Michał jak dziś pamiętał te rozjarzone w ciemności ślepia, o których mówiła mu siostra. Kiedy miał siedem lat, zamknęła go w piwnicy i dostał ataku histerii, a Aśka zarobiła porządny opieprz od mamy. I choć już od dawna wmawiał sobie, że wyleczył się z tego irracjonalnego strachu, wciąż miał gęsią skórkę za każdym razem, kiedy schodził po słoiki. Coś ponownie zaszeleściło w zaroślach i tym razem usłyszeli to wszyscy. – Zwierzęta są przerażone po takiej burzy – oświadczył Paweł głosem zoologa specjalisty. – Uciekną przed nami. Zresztą w na­szych lasach nie ma niebezpiecznych zwierząt. – A dziki? – zapytał Michał. – To wielkie tchórze. Nastolatek uniósł brwi. Skąd ten pajac czerpał takie informacje? Ale to było to – o czymkolwiek Paweł by nie mówił, wyrażał się z tak absolutną pewnością siebie, że nawet jeśli znało się prawdę, jego kłamstwo było zbyt przekonujące, żeby w nie nie uwierzyć. A Aśka łykała przy nim wszystko jak pelikan żabę. Przedzieranie się przez drogę zawaloną przewróconymi pniami okazało się dużo bardziej czasochłonne, niż mogli podejrzewać. Mi­chał zastanawiał się, jakim cudem przegapili całą tę wichurę. Kiedy byli na grillu, rozpętała się całkiem potężna burza, ale to wszystko. Skryli się w małym domku i ją przeczekali. Gdyby wiedzieli, w ja­kim stanie jest okolica, Michał w życiu by się stamtąd nie ruszył. A do domu prowadziła tylko ta jedna droga. – No i gdzie są strażacy? – zaczął utyskiwać Paweł. – Oczywi­ście zaspali zamiast zabrać się do sprzątania tych drzew. – Jest środek nocy – zauważył Michał. – Pewnie pomagają ludziom, których domy ucierpiały podczas wichury, albo pracują na głównych trasach. Jesteśmy na drodze gminnej, ona zawsze jest ostatnia w każdej kolejce. – Dobra, już się tak nie wymądrzaj. Mam nadzieję, że nie zostaniesz moim szwagrem. Po prawej stronie rozległ się hałas. Cała trójka zamarła, nasłuchując. – Trzeba było zostać w aucie – szepnął Michał. – Przestań w końcu marudzić! – wybuchnęła Aśka. – Nic inne­go ostatnio nie robisz! Nic ci nie pasuje! Wszystko jest źle! Wciąż krzyczała na Michała, ale chłopak przestał jej słuchać. Dudnienie było coraz bliżej. Coś dużego biegło w ich stronę do wtóru łamanych gałęzi. – Jeżeli to rozjuszony dzik, to chyba powinniśmy zejść mu z drogi – powiedział, przerywając monolog siostry. Aśka i Paweł zapatrzyli się na ciemny las kikutów. Tym razem nie zaprotestowali i szybkim krokiem ruszyli w stronę najbliższego przewróconego drzewa. To coś przemieszczało się w zastraszającym tempie. – Szybciej! – krzyknął Michał. Wyprzedził ich, po czym jednym susem przesadził gruby pień sosny. W życiu nie posądziłby samego siebie o taką sprawność. Błyskawicznie się odwrócił i złapał siostrę, która poślizgnęła się na wilgotnej korze. Sekundę później dołączył do nich Paweł i wszyscy skulili się za drzewem. Trzask łamanych gałęzi był coraz bliżej. Rozległo się ciężkie sapanie. Michał zaryzykował wychylenie się zza pnia i ujrzał wielki, szary kształt pędzący przez drogę. Z ust Aśki wydobył się cichy pisk. Zwierzę zatrzymało się gwałtownie. Michał przypadł do siostry i zatkał jej dłonią usta. Serce dud­niło mu w klatce piersiowej jak nigdy wcześniej. Miał wrażenie, że słyszy, jak ta bestia przestępuje z nogi na nogę, węsząc. Otoczył ich smród nie do zniesienia. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność. W końcu Paweł podniósł się nieco i zapatrzył na ciemny las. – Poszedł sobie – szepnął. Michał powoli odjął rękę od ust siostry, wciąż czując, jak dziew­czyna drży. – Wracajmy do auta – zaproponował jej chłopak. – Pogrzało cię?! – wybuchnął nastolatek. – Właśnie w tamtym kierunku pobiegło to coś! – C-co to by-było? – zapytała Aśka łamiącym się głosem. – Nie wiem i nie chcę się dowiedzieć. – Michał jakimś cudem odnalazł w sobie spokój. – Chodźmy w stronę domu. Złapał siostrę za rękę i pociągnął za sobą. Po kilku sekundach dołączył do nich Paweł. Najwyraźniej nie miał ochoty ani na chwilę zostawać sam. Szli powoli, często przystając i nasłuchując. Michał miał wraże­nie, że kilka razy rozległ się w oddali chichot, ale nie chciał straszyć pozostałych i postanowił to przemilczeć. Zresztą zmęczony umysł potrafi wymyślać najróżniejsze rzeczy – przekonywał sam siebie. Nagle gdzieś w pobliżu trzasnęło, rozległ się łomot. Paweł okrę­cił się wokół własnej osi, wymachując znalezioną przed momentem gałęzią. Michał miał wrażenie, jakby serce podeszło mu do gardła. – To tylko drzewo – powiedział, a jego głos zabrzmiał nienatu­ralnie wysoko. Odchrząknął, starając się odzyskać normalny ton. – Było nadłamane, a teraz runęło… Po huku zapadła martwa cisza. – Chodźmy już – poprosiła Aśka. Piasek zachrzęścił pod ich butami, co jakiś czas trzaskała złama­na przez nich gałązka, a zniszczony las wokół wydawał się martwy. Michał miał już serdecznie dość tej nocy. Jego nerwy były na granicy wytrzymałości. A do świtu zostało jeszcze kilka godzin. Po raz setny zadawał sobie pytanie, po cholerę jechał na tego prze­klętego grilla. Nagle coś zawyło rozdzierająco na drodze tuż przed nimi. Cała trójka zamarła. – To… to tylko zwierzę… – Michał spróbował przekonać sie­bie i siostrę, która jakby wrosła w ziemię. – Ono umiera – szepnęła. Wycie zamieniło się w ciche pojękiwanie. – Pewnie drzewo je przygniotło. – Ominiemy je i tyle – postanowił Paweł. – Nie! – zaprotestowała gwałtownie Aśka. – To pewnie sarna i jeżeli umiera, trzeba ją dobić. – Zwariowałaś?! Sądząc po odgłosach, zaraz sama zdechnie. Jej chłopak ruszył po przewróconym pniu w stronę lasu, ale ona nawet nie drgnęła. – Michał? – Spojrzała na brata. Przez chwilę walczył sam ze sobą. Z przyjemnością zrobiłby na przekór Pawłowi, jednak wiedział, że ranne zwierzęta potrafią być niebezpieczne. Aśka podjęła decyzję za wszystkich, ruszając w stronę powoli zamierających jęków. – Akurat teraz musiała sobie jaja wyhodować – narzekał Paweł, zawracając. – Nic nie widzę – rzuciła dziewczyna, przedzierając się przez gęste gałęzie przewróconego świerka. – Kto ma dobrą latarkę w telefonie? Paweł wzruszył ramionami, najwyraźniej nie zamierzając uży­czać jej swojej komórki. Gdy coś szło nie po jego myśli, zawsze obrażał się na innych jak pięciolatek. – Gdzie jesteś? – Michał wszedł między gałęzie, strzelając na boki wątłą wiązką światła. Prawie wpadł na plecy Aśki. – Zamilkła. Myślisz, że już nie żyje? – zapytała dziewczyna. Chciał zaproponować, żeby po prostu ominęli to przeklęte miej­sce, kiedy nagle zamiast cichego skomlenia rozległo się mlaskanie i ich uszu doszedł dźwięk dartego materiału. Ze zgrozą poświecił przed siebie. Najpierw ujrzał drobny jasnobrązowy grzbiet sarny, a po chwili wyłoniła się zza niego zakrwawiona, chyba ludzka głowa. Z ust zwisał jej ociekający kawał mięsa, jeszcze pokryty sierścią.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj