W 1998 roku pracownicy startupu wpadli na pomysł pozyskania nowych klientów, oferując im wysyłkę za dwa centy DVD z przesłuchaniem prezydenta Billa Clintona w sprawie romansu z Moniką Lewinsky. Jak zdradza w książce Netflix. To się nigdy nie uda założyciel firmy, Marc Randolph, do tysięcy klientów przez pomyłkę trafiło nagranie z… filmem dla dorosłych. Przeczytajcie fragment książki o akcji promocyjnej Netflixa, która o mało nie zakończyła się wielkim skandalem:

Fragment książki Netflix. To się nigdy nie uda

Christina zbudowała specjalną podstronę naszego serwisu internetowego, a Eric dokończył szykowanie ustawień systemu, by ten poradził sobie z nadchodzącymi zamówieniami. Jim stworzył tanią i lekką kopertę do wysyłki. Mitch czekał w Media Galleries, by zająć się tłoczeniem kopii, gdy tylko będzie gotowy oryginał. Miał je od razu przywieźć do siedziby. Byliśmy zwarci i gotowi. Wypuściliśmy nasze ogłoszenie, serwisy internetowe już przekazywały je dalej, a my z Reedem odbywaliśmy właśnie zebranie firmowe o wpół do szóstej, kiedy otworzyły się drzwi i do naszej siedziby wszedł Mitch. Miał poplamioną i pogniecioną koszulę, a na twarzy trzydniowy zarost. Włosy sterczały mu we wszystkich kierunkach. Powiedziałbym, że wyglądał, jakby dopiero co wstał z łóżka, ale prawdą było coś wręcz przeciwnego: nie spał od niemal siedemdziesięciu dwóch godzin. Niemniej trzymał w ręku coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem. Przypominało rolkę dropsów, tylko takich w wersji XXL. Rolka miała ponad pół metra długości i prawie trzynaście szerokości. Dopiero kiedy lepiej się jej przyjrzałem, dotarło do mnie, że trzymał pięćdziesiąt płyt nałożonych na długą i wąską plastikową tubę. Pierwszy raz widziałem szpulę. Mitch wyglądał jak kupa, ale wykrzesał w sobie jeszcze odrobinę energii, żeby uśmiechnąć się szeroko, kiedy cała firma zaczęła głośno klaskać. Oto sprowadził Billa Clintona do domu. Szkoda, że historia nie skończyła się na tamtej scenie. Mogłaby wyglądać tak: prawie pięć tysięcy nowych klientów (z których każdy był właścicielem odtwarzacza DVD) przy niecałych pięciu tysiącach dolarów kosztów. Do tego obecność na łamach New York Times, Wall Street Journal, Washington Post oraz USA Today. Takiej uwagi nie zwróciłaby na siebie chyba nawet Jessica Simpson. Niestety rzeczywistość wyglądała inaczej. W następny poniedziałek Corey złapał mnie, gdy wchodziłem właśnie do biura. – Hej, w ten weekend na forach pojawiały się jakieś dziwne komentarze. – Obrócił się do swojego komputera, na którego ekranie właśnie wyświetlała się jakaś dyskusja, i zaczął nerwowo przewijać. – Widzisz? O tutaj. I tutaj. I jeszcze tu. Wszyscy utrzymują, że niby wysłaliśmy im jakieś porno. Usiadłem, żeby na to spojrzeć. Od razu poczułem nieprzyjemny ucisk w żołądku. Ludzie zdecydowanie rozmawiali na temat DVD z Clintonem. Jednak gdy twierdzili, że materiał na płycie zawierał treści pornograficzne, nie mieli na myśli tego, że zeznania prezydenta momentami nadawały się tylko dla widzów dorosłych. Nie, rzekomo wysłaliśmy im prawdziwe, pełnowymiarowe filmy pornograficzne. – Spróbuj sprawdzić, jak często się to powtarza – krzyknąłem do Coreya, pędząc już do sejfu, gdzie Jim i jego ludzie właśnie próbowali rozeznać się w zamówieniach, które spłynęły w nocy. – Jim – wydyszałem, zziajany. – Trzeba na razie zawiesić wysyłkę Clintonów. – Co się stało? – Posłał mi ten uśmiech. – Mamy już czterdzieści z wczorajszego popołudnia zapakowanych i gotowych do wysłania dzisiaj. Te też mamy na razie zatrzymać? Czy puścić? – Zatrzymaj wszystko – powiedziałem, a potem szybko wytłumaczyłem mu, co i jak, i pobiegłem do Christiny i Te. Jim dołączył do nas jakieś pół godziny później. – Na tym polega problem, szefie – oznajmił. – Widzisz? – Pokazał mi dwie płyty. Na pierwszy rzut oka wydawały się identyczne. – Pochodzą z dwóch różnych szpul, ale powinny być identyczne, jednak jak dobrze się przyjrzysz, zauważysz, w którym miejscu ta – wręczył mi jedną z nich – minimalnie się różni. Na tej nagrali pornola. Wygląda na to, że mamy ich dwie szpule. Jedna z nich została cała rozesłana. Na drugiej zostało jeszcze jakieś kilkanaście sztuk. – Oglądałeś już…? – Nie wiedziałem, jak właściwie zadać to pytanie. I znowu ten uśmiech. – Tak. Powiedzmy, że obejrzeliśmy z chłopakami wystarczająco dużo, by wiedzieć, kto jest sprawcą. Tamtego wieczoru wróciłem do ciemnego już domu. I dzięki Bogu. Nie chciałem tłumaczyć się Lorraine z tego, co musiałem zrobić. Włączyłem telewizor, uruchomiłem odtwarzacz DVD i włożyłem płytę. Kiedy zaczęła się obracać i na ekranie pojawił się obraz, od razu wiedziałem, że bohaterami oglądanego przeze mnie filmu nie będą Bill Clinton czy Monica Lewinsky, ani nawet Ken Starr. To był film pornograficzny, do tego dość paskudny. Nie musiałem dłużej go oglądać (i nie zrobiłem tego, przysięgam). Mogliśmy wiele wygrać, a tak zaliczyliśmy spektakularną wtopę. Tak już jednak bywa, gdy się chce realizować marzenia – trzeba się liczyć z tym, że wiele prób się nie powiedzie. Następnego dnia zrobiłem jedyną rzecz, jaką mogłem zrobić. Podobnie jak Bill, do wszystkiego się przyznałem. Wysłaliśmy list do każdej z niemal pięciu tysięcy osób, które wpłaciły dwa centy. Wyjaśniliśmy, co się stało, i przeprosiliśmy za zamieszanie oraz wszelkie niedogodności. Poprosiliśmy też, by odesłali nam płytę z pornografią, jeśli taką otrzymali, a my zwrócimy koszty wysyłki i z radością przekażemy im właściwe DVD. Najzabawniejsze było to, że nikt nie zgłosił się z reklamacją.
Źródło: SQN
Książka Marca Randolpha Netflix. To się nigdy nie uda ukazała się 20 maja nakładem Wydawnictwa SQN. Szukaj jej na dedykowanej stronie oraz w dobrych księgarniach w całej Polsce.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj