Po dwudziestu latach powieść Theodore'a Sturgeona pt. Więcej niż człowiek doczekała się nowego wydania w Polsce. Książka napisana przez Amerykanina w 1952 roku ukazała się dzisiaj w ramach serii Wehikuł Czasu. Tak prezentuje się opis powieści:
Prostaczek, który jest telepatą i może zniszczyć człowieka samym spojrzeniem. Dziewczyna, która siłą woli przesuwa przedmioty. Bliniaczki, które potrafią się teleportować na dowolną odległość. Dziecko z zespołem Downa, które ma umysł geniusza. Chłopak, który dzięki swoim zdolnościom mógłby rządzić światem, ale jest zupełnie pozbawiony zasad moralnych. Sześcioro wyrzutków obdarzonych niezwykłymi talentami łączy się w jedną osobowość, Homo gestalt. To kolejny etap w ewolucji – nadczłowiek. Czy ta wspólnota odniesie się z pogardą do zwykłych ludzi i ich sobie podporządkuje? Czy odnajdzie w sobie miłość i będzie działać dla dobra ludzkości?
Dom Wydawniczy Rebis udostępnił początek powieści Więcej niż człowiek w przekładzie Jolanty Pers:

WIĘCEJ NIŻ CZŁOWIEK - FRAGMENT

Głupek żył w czarnoszarym świecie, znaczonym białymi błyskawicami głodu i przebłyskami strachu. Ubranie miał stare i podziurawione. Tu i ówdzie wyzierała goleń, ostra jako zimne dłuto, tam znów żebra sterczały przez podarty płaszcz rozwarte jak palce. Był wysoki i chudy. Miał spokojne oczy i twarz o martwym wyrazie. Mężczyźni odwracali się od niego, kobiety starały się nie patrzeć, a dzieci zatrzymywały się i gapiły. Dla głupka nie miało to znaczenia. Niczego od nich nie chciał. Gdy uderzała biała błyskawica, karmiono go. Jadł, kiedy mógł, i obywał się bez jedzenia, kiedy mógł. Jeśli nie był w stanie robić żadnej z tych rzeczy, karmiła go pierwsza osoba, której przytrafiło się stanąć z nim twarzą w twarz. Głupek nie wiedział dlaczego i nigdy się nad tym nie zastanawiał. Nie żebrał. Po prostu stał i czekał. Kiedy czyjeś oczy napotkały jego wzrok, miał w ręce monetę, kawałek chleba, jakiś owoc. Jadł, a jego dobroczyńca pospiesznie się oddalał, zmieszany, niczego nie rozumiejąc. Czasami ktoś przemawiał do niego z niepokojem albo rozmawiano o nim. Głupek słyszał dźwięki, lecz nie miały one dla niego żadnego sensu. Żył wewnątrz jakiejś rzeczywistości, oddzielnie, a cienka więź między słowem a znaczeniem została zerwana. Miał doskonały wzrok i łatwo odróżniał uśmiech od warknięcia; ani jedno, ani drugie nie mogło wywrzeć jednak wpływu na istotę, której brakowało empatii aż w takim stopniu, że sama nie śmiała się nigdy i nie była zdolna zrozumieć uczuć jego rozbawionych czy rozzłoszczonych towarzyszy. Bał się dokładnie na tyle, by móc utrzymać się przy życiu. Nie był zdolny do przewidywania czegokolwiek. Wzniesiony kij, rzucony kamień nie docierały do jego świadomości. Reagował dopiero na ich dotyk. Uciekał. Zaczynał uciekać przy pierwszym ciosie i biegł dotąd, aż razy ustały. W ten sposób uciekał przed burzą, spadającymi kamieniami, ludźmi, psami, ruchem ulicznym i głodem. Nie miał żadnych upodobań. Ponieważ miejsce, w którym przebywał, było raczej puszczą niż miastem, a on żył tam, gdzie się znalazł, żył przede wszystkim w lesie. Czterokrotnie go złapano i zamknięto. Żadne z tych wydarzeń nie miało dlań znaczenia. Raz został ciężko pobity przez towarzysza z celi, a raz, jeszcze gorzej, przez strażnika. Jeśli gdzieś było jedzenie i nie niepokojono go, zostawał. Gdy nadchodził czas ucieczki, uciekał. Sposoby ucieczki tkwiły w jego zewnętrznej powłoce; wewnętrznym rdzeniem, który miał w sobie, nie przejmował się albo nie potrafił nad nim zapanować. Kiedy jednak nadchodził czas, strażnik czy klawisz nagle stwierdzał, że stoi twarzą w twarz z głupkiem, którego tęczówki wydawały się drżeć jak wirujące koła. Bramy otwierały się i głupek uciekał, a jego dobroczyńca zajmował się czym innym, jakąkolwiek robotą, głęboko zakłopotany tym, co się mu przytrafiło.
Źródło: Rebis
Był po prostu zwierzęciem — przebywanie wśród ludzi było czymś upodlającym. Przez większość czasu był jednak zwierzęciem żyjącym z dala od ludzi. Będąc zwierzęciem w lesie, poruszał się pięknie, jak zwierzę. Zabijał jak zwierzę, bez nienawiści i bez radości. Jadł jak zwierzę, wszystko, co tylko znalazł jadalnego, a kiedy jadł (wtedy, gdy mógł), to tylko tyle, by zaspokoić­ głód, i ani odrobiny więcej. Spał jak zwierzę, dobrze i lekko, zupełnie inaczej niż człowiek, gdyż dla ludzi sen jest ucieczką, a zwierzęta muszą być przygotowane do ucieczki w czasie snu. Miał dojrzałość zwierzęcia, w której nie było już miejsca na zabawę z kociętami i szczeniętami. Nie miał poczucia humoru i nie doznawał radości. Jego życie mieściło się między przerażeniem a zadowoleniem. Miał dwadzieścia pięć lat. Nosił w sobie coś, niczym brzoskwinia pestkę, a jajko — żółtko. Było bierne, nastawione na odbiór, świadome i żywe. Jeśli było w jakikolwiek sposób połączone ze zwierzęcą powłoką, to ignorowało te powiązania. Pobierało substancję z głupka, a poza tym było go nieświadome. Był często głodny, lecz rzadko głodował. Kiedy jednak głodował, ta wewnętrzna rzecz kurczyła się odrobinę, choć prawie nie zauważała swego zmniejszenia. Będzie musiała umrzeć wraz z głupkiem, ale zupełnie nie starała się opóźnić tego wydarzenia choćby o sekundę. Dla głupka nie miała żadnej konkretnej funkcji. Śledziona, nerka, nadnercze — miały wyraźnie zdefiniowane funkcje i optymalny poziom działania. Ta rzecz jednak tylko odbierała i zapisywała. Robiła to bez słów, bez żadnego systemu kodowania; bez tłumaczenia, bez zniekształceń i bez ujścia na zewnątrz, którego można by użyć. Brała, co brała, i nie dawała niczego. Zewsząd do jej szczególnych zmysłów docierał pomruk, nadawanie. Pogrążała się w pomruku, absorbowała, gdy nadpływał, w całości. Być może porównywała go i klasyfikowała, a może tylko karmiła się nim, pobierając potrzebne składniki i odrzucając resztę w jakiś nieuchwytny sposób. Głupek nie był tego świadom. Ta rzecz w środku… Bez słów: Ciepło, kiedy wilgoć pojawi się na chwilę, ale za krótko, żeby zostało na dłużej. (Ze smutkiem): Już nigdy nie będzie ciemno. Wrażenie przyjemności. Poczucie delikatnego zgniatania i Zabierz to różowe, drapiące. Czekaj, czekaj, możesz się cofnąć, tak, możesz się cofnąć. Inne, ale prawie równie dobre. (Wrażenia senne): Tak, to jest to! To jest — och! (Alarm): Poszedłeś za daleko, wracaj, wracaj, wróć — (Skręt, nagła cisza: i jeden „głos” mniej.) …Wszystko leci do góry, coraz szybciej, szybciej, niesie mnie. (Odpowiedź): Nie, nie. Nic nie leci. Pozostaje w bezruchu; coś ciągnie cię na dół, do czegoś, to wszystko. (Wściekłość): Oni nas nie słyszą, głupcy, głupcy… Oni… Oni nie… Nie, tylko płacz, tylko hałas. Jednak bez słów. Impresja, depresja, dialog. Promyki strachu, napięte obszary świadomości, niezadowolenie. Pomruk, nadawanie, mowa, dzielenie, setki, tysiące głosów. Ale żadnego dla głupka. Nic, co się do niego odnosiło; nic, czego mógłby użyć. Był nieświadomy swego wewnętrznego ucha, gdyż było dlań bezużyteczne. Był kiepskim przykładem człowieka, ale był człowiekiem; a to były głosy dzieci, malutkich dzieci, które jeszcze nie nauczyły się, jak zaprzestać prób bycia słyszanym. Tylko płacz, tylko hałas. * * *
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj