Pięćdziesiąt twarzy Greya w 365 dni

Wspomniany wcześniej Andrzej Gryżewski stwierdza jeszcze jedną rzecz, tym razem, pozytywną o samych 365 dniach. Dla wielu kobiet ta powieść to jak otwarcie drzwi do własnej seksualności i rozbudzona na nowo potrzeba odkrywania jej. A rozmawianie o kobiecej przyjemności seksualnej to nadal bardzo nowy temat. Zainteresowanych odsyłam do fantastycznego wykładu profesora Zbigniewa Lwa-Starowicza, który został udostępniony w ramach Strefy Psyche Uniwersytetu SWPS. W wykładzie zatytułowanym Seks kontrowersyjny – czyli rzecz o normach seksualnych profesor zwraca uwagę na to, kiedy potwierdzono istnienie punktu G czy odkryto budowę anatomiczną łechtaczki. Podpowiedź co do tego drugiego: kilkanaście lat temu. Ale z tym już zapraszam do wykładu profesora. Ja chcę tylko podkreślić jedno – Blanka Lipińska mówi o kobiecej stronie seksu i go pokazuje. A to jest temat istotny. Jednak z drugiej strony, też nie do końca dobrze przedstawia zasady, jakimi powinni się kierować ludzie, zwłaszcza ci, chcący spróbować trochę ostrzejszej wersji. Dlatego, że seks to nie tylko pieszczoty, pocałunki czy te wyśmiewane pięć minut, bo przecież, „wiadomo”, facet nie da dłużej rady. To dla pewnej części ludzi również wiązanie, przyduszanie czy role-playing –  udawanie jakiś osób/scenek. A także age play, gdy jedna osoba może udawać osobę w innym wieku (tak, w tym młodszą) i to wcale nie jest związane  z pedofilią. Ktoś inny może też zakładać uszy, ogonki czy całe stroje przypominające zwierzęta – i to nie oznacza, że ktokolwiek chce kopulować ze zwierzętami. To po prostu seks – miły, sympatyczny, jednocześnie brutalny i wulgarny. A głównie dziwny. Jednakże jest  w nim coś, o czym Blanka Lipińska w obronie swojej powieści zapomina – to wszystko nadal obopólna umowa. To czy ktoś będzie tracił dech, udawał gimnazjalistkę czy zakładał jakikolwiek strój – to nadal zgoda dwóch  (lub więcej!) osób, które wiedzą, na co się piszą. A jeśli cokolwiek pójdzie za daleko, istnieje słowo bezpieczeństwa, mówiące wprost, że należy przestać. U Lipińskiej tego nie ma. U Lipińskiej musisz uważać, bo możesz się przeliczyć. I tak czteroliterowe słowo s-e-k-s zamieni się w pięcioliterowe słowo. Gwałt. Żeby było jasne: nie ma nic złego w odgrywaniu gwałtu między osobami, które się na to zgadzają. Nie ma też nic złego w fantazjowaniu o gwałcie. Według artykułu z 2009 roku (choć innym niż powoływała się Lipińska, która wspominała o badaniach psychologa Justina Lehmillera ), aż 62% przebadanych kobiet przyznało się do takich marzeń. Naukowcy twierdzą, że takie fantazje to sposób na spełnianie swoich ukrytych pragnień (a nie musimy się czuć winnymi ich spełniania, nawet wyobrażeniowego – w końcu jesteśmy do nich „zmuszeni”) czy symbol otwartości seksualnej.  A co najważniejsze –  nie mają żadnego związku  z tym, jak prawdziwy gwałt wygląda. Także fantazja pozostaje fantazją, dla niektórych drastyczną i niezrozumiałą. Ale to nie oznacza, co podkreśla również profesor Michał Lew-Starowicz (syn wspomnianego wyżej Zbigniewa),  że ktokolwiek chciałby tę fantazję spełnić, zostać zmuszonym do czegoś, czego nie chce. Stracić kontrolę nad swoim ciałem. Ale to się zdarza, częściej niż powinno. Według National Sexual Violence Center w Stanach Zjednoczonych jedna na pięć kobiet i jeden na siedemdziesięciu jeden mężczyzn zostanie zgwałconych w pewnym momencie swojego życia. Oznacza to, że stawiając przed sobą mamę, babcię, siostrę i dwie koleżanki, któraś z nich mogła doświadczyć gwałtu. I możliwe, że go doświadczyła, o czym się nie mówi. W 2017 roku wybuchła afera wokół producenta Harveya Weinsteina, która zainicjowała ruch #MeToo. I wiem, że dużo czytelników NaEkranie ma co do tej akcji ambiwalentny stosunek. Jednak ja nie chcę wchodzić w dywagacje na temat tego, czy dobrze, że ten ruch się odbył, czy źle. Bo się odbył. I był mi wyjątkowo bliski, jako że pisałam na jego temat pracę magisterską, więc z każdym tematem, gdzie pojawiało się #MeToo, byłam na bieżąco. Nieważne, czy chodziło o politykę, naukę czy świat popkultury. I pamiętam również rozmowy, jakie odbywały się pomiędzy moimi znajomymi, moją rodziną czy moją mamą i jej przyjaciółkami. I pamiętam, jak jedna z nich powiedziała, jeśli chodzi o molestowanie w pracy, że „Nikt tego nie traktował jako złe, bo nikt głośno nie mówił, że to złe, więc się milczało”. I przemilcza się do teraz. Czy molestowanie, czy gwałt. Bo kto by chciał spojrzeć w lustro i pomyśleć „jestem ofiarą gwałtu/molestowania” i stanąć przed wszystkimi tego konsekwencjami? Przyjąć do wiadomości, że nie miało się kontroli nad własnym ciałem, że zostało się wykorzystywanym? Zwłaszcza gdy zrobiła to osoba, która powinna nas chronić, kochać, troszczyć się o nas? Bo tak, zbiry spod klatki też istnieją. Ale o wiele częściej są to znajomi, partnerzy, rodzina. Czyli dokładnie tacy ludzie, jak ja czy Ty, Czytelniku. Więc mamy kobietę. Wybierzmy kobietę, bo to ona jest częściej czytelniczką powieści Blanki Lipińskiej. Kobietę, która ma regularną pracę. Która coś tam słyszała o #MeToo, ale niezbyt się interesowała, bo i po co? Jej to nie dotyczy. Która (kiedyś została zgwałcona przez chłopaka, ale nikt nie nazwie tego gwałtem, ona tym bardziej, bo przecież chłop ma swoje potrzeby, mimo że nie czuła się najlepiej, ani wtedy, ani później) czyta książkę, ogląda film i widzi, że to normalne. W końcu Laura została wzięta wbrew swojej woli. A później cały czas słyszała groźbę, że jej partner nie będzie się umiał powstrzymać. Weźmy teraz mężczyznę. Mężczyznę, który rzadziej jest czytelnikiem powieści Blanki Lipińskiej, ale tacy też istnieją. Normalnego mężczyznę, ze średniego miasta. I ten nasz pan X był na imprezie i z której niewiele pamięta, ale wylądował w łóżku z obcą mu kobietą. Kobietą, która zrobiła mu zdjęcia podczas stosunku. Przecież to zabawne, prawda? Przecież (mężczyzna zawsze ma ochotę, powinien się cieszyć, że zaliczył)  podobna, choć nie taka sama, rzecz spotkała byłego chłopaka Laury i nie ma w tym nic złego. Teraz pewnie się zastanawiasz, Czytelniku, po co o tym piszę. Przecież to tylko film, średniej jakości, wiadomo, następna fantazja, sama pisałaś, że nie ma nic złego w fantazjach. Jednak film to nie tylko fantazja. W tym momencie przyjmujemy tezę filmu i samej autorki, że seks, który nie wiadomo jak przebiegnie, jest okej. Więc wszystkie osoby, które tego doświadczyły i nie mogły uciec z tej sytuacji, tylko przeżyły ją od A do Z, słyszą, że ich trauma nie powinna być traumą. Przecież znały konsekwencje. Więc to powinno oznaczać, że wszyscy mogą odetchnąć z ulgą i zapomnieć o tym doświadczeniu, bo skoro już wiadomo, że to nic przykrego, to koniec tematu, prawda? Nie do końca. Molestowanie seksualne i gwałt mogą skutkować stresem pourazowym. Stres pourazowy jest zaburzeniem, o którym częściej słyszy się przy temacie weteranów wojennych. Podkreślam: osoby po gwałcie czy molestowaniu, mogą cierpieć na to samo zaburzenie, co osoby, które przeżyły wojnę. Skutkiem tego są koszmary senne, niepokój, powracające wspomnienia, trudności z koncentracją, reakcje lękowe, często wyolbrzymione. I tak dalej, i tak dalej. A to może doprowadzić do depresji i myśli samobójczych.  I chcę to podkreślić. Nieleczona, pogarszająca się trauma i związany z nią stres mogą zakończyć się depresją i myślami samobójczymi. To ważne, zwłaszcza teraz, gdy kolejki do terapeuty na NFZ to minimum kilka miesięcy czekania. Jeśli nie rok. A za wizytę prywatnie trzeba zapłacić minimum 100 złotych. I oczywiście, są różne sposoby na ograniczenie działania stresu pourazowego. Jednak nie jest to temat do poruszania na tym portalu, zajmującym się popkulturą. Co nie zmienia faktu, że chcę opowiedzieć o jednym ze sposobów na ograniczenie tych symptomów, czyli  społecznym uznaniu. Gdy otoczenie uznaje doświadczenie tej osoby, jej tragedie, symptomy stresu pourazowego wywołanego traumą mogą się zmniejszyć. Gdy otoczenie nie uznaje i bagatelizuje sprawę (albo, co gorsza, obwinia ofiarę) – cóż, resztę znacie. I co to ma do filmu na podstawie powieści Blanki Lipińskiej? To, że żyjemy nadal w kraju winnych krótkich spódniczek. Że przenosimy winę z osoby krzywdzącej, na krzywdzoną. Że w Polsce nie istnieje temat seksu i wszystkich z tym związanych motywów. I że nawet przy tak głośnej akcji jak #MeToo, słyszeliśmy głosy z różnych stron – kobiet i mężczyzn, znanych i nieznanych – to jednak te głosy znane, najważniejsze w przestrzeni publicznej, należały do głosów amerykańskich. W Polsce tematu nie ma i nie było. Magdalena Cielecka, uznana aktorka, wypowiedziała się sceptycznie. Weronice Rosati nikt nie chce uwierzyć. W małej wsi za to młoda dziewczyna została zgwałcona przez kolegów, ale po co ona się pchała, przecież to dobrzy chłopcy byli. I w takim środowisku mamy Blankę Lipińską, której książka i film na tejże podstawie, mówi: „uważaj, o co prosisz, bo możesz to dostać, ale nie w takiej formie, o jaką prosiłaś albo na jaką jesteś gotowa”. A ten seks, co ma być w teorii przyjemnością, zmierza w inną stronę. Reasumując – nie mam nic do powieści Blanki Lipińskiej i poruszanej przez nią erotyki. Nie uznaję jednak tego za dobre, że sama pisarka przykrywa gwałt określeniami sado-maso i wprost mówi w przestrzeni publicznej, że seks bez twojej zgody jest okej. Bo nie jest. A szkoda, bo mogła wybrnąć z tego bardzo łatwo – albo podkreślając, że jej główny bohater to zły gangster, z czego wynikają jego niezdrowe i patologiczne zachowania. Albo tłumacząc się właśnie tymi fantazjami, odpowiednio podkreślając, że nikt by nie chciał czegoś takiego doświadczyć. Ona za to wybrała najgorsze wyjście z możliwych, nie tylko zamykając znów usta ofiarom, ale również wypaczając definicję seksu sadomasochistycznego. Seks z kajdankami jest fajny, póki obie osoby się zgadzają. Szkoda tylko, że w naszym kraju nie mamy ani literatury, ani filmu, który mógłby to pokazać.
fot. Next Film
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj