W przyszłym tygodniu ukaże się książka Pauliny Hendel pt. Droga dusz. Przeczytajcie fragment czwartego tomu serii Żniwiarz.
Michał jak dziś pamiętał te rozjarzone w ciemności ślepia, o których mówiła mu siostra. Kiedy miał siedem lat, zamknęła go w piwnicy i dostał ataku histerii, a Aśka zarobiła porządny opieprz od mamy. I choć już od dawna wmawiał sobie, że wyleczył się z tego irracjonalnego strachu, wciąż miał gęsią skórkę za każdym razem, kiedy schodził po słoiki.
Coś ponownie zaszeleściło w zaroślach i tym razem usłyszeli to wszyscy.
– Zwierzęta są przerażone po takiej burzy – oświadczył Paweł głosem zoologa specjalisty. – Uciekną przed nami. Zresztą w naszych lasach nie ma niebezpiecznych zwierząt.
– A dziki? – zapytał Michał.
– To wielkie tchórze.
Nastolatek uniósł brwi. Skąd ten pajac czerpał takie informacje? Ale to było to – o czymkolwiek Paweł by nie mówił, wyrażał się z tak absolutną pewnością siebie, że nawet jeśli znało się prawdę, jego kłamstwo było zbyt przekonujące, żeby w nie nie uwierzyć. A Aśka łykała przy nim wszystko jak pelikan żabę.
Przedzieranie się przez drogę zawaloną przewróconymi pniami okazało się dużo bardziej czasochłonne, niż mogli podejrzewać. Michał zastanawiał się, jakim cudem przegapili całą tę wichurę. Kiedy
byli na grillu, rozpętała się całkiem potężna burza, ale to wszystko. Skryli się w małym domku i ją przeczekali. Gdyby wiedzieli, w jakim stanie jest okolica, Michał w życiu by się stamtąd nie ruszył. A do domu prowadziła tylko ta jedna droga.
– No i gdzie są strażacy? – zaczął utyskiwać Paweł. – Oczywiście zaspali zamiast zabrać się do sprzątania tych drzew.
– Jest środek nocy – zauważył Michał. – Pewnie pomagają ludziom, których domy ucierpiały podczas wichury, albo pracują na głównych trasach. Jesteśmy na drodze gminnej, ona zawsze jest ostatnia w każdej kolejce.
– Dobra, już się tak nie wymądrzaj.
Mam nadzieję, że nie zostaniesz moim szwagrem.
Po prawej stronie rozległ się hałas. Cała trójka zamarła, nasłuchując.
– Trzeba było zostać w aucie – szepnął Michał.
– Przestań w końcu marudzić! – wybuchnęła Aśka. – Nic innego ostatnio nie robisz! Nic ci nie pasuje! Wszystko jest źle!
Wciąż krzyczała na Michała, ale chłopak przestał jej słuchać. Dudnienie było coraz bliżej. Coś dużego biegło w ich stronę do wtóru łamanych gałęzi.
– Jeżeli to rozjuszony dzik, to chyba powinniśmy zejść mu z drogi – powiedział, przerywając monolog siostry.
Aśka i Paweł zapatrzyli się na ciemny las kikutów. Tym razem nie zaprotestowali i szybkim krokiem ruszyli w stronę najbliższego przewróconego drzewa. To coś przemieszczało się w zastraszającym tempie.
– Szybciej! – krzyknął Michał.
Wyprzedził ich, po czym jednym susem przesadził gruby pień sosny. W życiu nie posądziłby samego siebie o taką sprawność. Błyskawicznie się odwrócił i złapał siostrę, która poślizgnęła się na wilgotnej korze. Sekundę później dołączył do nich Paweł i wszyscy skulili się za drzewem.
Trzask łamanych gałęzi był coraz bliżej. Rozległo się ciężkie sapanie. Michał zaryzykował wychylenie się zza pnia i ujrzał wielki, szary kształt pędzący przez drogę. Z ust Aśki wydobył się cichy pisk. Zwierzę zatrzymało się gwałtownie.
Michał przypadł do siostry i zatkał jej dłonią usta. Serce dudniło mu w klatce piersiowej jak nigdy wcześniej. Miał wrażenie, że słyszy, jak ta bestia przestępuje z nogi na nogę, węsząc. Otoczył ich smród nie do zniesienia. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność.
W końcu Paweł podniósł się nieco i zapatrzył na ciemny las.
– Poszedł sobie – szepnął.
Michał powoli odjął rękę od ust siostry, wciąż czując, jak dziewczyna drży.
– Wracajmy do auta – zaproponował jej chłopak.
– Pogrzało cię?! – wybuchnął nastolatek. – Właśnie w tamtym kierunku pobiegło to coś!
– C-co to by-było? – zapytała Aśka łamiącym się głosem.
– Nie wiem i nie chcę się dowiedzieć. – Michał jakimś cudem odnalazł w sobie spokój. – Chodźmy w stronę domu.
Złapał siostrę za rękę i pociągnął za sobą. Po kilku sekundach dołączył do nich Paweł. Najwyraźniej nie miał ochoty ani na chwilę zostawać sam.
Szli powoli, często przystając i nasłuchując. Michał miał wrażenie, że kilka razy rozległ się w oddali chichot, ale nie chciał straszyć pozostałych i postanowił to przemilczeć.
Zresztą zmęczony umysł potrafi wymyślać najróżniejsze rzeczy – przekonywał sam siebie.
Nagle gdzieś w pobliżu trzasnęło, rozległ się łomot. Paweł okręcił się wokół własnej osi, wymachując znalezioną przed momentem gałęzią. Michał miał wrażenie, jakby serce podeszło mu do gardła.
– To tylko drzewo – powiedział, a jego głos zabrzmiał nienaturalnie wysoko. Odchrząknął, starając się odzyskać normalny ton. – Było nadłamane, a teraz runęło…
Po huku zapadła martwa cisza.
– Chodźmy już – poprosiła Aśka.
Piasek zachrzęścił pod ich butami, co jakiś czas trzaskała złamana przez nich gałązka, a zniszczony las wokół wydawał się martwy.
Michał miał już serdecznie dość tej nocy. Jego nerwy były na granicy wytrzymałości. A do świtu zostało jeszcze kilka godzin. Po raz setny zadawał sobie pytanie, po cholerę jechał na tego przeklętego grilla.
Nagle coś zawyło rozdzierająco na drodze tuż przed nimi. Cała trójka zamarła.
– To… to tylko zwierzę… – Michał spróbował przekonać siebie i siostrę, która jakby wrosła w ziemię.
– Ono umiera – szepnęła.
Wycie zamieniło się w ciche pojękiwanie.
– Pewnie drzewo je przygniotło.
– Ominiemy je i tyle – postanowił Paweł.
– Nie! – zaprotestowała gwałtownie Aśka. – To pewnie sarna i jeżeli umiera, trzeba ją dobić.
– Zwariowałaś?! Sądząc po odgłosach, zaraz sama zdechnie.
Jej chłopak ruszył po przewróconym pniu w stronę lasu, ale ona nawet nie drgnęła.
– Michał? – Spojrzała na brata.
Przez chwilę walczył sam ze sobą. Z przyjemnością zrobiłby na przekór Pawłowi, jednak wiedział, że ranne zwierzęta potrafią być niebezpieczne.
Aśka podjęła decyzję za wszystkich, ruszając w stronę powoli zamierających jęków.
– Akurat teraz musiała sobie jaja wyhodować – narzekał Paweł, zawracając.
– Nic nie widzę – rzuciła dziewczyna, przedzierając się przez gęste gałęzie przewróconego świerka. – Kto ma dobrą latarkę w telefonie?
Paweł wzruszył ramionami, najwyraźniej nie zamierzając użyczać jej swojej komórki. Gdy coś szło nie po jego myśli, zawsze obrażał się na innych jak pięciolatek.
– Gdzie jesteś? – Michał wszedł między gałęzie, strzelając na boki wątłą wiązką światła.
Prawie wpadł na plecy Aśki.
– Zamilkła. Myślisz, że już nie żyje? – zapytała dziewczyna.
Chciał zaproponować, żeby po prostu ominęli to przeklęte miejsce, kiedy nagle zamiast cichego skomlenia rozległo się mlaskanie i ich uszu doszedł dźwięk dartego materiału. Ze zgrozą poświecił przed siebie. Najpierw ujrzał drobny jasnobrązowy grzbiet sarny, a po chwili wyłoniła się zza niego zakrwawiona, chyba ludzka głowa. Z ust zwisał jej ociekający kawał mięsa, jeszcze pokryty sierścią.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h