli strażnika, który przynosił tyle samo pożytku, co problemów. Ostatecznie zniknął, ale kto wie, czy nie zdołał wrócić? – To na pewno nie on. Wiedziałabym, bo w końcu to ja sama wcześniej go przywołałam. – Ty? – zdumiała się Draga. Agrea się zawahała. – No… nikomu nie mówiłam, ale kiedy mieliśmy problemy z Arianą, musiałam przywołać pewne sprawy… z przeszłości, no i wygląda na to, że przeze mnie się wtedy zjawił. – Czemu mnie nie dziwi, że za tym stałaś? – mruknęła Draga. – To już nieistotne! – zawołała Agrea. – Energia tego czegoś jest inna, o wiele straszniejsza. Od razu, jak tylko zobaczyłam tę zjawę, zakryłam lustro z powrotem, a później… Och, dziewczyno, żebyś wiedziała, jak ja później oczyszczałam dom, szałwią, kadzidłem… prawie się udusiłam przez dym… potem solą, zapaliłam chyba z dwieście czarnych świec. Całą noc trzymałam pod poduszką athame, ale oczywiście i tak nie zasnęłam. Draga znów wstała i zaczęła przechadzać się po pokoju. – Czyli co? – rzuciła. – Chcesz mi powiedzieć, że będziesz próbowała kontaktować się z mamą przez to zwierciadło i potrzebujesz do tego mnie? I dlatego kazałaś mi się bawić jakimiś kośćmi? I co jedno z drugim ma w ogóle wspólnego? – Po pierwsze, nie mam zamiaru kontaktować się z Tamarą – oznajmiła poważnie Agrea. – To było chwilowe… zaćmienie i już się nie powtórzy. Obawiam się jednak, że to coś nie da mi spokoju, bo… Zamilkła na moment i zacisnęła usta. – Bo kiedy się na mnie gapiło, zapisało po drugiej stronie lustra jedno słowo… – Jakie słowo? – „Miłość”. Draga przystanęła i rozchyliła usta. – „Miłość”? A co to ma znaczyć? Agrea wzruszyła ramionami. – Też bym chciała wiedzieć. – No dobra, ale nadal nie rozumiem, do czego ci ta dłoń. Jaki to ma związek? – No wiesz… – Agrea ostrożnie spojrzała na wnuczkę, jakby spodziewała się, że zaraz zarobi od niej zaklęciem. – To przecież ręka wisielca – dodała z naciskiem. – Ona służy do przeróżnych czarów, na przykład bardzo ją lubią złodzieje… – Więc? – drążyła z naciskiem Draga. – Chodzi o to, że kiedy ma się taką rękę przy sobie, to można oszukać różne istoty. – A kogo ty chcesz oszukać? Agrea znów cmoknęła. – Wersja długa czy krótka? – spytała. – Prawdziwa. – Okej. No więc generalnie to chciałabym oszukać śmierć. – Śmierć? – prychnęła Draga. – No tak, bo wiesz… O tym Leokadia nie od razu mi powiedziała, wyciągnęłam to z niej przy innej okazji, ale kiedy patrzysz na zmarłych, to i oni patrzą na ciebie. A jak ich zobaczysz… – Agrea przełknęła ślinę. Minę miała straszną. – Jak zobaczysz zmarłych w tym zwierciadle, to oni przyjdą po ciebie, a już chyba zwłaszcza jak są w tobie zakochani. Kiedy pół godziny później Draga wyszła z pokoju babci, dom wydał jej się dziwnie cichy i nie do końca realny, jakby była w nim tylko ona i tłukące się jej w głowie myśli. Agrea naprawdę była przekonana, że grozi jej jakieś niebezpieczeństwo, choć nie mogła mieć co do tego pewności. W końcu nie umiała stwierdzić, kogo zobaczyła w zwierciadle. Tak czy inaczej wierzyła, że udało jej się nawiązać kontakt ze zmarłym, a Dragę to bolało. Bolało, bo jeszcze nie pogodziła się ze śmiercią matki, a pomysł babki wcale jej w tym nie pomagał. Weszła do swojego pokoju bez zwyczajnego poczucia wolności, które towarzyszyło jej zawsze, gdy się tu zamykała. Tutaj całkiem oddzielała się od reszty domu i rodziny. Tutaj miała własne życie i własną magię. Jeszcze jako dziecko, od razu, gdy tylko pozwolono jej wybrać sobie pokój, wskazała na największy w całym domu. A jednak tym razem przestrzeń wydała jej się za wielka, a ona w niej samotna w sposób inny niż ten, który lubiła. Było prawie całkiem ciemno. Pozbawione księżyca szarawe niebo przysłaniały grube zasłony w oknach. Dziewczyna machnęła ręką, przesyłając energię do świec ustawionych na ołtarzu. Knoty zapłonęły długimi, jasnymi płomieniami. Jej prywatny ołtarz zajmował prawie całą ścianę. Na ciemnym blacie, pośród kolekcji różdżek, sztyletów i szmacianych lalek, skrzyły się drobinki kurzu. Draga podeszła bliżej, by spojrzeć na swoje narzędzia. Wzięła do ręki jedną z lalek, oplecioną kosmykiem własnych włosów, i zaczęła masować jej serce. Ogarniało ją przyjemne ciepło. Potem usiadła przed stojącym na środku ołtarza lusterkiem, by przyjrzeć się swojej twarzy. Wyglądała źle. To chyba rozmowa z babką tak na nią podziałała. Usta pociągnięte bordową szminką zacisnęła w złości. Z ciemnych włosów zsunęły się okulary przeciwsłoneczne. Draga zapomniała, że w ogóle je na sobie miała. Jej wcześniej idealna fryzura musiała się zmierzwić, gdy odgoniła Piotra podmuchem wiatru. Piotr… Teraz wydało jej się, że ta cała sprawa z nim wydarzyła się tak dawno temu, że nie była już ani istotna, ani warta zapamiętania. Wróciła myślami do matki. Tamara Bies odeszła szybko, ot tak, jakby zdmuchnięto świecę. Dradze zdawało się czasem, że ta świeca wciąż się tli, od czasu do czasu miała wrażenie, że czuje obecność matki. Nigdy jednak nie otworzyła się na te przebłyski. Bała się, że spotka ją zbyt bolesny zawód, jeśli okażą się mrzonkami. Ale istniała jeszcze ta jedna możliwość, której nie dało się ot tak odrzucić. Nie, gdy było się czarownicą: możliwość, że babka miała rację i zmarli mogli ukazać się w lustrze. I tego Draga obawiała się znacznie bardziej. Nie chodziło o magię. Ona nie wzbudzała w niej strachu. Chodziło o jej serce. A trzeba być cholernie dobrą wiedźmą, żeby nie bać się w nie zaglądać. Kolejnego dnia podczas śniadania Agrea i Draga wciąż posyłały sobie ukradkowe spojrzenia. Balt, który zwołał rodzinę na wspólny posiłek, niczego nie zauważał, bo babka zachowywała pełne opanowanie. Ze wszystkiego ciągle robiła sobie żarty i na pewno nie wyglądała na kogoś przekonanego, że niedługo czeka go śmierć z ręki nieboszczyka. Sat opierał łokcie o stół i smętnie patrzył w miskę z płatkami. – Usiądź prosto – upomniał go Baltazar, kładąc na stole parówki, z których buchnęła gęsta para. – Boli mnie brzuch – jęknął chłopak, zupełnie jak małe dziecko. Głowę kładł już prawie na stole, jeszcze chwila, a zanurzyłby jasną czuprynę w misce. – Czeka nas poważna rozmowa – oznajmił Baltazar. – Idą zmiany. – Winter is coming – prychnęła Draga. – Ty akurat masz powody się bać – ofuknął ją ojciec. – A o co chodzi? – spytał Sat tonem kogoś na lekkim kacu. – Choćby o to, że niedługo idziesz do liceum – rzucił Baltazar. Chłopak zrobił zblazowaną minę. – Ach… – Ciesz się, że ojciec o tym pamięta – westchnęła Draga. – Jak byłam w podstawówce, to zawsze zapominał, w której klasie. Baltazar głośno odstawił sól. – Twoje liceum, Sat, to zmiana w rodzinie, ale nie jedyna – ciągnął, sięgając po bułki i każdemu rozdając po jednej. – Kolejna jest taka, że twoja siostra musi ostro wziąć się do nauki, bo za dwa lata zdaje maturę. – A po niej się wyprowadzi – wtrąciła szybko Draga. – Super – mruknął Sat. – Nie, nie, Baltku, ja dziękuję – odezwała się nagle poza tematem Agrea, uświadamiając tym magowi, że od dłuższego czasu trzymał rękę z bułką wyciągniętą w jej stronę. – Wiesz, jestem teraz na keto. Balt zmarszczył czoło. – Coś cię boli? – Nie, nie, kochany – zaśmiała się. – To taka dieta, wiesz? Parówki są okej, w ogóle mięso i sery też fajne, ale chleba nie jem. Swoją drogą, gdybyś był tak miły i nie gotował więcej makaronu na obiad, co? Bo ja nie będę jadła. Wiem, że to proste danie, ale… – A sami sobie gotujcie! – Baltazar rzucił bułkę na własny talerz i powiódł wzrokiem po rodzinie. Nie pominął nawet Domowika, który opierał wielkie łapy o blat, czekając na swoją parówkę. – Czy do was w ogóle dociera, co mówię?! – Ależ tak, Baltku, oczywiście – zaszczebiotała Agrea. – Mówiłeś coś o zmianach. Mag jeszcze raz otaksował ich gniewnym spojrzeniem. – Sio! – rzucił w stronę Domowika, który z obrażoną miną opuścił jadalnię, na odchodne odwracając jeszcze w stronę maga wysoko uniesiony łeb. Baltazar ze złością smarował bułkę, rozsypując okruchy. – Wszyscy macie mnie gdzieś! – warknął, biorąc wielki kęs. – Podśmiechujecie się ze mnie pod nosem, nawet pies bardziej ode mnie ceni swoją miskę i ciągle tylko zas… zanieczyszcza dom. A moja córka… – Zaczął się krztusić. – Moja córka… Agrea wstała i zaczęła szybko klepać go po plecach. – Łazi po… cmentarzach… nie wiadomo po co… Cały czerwony, odchrząknął i wytarł usta w niedbale poskładaną serwetkę. – Oj, bez przesady – powiedziała Agrea, z powrotem siadając. – Wszyscy cię szanujemy. A Draga poszła na cmentarz na moją wyraźną prośbę, więc się nie martw. Balt wytrzeszczył oczy. – Na twoją prośbę? – odrzekł zaskoczony. – No to teraz dopiero będę się bał. Po co ją tam wysłałaś, do licha? – Tylko nie „do licha”, kochany, nie przynoś nam pecha. – Agrea splunęła przez lewe ramię. – Chciałam po prostu rękę wisielca, wielkie mi rzeczy. Zapadło głębokie milczenie. Agrea spokojnie włożyła do ust kawałek sera, patrząc na zdumioną jej nagłym wyznaniem wnuczkę. – Słucham? – To jedno słowo, które padło z ust maga, wcale nie brzmiało wściekle, a jednak niosło w sobie zapowiedź potężnego wybuchu. – Ręka wisielca, mój drogi, nic takiego. – Agrea szła w zaparte, wciąż się uśmiechając. Sięgnęła jednak po bułkę, więc musiała być roztargniona. – To bardzo popularny składnik wielu czarów… – Nielegalnych czarów – przypomniał jej Balt. – Czy ty chcesz mnie puścić z torbami?! Jak ktoś odkryje, że mam w domu coś takiego, cofną mi licencję i będę musiał zamknąć warsztat! – Przecież nie zabiłeś tego wisielca. Sam się zabił, to w czym problem? A ja tylko chciałam ci pomóc. Mag musiał przemyśleć te słowa. – Pomóc mnie? – wykrztusił. Agrea starała się pozostać taktowna. – Sam rozumiesz – powiedziała, jak najęta krojąc ser. – Ręce wisielców przynoszą szczęście, a tobie trochę szczęścia by się przydało. Wiesz, w interesach i w ogóle… Czasem ma się gorszy okres, to normalne… Sztućce zadźwięczały, gdy mag rzucił je na stół. – Dość! – warknął. – Teraz wam powiem, co będzie! Jeśli chodzi o ciebie – wskazał na Dragę – to jeszcze jeden, najmniejszy wybryk, a zablokuję ci magię! I lepiej mnie nie testuj, bo przysięgam, że to zrobię! – Baltku! – zawołała Agrea. – Nie możesz! Dziewczyna w jej wieku powinna jak najwięcej używać czarów! Mag jej nie słuchał. – Ty – spojrzał na Sata – jesteś prawie dorosły, więc pójdziesz dziś ze mną polować na strzygi. Chłopak bezgłośnie poruszył ustami. – Skoro nie szanujecie mojej pracy, pokażę wam, jak ją wykonywać! – grzmiał dalej mag. Jego palec wystrzelił w stronę Agrei. – A co do ciebie… – Zastanawiał się przez kilka chwil, jak i ją postawić do pionu. Blokada magii nie wchodziła w grę, strzyg też się nie bała. – A ty po prostu więcej się nie wtrącaj w moje życie, w moją pracę, w moje… wszystko! Od dawna nie był tak rozjuszony. Wpatrywał się w nich jeszcze przez kilka chwil, drżały mu powieki. Wreszcie zerwał się od stołu, obrócił na pięcie i jak burza wypadł z jadalni. Potem usłyszeli jego ciężkie kroki na schodach i szczekanie psa, gdy i na niego zaczął utyskiwać. W połowie drogi na górę Baltazar chyba przypomniał sobie o teleportacji, bo naraz ucichł. Żadne z pozostałych długo się nie odzywało. Atmosfera tak zgęstniała, że z trudem oddychali. Wreszcie Sat żałośnie jęknął: – Strzygi… Agrea machnęła ręką i wróciła do jedzenia. – Nie martw się. Mało prawdopodobne, żeby cię zabiły.
Strony:
  • 1
  • 2
  • 3 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj