Wydatki na marketing pochłaniają ogromną część budżetu amerykańskich produkcji. Oprócz standardowych form reklamy (kampania telewizyjna, outdoor, prasa, internet) pojawiają się również oryginalne pomysły promocji nachodzących tytułów. Nie bez powodu każdy, kto stoi za przygotowaniem i wdrożeniem niestandardowej akcji, marzy, by ta przekształciła się w viral samoistnie udostępniany przez miliony internautów. Rozgrzany do czerwoności licznik odwiedzin na YouTube, rosnąca z sekundy na sekundę liczba share’ów, a dalej również i publikacji w mediach to sen każdego marketingowca.
Jednak nie wszystkie "pojechane" formy promocji można uznać za udane – w 2013 roku krytykowano np. akcję mającą towarzyszyć premierze Iron Mana 3. Mającą, gdyż policja skutecznie przekreśliła plany organizatorów. Warto zaznaczyć, że akcja nie była częścią oficjalnej kampanii marvelowskiego studia, ale pomysłem jednego z kin wyświetlających premierę. Co poszło nie tak? Cóż, jakbyście zareagowali, gdyby w pobliżu kina ni stąd, ni zowąd pojawił się agent S.H.I.E.L.D z bronią automatyczną w ręku? Szczególnie mając w pamięci wydarzenia z lata 2012 roku, gdy w trakcie premiery "Batmana" zginęło 12 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych… A tu kolejny film o superbohaterze, kolejna premiera. Widzowie, którzy wybrali się na film w Jefferson City (Missouri), od razu chwycili za telefony i zaczęli wydzwaniać na policję. Okazało się, że pojawienie się "uzbrojonego" mężczyzny miało jedynie uatrakcyjnić premierę, a sami organizatorzy zapewne liczyli na docenienie pomysłu i rozgłos. Ten faktycznie się pojawił, gdyż tematem zainteresowały się media tradycyjne (film poniżej) i internetowe, już dziś włączając tę akcję do grona najgorszych/najgłupszych form filmowych promocji.
Co ciekawe, zdjęcie, które zobaczycie poniżej, pochodzi z kolei z innej premiery "Iron Mana 3". Jak można jednak przeczytać w komentarzach, tu kontekst od razu był znany, "uzbrojona" ekipa nie pojawiła się znienacka, a żaden kinomaniak nie wydzwaniał na policję…
[image-browser playlist="585044" suggest=""]fot. CinemaBlend.com
Czas na właściwe zestawienie naszej szczęśliwej "siódemki". Przed Wami jedne z najciekawszych, naszym zdaniem, akcji promujących film lub serial w 2013 roku.
1. Carrie
"Oh my God, holy f***!", tak reagowali klienci jednej z nowojorskich kawiarni, gdy znaleźli się w centrum wydarzeń nie z tej ziemi. I trudno im się dziwić, w końcu większość z nas telekinezę widziała tylko w kinie lub u Davida Copperfielda (chyba nikt nie myślał, że on tak na poważnie?). Filmik ukazujący reakcję świadków, ale też i sam moment "uwolnienia mocy", rozszedł się w sieci niemalże z prędkością światła, przypominając o zbliżającej się premierze "Carrie" (18 października).
Na uwagę zasługuje realizacja akcji, gdyż o samym zaskoczeniu trudno tu mówić. Już na samym początku widzimy, jak autorzy przygotowują kawiarnię pod całą akcję, ustawiając np. zdalnie sterowane stoły czy sztuczną ściankę oraz usadzając aktorów. Jeden z nich "przypadkiem" wylewa kawę na naszą bohaterkę, która niczym Carrie mści się, używając telekinezy. Efekt? Ponad 50 milionów odsłon tylko za pośrednictwem kanału CarrieNYC na YouTube. Jeśli ktoś z Was nie miał jeszcze okazji zobaczyć filmiku, serdecznie polecamy.
To jest dopiero hardcore’owa akcja! Nic więc dziwnego, że wszyscy świadkowie brali nogi za pas. Co byście bowiem zrobili, gdyby zza plakatu reklamującego nowy horror wyłonił się główny bohater tegoż, który – co więcej – zacząłby Was gonić z nożem w ręku? Tak reklamowano "Klątwę laleczki Chucky" w Brazylii. Niczego nieświadomi pasażerowie oczekujący na autobus siadają na ławce zaraz obok citylightu (rodzaj reklamy outdoorowej, podświetlana tablica) reklamującego film. Przed momentem kulminacyjnym światła zaczynają migotać, a w końcu za plakatem pojawia się cień laleczki Chucky w akompaniamencie charakterystycznego, złowrogiego chichotu. Po chwili, rozdzierając plakat na strzępy, naszym oczom ukazuje się i sam Chucky, który bez chwili namysłu rozpoczyna pogoń za swoimi "ofiarami". Efekt? Ponad 12 mln wyświetleń, tyle samo co słynny viral nowozelandzkich linii lotniczych towarzyszący premierze pierwszej części "Hobbita". Tak się bawią w Brazylii.
3. Gra o tron
Horrory mamy za sobą. Czas na smoki! Jedną z ciekawszych akcji promocyjnych minionego roku była ta związana z debiutem trzeciego sezonu "Gry o tron" na platformie Blinkbox (brytyjskie wideo na żądanie). Latem w sieci pojawiły się doniesienia o odkryciu części szkieletu smoka na jednej z brytyjskich plaż. A było co podziwiać! Czaszka, długa na 12 metrów i wysoka na niemal 3 metry, ukazała się oczom spacerowiczów, którzy w poniedziałkowy poranek wybrali się na plażę w Dorset. Sieć zalały zdjęcia "znaleziska", a sami internauci mogli zapoznać się również z filmikiem o tym, jak powstawała smocza czaszka. Jak się okazało, był to efekt aż dwumiesięcznej pracy rzeźbiarzy.
[image-browser playlist="585045" suggest=""]www.BusinessInsider.com/ www.winteriscoming.net
W ubiegłym roku zaciekawiła nas również inna forma promocji związana z tym samym serialem. Chodzi o niestandardową reklamę prasową towarzyszącą tym razem marcowej premierze "Gry o tron". Wydawałoby się, że nic nie jest nas w stanie zaskoczyć, jeśli chodzi o stare i dobre reklamy prasowe. A tu proszę, na stronach "New York Timesa" nadrukowano cień smoka, który nachodził na treść znajdującą się również poza boxem reklamowym. Bez obaw, to nie tak, że zakochane w serialu HBO kierownictwo dziennika postanowiło nagiąć reguły, oddając reklamie część redakcyjną - tekst znajdujący się na tych stronach również był częścią kampanii. Zachwytów nad innowacyjną formą reklamy prasowej w branży nie zabrakło. I tak oto reklama wydrukowana tylko w jednym tytule zapewniła szeroki rozgłos przed premierą sezonu. W tym czasie cień smoka pojawił się również na budynku HBO.
[image-browser playlist="585046" suggest=""]
Adweek.com
Pupile Daenerys miały swoje 5 minut, teraz czas na smoczego bohatera końca minionego roku – Smauga. Twórcy "Hobbita" ponownie podjęli jakże owocną współpracę z nowozelandzkimi liniami lotniczymi. Te ostatnie najpierw wypuściły świetny filmik "Just Another Day in the Middle Earth", a następnie jako pierwsi ujawnili wizerunek Smauga nadrukowany z obu stron ponad 50-metrowego Boeinga. Pamiętacie "An Unexpected Briefing" z 2012 roku? Była to pierwsza tego typu produkcja Air New Zealand towarzysząca premierze "Hobbita", a ukazująca standardowe procedury bezpieczeństwa zaprezentowane w stylu iście hobbitowskiego świata. Na pokładzie pojawiły się postaci przypominające bohaterów z pierwszej części "Hobbita", a między fotelami pasażerów przemykał nawet sam Gollum. Filmik zdobył do dziś ponad 11 mln wyświetleń na oficjalnym kanale linii lotniczych. Jego kontynuacja z 2013 roku również stoi na wysokim poziomie, ukazując nam "codzienność" załogi i pasażerów linii lotniczych, którymi można dolecieć do samego Śródziemia. Marzenie!
Drugim uderzeniem kampanii nowozelandzkich linii było zaprezentowanie światu po raz pierwszy oblicza smoka. Z pewnością łasy pochlebstw Smaug byłby takim debiutem w pełni ukontentowany. Rozwijający prędkość nawet 900 km/h, mogący spokojnie pomieścić ponad 300 pasażerów Boeing 777-300 w wersji ze Smaugiem w pierwszej kolejności przyleciał na premierę "Hobbita" do Los Angeles. Ile byście dali za podróż taaakim samolotem?
[image-browser playlist="585047" suggest=""]https://www.facebook.com/AirNewZealand/ www.smh.com/ www.Fansided.com
Czasami zamiast w drogie reklamy i pieczołowicie przygotowywane "plany zdjęciowe", które mają przynieść światu kolejny viral, wystarczy zainwestować w człowieka. Osoby odpowiedzialne za zatrudnienie Toma Hiddlestone’a w roli Lokiego zapewne do dziś wznoszą dziękczynne modły. Co prawda nie sposób zbadać, ile osób (szczególnie wśród żeńskiej publiczności) wybrało się na "Thora" niekoniecznie po to, by samego Thora podziwiać, aczkolwiek trudno nie zaryzykować twierdzenia, że kieszenie producentów tego marvelowskiego blockbustera napełniły się jeszcze bardziej właśnie dzięki Tomowi. Bo sprawa wygląda następująco: memy, gify i tumblery z Hiddlestone'em to w ostatnich miesiącach istna internetowa powódź; widzowie MTV okrzyknęli tego brytyjskiego aktora najseksowniejszym żyjącym mężczyzną, a kolejne talk-show i inne programy rozrywkowe z jego udziałem po udostępnieniu online wywołują falę niekontrolowanych ekscytacji. Nie wspominając o nieoficjalnej armii fanek, które zowią się "hiddlestoners" (to i tak nic w porównaniu do nazwy fanek Benedicta Cumberbatcha: "cumberbitches").
[image-browser playlist="585048" suggest=""]www.Smosh.com/ KeepCalm-o-Matic.co.uk/ Tumblr.com
Jednak nie tylko one jedzą mu z ręki. Podczas ubiegłorocznego Comic-Conu w San Diego producenci "Thora" zafundowali fanom i mediom oczekującym na standardowy panel z udziałem aktorów nie lada niespodziankę. Na scenie pojawił się Loki, w pełnej charakteryzacji, który dosłownie zahipnotyzował tłum, podgrzewając atmosferę przed planowaną premierą filmu. Viral gwarantowany! My zaliczamy ten występ do jednej z ciekawszych form promocji z ubiegłego roku – tym bardziej że w akcję nie zainwestowano ani centa, a jedynie wykorzystano niewątpliwe umiejętności aktora, który obecnie potwierdza sceniczny talent, zbierając wyśmienite recenzje za rolę tytułowego Corolianusa w londyńskim Donmar Warehouse.
Loki to nie jedyny czarny charakter, którego włączono w promocję filmu. Na swojego łotra (generała Zoda granego przez Michaela Shannona) postawili również producenci "Człowieka ze stali". 2 miesiące przed światową premierą filmu oficjalna strona "Man of Steel" zaczęła "odbierać" pozaziemskie sygnały. W niektórych miejscach pojawiły się ponadto interaktywne billboardy emitujące m.in. zaszyfrowane symbole, które ostatecznie układały się w adres IP kierujący do strony IWillFindHim.com.
[image-browser playlist="585049" suggest=""]www.CinemaBlend.com
Z zaśnieżonego obrazu w końcu wyłonił się głos oraz oblicze generała Zoda, którego przesłanie brzmiało następująco: "My name is General Zod - for some time your world has sheltered one of my citizens. I request that you return this individual to my custody. To Kal-El, I say this: Surrender within 24 hours or watch this word suffer the consequences". Od tej pory zegar odliczał 24 godziny, niezliczeni fani Supermana dyskutowali na forach i w mediach społecznościowych, a samym terminem okazała się być oczywiście premiera trzeciego trailera filmu. Co ciekawe, premierę tegoż sprytnie powiązano z gościnnym występem Henry’ego Cavilla, czyli filmowego Supermana, na gali MTV Movie Awards, która odbywało się o tej samej porze.
Motyw odliczania pojawił się również w ostatniej pozycji z naszego zestawienia. Tym razem przenosimy się do Toronto w Kanadzie, gdzie w dość interesujący sposób promowano powrót "The Walking Dead" (druga połowa trzeciego sezonu). Pasażerowie, którzy do 10 lutego odwiedzali tamtejsze Union Station, mogli natknąć się na dość osobliwy zegar – zamiast godzin i minut odliczał dni, a zamiast przesuwających się wskazówek posiadał… odpadające palce. Internauci zastanawiali się ponadto, kto jest odpowiedzialny za usuwanie kolejnych części (czyli palców) z tejże instalacji. Cóż, baaardzo w klimacie "The Walking Dead".
Na kilka godzin obok zegara pojawili się nawet i sami szwendacze, na szczęście bezpiecznie przykuci łańcuchami, dzięki czemu ucieszona gawiedź mogła do woli fotografować swoich ulubieńców. Czy powinno nas dziwić, że po zakończeniu akcji (czyli odpadnięciu ostatniego palca) internauci mogli wziąć udział w równie osobliwym konkursie? Wysyłając tweet z hashtagiem #TWDFeb10 można było wygrać jeden z olbrzymich palców. Pytanie tylko, co począć z taką nagrodą.
[image-browser playlist="585050" suggest=""]
Instagram/ via hart_andrew
A Wy, drodzy Hatakowicze, co byście dodali do naszego zestawienia najciekawszych form promocji z ubiegłego roku? Z pewnością trudno wspomnieć o wszystkich interesujących akcjach, stawiając sobie za cel utworzenie listy składającej się z tylko 7 pozycji. Jesteśmy ciekawi Waszych opinii!