Marc Guggenheim i spółka przyznali otwarcie – serial „Arrow” wymaga wprowadzenia szeregu modyfikacji, a pod niektórymi względami potrzebuje wręcz rekonstrukcji. To prawda. Trzeba jednak przyznać, że bez początkowego sukcesu produkcji The CW dziś nie mielibyśmy zapewne tak wielu komiksowych seriali – tego nikt im nie zabierze. Swój jakościowy szczyt „Arrow” osiągnął na przestrzeni 9 pierwszych odcinków 2. sezonu, wraz z kolejnymi poziom systematycznie spadał, aby w 3. sezonie sięgnąć dna. Przymiotnik mroczny zyskał tu prześmiewczy, pejoratywny odcień. „Arrow” od początku emisji był serialem wyraźnie ograniczonym (sztywny ton, marne aktorstwo, tragiczna choreografia walk, rażąco sztuczne plany zdjęciowe) – przychylne przyjęcie „The Flash” i spektakularny sukces „Daredevil” tylko te wady uwypukliły. Najwyższa więc pora na zmiany i świeże pomysły, a jeśli nie śledziliście na bieżąco doniesień, to poniższe zestawienie będzie też dla Was dobrym podsumowaniem najważniejszych nowości przed 4. sezonem. [video-browser playlist="747760" suggest=""]

1. Green Arrow

Kluczowa zmiana tyczy się już samej sekretnej tożsamości Olivera Queena. Długo wyczekiwany przydomek Green zawita wreszcie przed dotychczasowym Arrow, nawiązując tym samym do komiksowej wersji superbohatera. Nie będzie to jednak zmiana tylko z nazwy, wraz z nią heros otrzyma bowiem nowy strój, także bliższy rysowanemu pierwowzorowi. A wiadomo, że nic tak nie poprawia samopoczucia jak nowy ciuszek. To jednak nie koniec ewolucji – również nazwa miasta ulegnie modyfikacji. Starling City zastąpione zostanie przez Star City, co jest kolejnym krokiem ku bliższemu utożsamieniu się z komiksem. Wiele wskazuje na to, że podjęty zostanie także wątek wyborów na burmistrza miasta, w których udział weźmie Oliver. Jeśli scenarzyści pozostaną wierni pierwowzorowi, to są spore szanse na to, że bohater rzeczywiście obejmie tę funkcję. Tak stało się w komiksie „One Year Later Storyline” z 2006 roku, co jeszcze bardziej wzmocniło rozpoznawalność Queena. Biorąc pod uwagę ciche głosy o zbliżającym się zakończeniu serialu - jeszcze nie teraz, ale np. za 2 lata – byłoby to satysfakcjonujące zwieńczenie. Nie będzie jednak tak całkiem kolorowo. Stephen Amell stanowczo zaprzeczył możliwości zapuszczenia charakterystycznej koziej bródki. Choćby nawet serial emitowany był przez 14 sezonów, to takiego zarostu nie zobaczymy. Na stałe może i nie, ale jako easter egg, kto wie? Na razie postawiony zostanie inny ważny krok w dobrą stronę. Wendy Mericle, pełniąca funkcję producenta wykonawczego, wyjawiła, że nowy Oliver Queen będzie po raz pierwszy w historii serialu… żartował.
Źródło: materiały prasowe

2. Lżejszy ton

Już raz mu się zdarzyło. Pamiętacie pierwsze pojawienie się Barry’ego Allena? Oliver rzucił wtedy tekstem: „A twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś?”. Wyszło całkiem zabawnie, jeśli przymkniemy oko na fakt, że biorąc pod uwagę sytuację Barry’ego (ojciec w więzieniu, matka zmarła), to prawdopodobnie najbardziej nieczuły żart serialu. Tak czy siak, Marc Guggenheim zapowiada, że w 4. sezonie serial uderzy w nieco lżejszy ton i sprawi, że będzie się go oglądało przyjemniej, bez sztucznego zadęcia. Jednocześnie podkreśla jednak, że nie będzie to zmiana radykalna, a bardziej modyfikacja. Serial pozostanie wierny swoim zapędom do powagi i imitowania realizmu. Nie przeistoczy się także w obyczajówkę, a wątek romansowy Olivera i Felicity pozostać ma na drugim planie. Z uwagi na przeskok w czasie (4. sezon rozpocznie się 5 miesięcy po wydarzeniach z ostatniego finału) do swoich korzeni wrócić ma również sama Felicity. Dość z męczącą płaczliwością - pora na silną, niezdarnie zabawną i zakochaną dziewczynę, którą widzowie zdążyli wcześniej polubić. Przyznacie, że w teorii zmiany te wyglądają dobrze. Nawet jeśli żadna z nich nie przyniesie oczekiwanego skutku, to przynajmniej twórcy dali znać, że „przeczytali internet” i starają się reagować. Opublikowane zwiastuny nie rozwiewają jednoznacznie wszystkich wątpliwości, tak więc na ostateczne werdykty przyjdzie czas dopiero po premierze. Jeśli z zapowiedzi można coś jeszcze wywnioskować, to być może to, że sceny akcji i bijatyki wyglądają nieco lepiej. To równie dobrze może być złudzenie sprawnego montażu, ale faktem jest, że James Bamford, dotychczasowy koordynator scen kaskaderskich i choreografii walk, stanie w 4. sezonie za kamerą. Będzie to zaledwie jeden epizod, ale możemy to również odczytać jako sygnał wzrostu jego roli na planie. Tańcowanie na ekranie trzeba w końcu przekuć w odczuwalne, fizyczne pojedynki – nawet kosztem bardziej dynamicznej pracy kamery. [video-browser playlist="746674" suggest=""]

3. Neal McDonough

Wieść gminna niesie, że scenarzyści „Arrow” planowali zogniskować historię 3. sezonu wokół Suicide Squad. Filmowe plany studia Warner Bros. pokrzyżowały jednak plany i twórcy serialu zmuszeni ponoć zostali do przepisania fabularnego konceptu. Jak wyszło, wszyscy wiemy. Tym razem Guggenheim i writers room wiedzieli już, co mogli, a czego nie, i mieli znacznie więcej czasu na rozpisanie sensownego planu. To oczywiście plotka i traktować ją należy z odpowiednim dystansem, ale na horyzoncie jest również pozytywny i niezaprzeczalny fakt. A imię jego Neal McDonough. Oto aktor bez porównania lepszy niż Matt Nable (wcielający się w Ra's al Ghula), który ma szansę nawiązać do kreacji Manu Bennetta (Deathstroke). Sugeruje to choćby jego serialowy dorobek, w którym znajdziemy takie produkcje jak „Band of Brothers”, „Desperate Housewives”, „Justified”, „Suits”, czy „Mob City”. McDonough wcieli się w zapowiedzianego w zeszłym sezonie Damiena Darhka. Co wiemy o nim na wstępie? To bezkompromisowa postać, która nie będzie miała w sobie nawet minimum moralności. Ucieleśnienie czystego zła, książę ciemności pozbawiony strachu, ktoś, kto zrobi wszystko, by osiągnąć swój cel. Ktoś, kogo w serialu jeszcze nie było. Zamysł ciekawy, a wisienką na torcie może okazać się posiadanie tajemniczych supermocy, co zasugerował ostatni zwiastun. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że aktor nieformalnie połączy w ten sposób serialowe uniwersum DC i MCU, w którym to z powodzeniem wciela (wcielał?) się w postać „Dum Dum” Dugana.
Źródło: materiał prasowe

4. Arrow Cave 2.0

Jak nowy strój, to i nowe lokum. Team Arrow zmieni swoją dotychczasową siedzibę i przeniesie się do zupełnie nowego miejsca, które według spekulacji znajdować się ma pod Star City lub całkiem poza miastem. Swego czasu udostępniono szkic koncepcyjny nowej bazy i trzeba przyznać, że prezentuje się on co najmniej intrygująco. Marc Guggenheim tłumaczy, że stworzenie nowej lokacji wynika przede wszystkim ze zwiększonej liczby sojuszników, jaką Green Arrow ma wokół siebie. Ma to być znacznie większe miejsce, mogące pomieścić sporą grupę ludzi. Zobaczymy w nim garaż (samochód i motor na grafice wyglądają bardzo „bondowsko”), stanowisko komputerowe Felicity, stół konferencyjny i siłownię Olivera. Twórca obiecuje też niespodzianki - w nowej bazie jest sporo innych miejsc, które odkrywane będą wraz z kolejnymi odcinkami. Jeśli uda się spełnić te zapowiedzi, to nieoficjalna Arrow Cave może być jedną z bardziej ekscytujących nowości sezonu.
Fot. CW

5. Diggle dostanie kostium

Skoro była mowa o wystroju, to trzeba nadmienić, że nowy strój dostanie również John Diggle. Pomysł ten rozpatrzyć należy z dwóch stron. Przede wszystkim liczy się sam fakt, że bohater w końcu zakryje twarz. Dotychczasowe grupowe sceny, w których wszyscy poza nim paradowali w kapturach i maskach, wypadały wręcz idiotycznie. Do twórców w końcu dotarło, że Diggle jako jedyny ma żonę oraz dziecko i paradoksalnie to właśnie on ma najwięcej do stracenia. To poczytać należy za plus - lepiej późno niż wcale. Sporym pytajnikiem, a dla większości widzów ogromnym minusem jest jednak wygląd zaproponowanego kostiumu. Od szyi w dół nie można mieć zastrzeżeń. To praktyczny, czarny i względnie militarny dobór ciuchów, które w akcji powinny sprawdzić się idealnie. Problem jest z głową. Otóż Diggle zakrywa ją czymś przypominającym z przodu wariację na temat hełmu marvelowskiego Magneto. Tył jest z kolei zupełnie odsłonięty, co konstrukcją przypomina… maskę spawalniczą. Osobiście wstrzymuję się od kategorycznych ocen;  zobaczymy, jak ten „kask” sprawdzi się w ruchu. W teorii jednak wygląda na dziwaczny i niepraktyczny - nie chroni głowy przed uderzeniami, a do tego mocno ogranicza pole widzenia. Ciekawe, czy twórcy rozważali inne pomysły, takie jak np. kominiarka z wzorem (à la Crossbones w Marvelu) bądź maska hokejowa. W każdym razie będzie to nowość, która w jakimś stopniu przyciągnie widzów z powrotem przed ekrany - choćby po to, żeby mogli otwarcie ponarzekać. Co więcej, warto czekać też na pseudonim, który otrzyma Diggle. Podczas panelu na San Diego Comic Con David Ramsey żartował, że będzie to Black Driver. Ironiczne, ale brzmi złowrogo. Zobaczymy na czym stanie.
Źródło: materiały prasowe
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj