One Piece opowiada o Monkey D. Luffym, który wyrusza w niebezpieczną podróż w celu zdobycia tytułowego skarbu i zostania Królem Piratów. Aby spełnić swoje marzenie, musi zebrać wierną załogę oraz znaleźć statek, na którego pokładzie przepłynie wszystkie oceany. Wraz z przyjaciółmi przeżywa wiele przygód, podczas których musi mierzyć się z piechotą morską oraz piratami, poszukującymi legendarnego skarbu. Manga One Piece autorstwa Eiichiro Ody jest najpopularniejszym komiksem wydawanym w tomach – nie tylko w Japonii, ale też na świecie. Globalnie sprzedano ponad 518 milionów egzemplarzy, co pozwoliło nawet na wyprzedzenie komiksów o Batmanie, które są sprzedawane w formie zeszytowej (484 mln). Ustępuje jeszcze tylko Supermanowi (600 mln), ale przegonienie go w tych statystykach wydaje się kwestią czasu. Dobrze to obrazuje skalę sukcesu mangi One Piece, na podstawie której powstał serial anime emitowany od 1999 roku oraz piętnaście filmów animowanych z odrębnymi historiami o załodze Słomianego Kapelusza. Nie dziwi, że ktoś w końcu wpadł na pomysł, aby nakręcić aktorski serial inspirowany tą rekordową marką. A mówiąc konkretniej – miał możliwości, pieniądze i światowy zasięg, aby podjąć się tego wyzwania.
fot. Netflix
Decyzję o powstaniu aktorskiego serialu One Piece ogłoszono w 2017 roku, ale to trzy lata później Netflix potwierdził zamówienie 1. sezonu. Choć początkowo ta informacja wywołała wśród fanów radość, że w końcu ich ukochane anime doczeka się adaptacji live-action i wypłynie na szerokie wody, to pozytywne uczucie szybko zostało zastąpione niepokojem. Pojawiły się ogromne obawy – przede wszystkim dlatego, że miała za tym stać platforma Netflix, która regularnie zawodziła przy adaptacjach (i to nie tylko anime). Od razu na myśl nasuwają się: nieszczęsny Notatnik śmierci czy Cowboy Bebop, nie wspominając o Wiedźminie. W kinowych próbach ekranizacji mang sytuacja też nie wygląda najlepiej, gdy przypomnimy sobie o Dragonball: Ewolucja, Attack on Titan, niedawnych Rycerzach Zodiaku i różnie ocenianym Ghost in the Shell. Te produkcje tak mocno utrwaliły się w świadomości widzów, że przestali oni dostrzegać pewne wyjątki. Mowa tu o niezłym filmie Bleach, który co prawda ma swoje wady, ale jest całkiem przyzwoitą produkcją w duchu anime. Jest też genialny koreański Oldboy, dobry Miecz nieśmiertelnego oraz chwalony Ruroni Kenshin czy do przyjęcia Nana oraz Alita: Battle Angel. Ale tym tytułem, który daje nadzieję, że aktorska adaptacja One Piece ma szansę powodzenia, jest serial Alice in Borderland, za którym stoi właśnie Netflix. Produkcja jest widowiskowa, dynamiczna, a do tego w miarę wierna oryginalnej historii. I przede wszystkim osiągnęła międzynarodowy sukces. To pokazuje, że jeżeli są chęci i odpowiedni ludzie, to można stworzyć dobrą adaptację, która zadowoli fanów mangi oraz spodoba się widzom niezaznajomionym z materiałem źródłowym. Jednak stworzenie satysfakcjonującego aktorskiego serialu One Piece jest ekstremalnie trudnym zadaniem. Już sama presja fanów, którzy podchodzą emocjonalnie do tej historii, a co za tym idzie – mają ogromne wymagania (wspomnijmy tu o wielkiej aferze z nieprawidłowym obuwiem Luffy’ego), sprawia, że wydaje się to misją niemożliwą do zrealizowania. A jednak po obejrzeniu dwóch zwiastunów One Piece nastroje jakby się poprawiły. Serial wygląda zaskakująco dobrze, co napawa lekkim optymizmem i przekonuje, że to się może udać! I jest ku temu kilka powodów.

Aktorski One Piece będzie wierną adaptacją

Oczywiście możemy się domyślać, że w zwiastunach cwany Netflix mógł pokazać tylko te najbardziej ekscytujące momenty – i to jeszcze te, które błyskawicznie rozpozna fandom. Natomiast nie można zaprzeczyć, że pojawia się w nich bardzo wiele ikonicznych i charakterystycznych scen wyjętych niemal wprost z mangi i anime. Mamy Shanksa, który przekazuje swój słomkowy kapelusz małemu Luffy’emu oraz ratuje go przed morskimi potworami. Jest też emocjonalna scena, gdy główny bohater postanawia pomóc Nami w pokonaniu wrogów. Ponadto dostajemy przedsmak walki z innymi piratami – Buggym, Alvidą i Arlongiem. Są też sceny starcia w siedzibie marynarki oraz z egzekucji Gol D. Rogera. Naprawdę trudno się tu do czegokolwiek przyczepić. A najlepsze, że tak naprawdę to tylko króciutki, pobieżny wgląd w to, co czeka widzów. Fani wiedzą, jak wiele ważnych momentów nie pojawia się w zwiastunach, które skupiają się tylko na Luffym. A warto wiedzieć, że poznamy w miarę rozbudowane historie każdego członka załogi Słomkowego Kapelusza. W anime potrafiły one nie tylko bawić, ale też wzruszać. Bo One Piece to nie tylko dynamiczna akcja i wesoła atmosfera, ale też ciekawe wątki i barwni, wyraziści bohaterowie. Zwiastuny nie rozwiewają jednak innych wątpliwości. Twórcami, producentami wykonawczymi oraz scenarzystami są Steven Maeda oraz Matt Owens. Pierwszy z nich ma spore doświadczenie, ponieważ pracował przy solidnych, ale nie wybitnych produkcjach telewizyjnych, takich jak Zagubieni, Ocaleni, Conviction, Magia kłamstwa czy Ten sam dzień. Z kolei drugi twórca może się pochwalić tylko napisaniem scenariusza do średniego Luke’a Cage’a i Agentów T.A.R.C.Z.Y. Ich portfolia nie są imponujące. Dodajmy też, że za niektórymi odcinkami stoją scenarzyści komiksowego Iron Fist (Ian Stokes) czy Joe vs. Carole o Królu tygrysów (Laura Jacqmin). Ponadto trzeba powiedzieć, że w ośmiu odcinkach serialu scenarzyści musieli upchnąć fabułę z co najmniej 44 epizodów anime (tam kończy się wątek Arlonga), co na pewno nie było łatwą sztuką. Stąd musimy się spodziewać, że nastąpią zmiany w historii, co może się odbić na jej jakości. Wierzę, że da się poszczególne wątki tak skondensować, że będą one przejrzyste i przystępne dla widzów oraz będą wywoływać różnorodne emocje. Natomiast scenarzyści muszą się wykazać błyskotliwości i wyczuciem, aby uchwycić kluczowe momenty.
fot. Toei Animation // Netflix
Eiichiro Oda napisał list do fanów po tym, jak ogłoszono, że premiera aktorskiego serialu odbędzie się 31 sierpnia. Jego słowa o ekipie filmowej brzmią bardzo kurtuazyjnie.
Produkcja i załoga są profesjonalistami w filmach aktorskich i są również superfanami One Piece. Im większą wiedzę masz o One Piece, tym bardziej prawdopodobne jest to, że zauważysz, ile serca włożyli w ten serial.
Za sprawą listu Eiichiro Ody fani dowiedzieli się również, że twórca nakazał platformie ponowne nakręcenie wielu scen serialu. Z jednej strony jest to informacja mocno alarmująca, ale z drugiej strony to dobra wiadomość. Wiemy z doświadczenia, że netflixowych scenarzystów lubi ponosić fantazja. Sceny zostały jednak poprawione, a efekt okazał się zadowalający na tyle, że „gOda” zgodził się na wypuszczenie serialu ku wielkiej uldze jego redaktora. Natomiast trzeba było włożyć w to mnóstwo pracy, o czym też wspomniał mangaka.
Nawet gdy zdjęcia się zakończyły, było wiele scen, które produkcja zgodziła się ponownie nakręcić, bo czułem, że nie są wystarczająco dobre, aby je pokazać światu. Z drugiej strony, były też pewne kwestie, które nie brzmiały na papierze jak Luffy... Ale kiedy zobaczyłem je na ekranie, stwierdziłem: "To działa, kiedy Iñaki to mówi jako Luffy! Właściwie to świetnie działa!". Jest tyle rzeczy, które musiały zostać dokonane, aby nie wypadłoby to zbyt nienaturalnie w aktorskiej wersji.
Kto wie, czy swoją stanowczością Oda nie uratował serialu, który z góry był skazany na porażkę. Może ostatecznie spełni oczekiwania fanów.

Obsada One Piece dobrana idealnie

Obsada One Piece prezentuje się niezwykle dobrze. To jest sytuacja wręcz niespotykana, aby pod względem fizycznym aktorzy tak pasowali do postaci z animacji. Nawet w kostiumach, które też są doskonale odwzorowane, wyglądają świetnie. Iñaki Godoy to strzał w dziesiątkę – młody aktor emanuje taką samą pozytywną energią, co Luffy. Jest też do niego bardzo podobny. Emily Rudd również wydaje się pasować do Nami – sama aktorka żartowała, że urodziła się do tej roli. Zoro, w którego wciela się Mackenyu, sprawia wrażenie nieco gburowatej i poważnej postaci, ale może w serialu zaskarbi sobie nasze serca – tak samo jak w anime. Na pewno aktor zachwyci nas swoją sprawnością fizyczną oraz umiejętnościami w posługiwaniu się mieczami (wystąpił też w produkcji Rurouni Kenshin: The Final). Podobnie powinno być z Tazem Skylarem jako Sanjim, który pochwalił się w sieci treningiem i wysokimi kopniakami. Jest go dość mało w zwiastunach, aby jednoznacznie ocenić, czy to dobry wybór do roli – podobnie zresztą jest z Jacobem Romero, który gra Usoppa. Trudno powiedzieć, czy uda mu się uchwycić niecodzienny humor tego bohatera. Pozostałych członków obsady również należy pochwalić za wygląd. A są to: Michael Dorman (Gol "D" Roger), Morgan Davies (Coby), Steven John Ward (Mihawk), Vincent Regan (Garp) czy Ilia Isorelýs Paulino (Alvida). Na wyróżnienie zasługuje Jeff Ward w roli pirackiego kapitana Buggy’ego, który w całej klaunowej charakteryzacji prezentuje się kapitalnie. A w tym wypadku można było zaliczyć sporą wpadkę. Mniej przekonująco wyglądają Shanks i Arlong, ale chyba mało kto spodziewał się, że ryboludź wyjdzie dobrze.
fot. Netflix
I pewnie wielu czepialskich widzów, nieznających ciekawostek o One Piece, już zaciera ręce, aby zaatakować Netflixa za poprawność polityczną, bo obsada jest różnorodna. Warto wiedzieć, że Oda dawno temu wyjawił, jakiej narodowości byliby członkowie załogi, gdyby żyli w prawdziwym świecie. I jest to wszystko zgodne z tym, co widzimy na ekranie. W mandze Luffy byłby Brazylijczykiem – Iñaki Godoy jest Meksykaninem, ale obie narodowości reprezentują Latynosów. Zoro jest Japończykiem – tak jak Mackenyu. Nami miała być Szwedką, ale wystarczy, że w serialu jest biała. Usopp miał pochodzić z Afryki, więc gra go czarnoskóry aktor – Jacob Romero. Sanji byłby Francuzem, dlatego wciela się w niego Taz Skylar, który ma korzenie brytyjsko-hiszpańsko-arabskie, więc wciąż mamy do czynienia z przedstawicielem Europy. Oczywiście Netflix nie byłby sobą, gdyby nie wprowadził kilku drobnych zmian, ale o tym przekonamy się dopiero w serialu.  Poza tym sam Oda zachwalał obsadę w liście. Zdaje sobie też sprawę, że nie każdemu może się spodobać.
Po prostu kocham tę ekipę i obsadę tak bardzo, że nie mogę się doczekać, aż otrzymają zasłużone uznanie od całego świata. A jeśli ludzie będą mieć pewne skargi, będę tam z nimi, aby je przyjmować.
Natomiast nie da się nie zauważyć tego, że mamy do czynienia z aktorami raczej anonimowymi lub mało znanymi. Na pewno nie ma w obsadzie głośnych nazwisk – oprócz Mackenyu, który jest dość rozpoznawalny, ale raczej w Japonii. I to nie tylko z tego względu, że występuje coraz częściej w pełnometrażowych filmach, ale też jest synem legendarnego aktora kina kopanego Shin'ichiego Chiby. Jeff Ward (Buggy) mógł widzom wpaść w oko podczas sensu Agentów T.A.R.C.Z.Y. lub Nowego smaku wiśni, a Peter Gadiot (Shanks) zachwycić w Nowym smaku wiśni, Queen of the South i Supergirl. Z kolei niektórzy widzowie mogą kojarzyć McKinleya Belchera III (Arlong) z Ozark i Ptaka dobrego Boga, a Langleya Kirkwooda z Banshee i Wojownika. Natomiast Taz Skylar, Emily Rudd, Jacob Romero, a nawet Iñaki Godoy stanowią swego rodzaju zagadkę. Nie wiemy, czego możemy się po nich spodziewać, podobnie jak po pozostałych mniej znanych aktorach. Oni mogą przypominać swoich bohaterów, ale czy zagrają ich dobrze? I pytanie – czy „dobrze” spełni wygórowane oczekiwania fanów, którzy pragną idealnie odwzorowanych wersji swoich ulubionych postaci?

Wysoki budżet One Piece gwarancją sukcesu?

Szacuje się, że na każdy epizod One Piece wydano około 18 mln dolarów, więc łącznie budżet wyniósł 144 miliony dolarów. Dla porównania – to kwota podobna do filmu Barbie, ale też wyższa od finałowego sezonu Gry o tron czy Mandaloriana (oba po 15 mln dolarów na odcinek). Cowboy Bebop zapłacił „tylko” 6-7 mln na odcinek. Oczywiście wielki budżet nie gwarantuje wysokiej jakości produkcji czy angażującej historii, o czym przekonały się takie produkcje jak: Władca pierścieni: Pierścienie władzy i Cytadela. Poza tym liczby przyprawiające o zawrót głowy mogą wynikać ze wspomnianych dokrętek, na które na pewno wydano niemałe kwoty. Ale trzymajmy kciuki, żeby te wydatki były tego warte.
fot. Netflix
Na pewno dużo pieniędzy przekazano specjalistom od CGI. Efekty komputerowe w zwiastunie wyglądają bardzo dobrze. Szczególnie cieszy to, że umiejętność rozciągania się jak guma, którą posiada Luffy, prezentuje się naprawdę świetnie. To pozytywne zaskoczenie, bo jego moc jest dość groteskowa, podobnie jak Buggy’ego z jego rozczłonkowywaniem się. Na razie nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Poza tym widać też, że potwory morskie są dopracowane, a do tego popracowano nad tłem. Oby utrzymano ten wysoki poziom CGI również na przestrzeni całego serialu. Warto wspomnieć, że do skomponowania muzyki zatrudniono Sonyę Belousovą i Gionę Ostinelli, których pracę widzowie mogą kojarzyć z pierwszego sezonu Wiedźmina. Poza tym ma też pojawić się EP-ka związana z One Piece pt. A Mighty Heart Beating Like A Drum – gościnnie zaśpiewali Serj Tankian, Tarja oraz DL (Bad Wolves). Więc muzyka raczej nie zawiedzie. Natomiast trzeba przyznać, że fani na pewno chętnie usłyszeliby kultowe melodie z anime albo chociaż ich wariacje.

Zwiastun One Piece a rzeczywistość

Choć zapowiedzi rozwiały kilka wątpliwości związanych z aktorską wersją serialu – dzięki czemu można podchodzić do niego umiarkowanie pozytywnie, ale z nutą podejrzliwości – to należy pamiętać, że to może być rezultat "magii" zwiastuna. To tylko fragmenty na pokaz, aby nie zniechęcić ludzi zaznajomionych z materiałem źródłowym, a zaciekawić widzów, którzy tytułu nie znają. Jednak fani wiedzą, że One Piece jest wybitnie trudnym materiałem do adaptacji live-action. I nie chodzi o historię, która może zostać mechanicznie odwzorowana z ikonicznymi momentami czy walkami. Najważniejsze będzie oddanie ducha mangi i anime, aby serial tętnił życiem oraz emanował optymizmem i przygodą. Na pewno wiele trudności przysporzył dziecinny i specyficzny japoński humor, który nie każdemu musi odpowiadać, a przeniesienie go do aktorskiego serialu w odpowiedni sposób raczej graniczy z cudem. Kolejny aspekt to umiejętne przechodzenie między wesołymi scenami a tymi bardziej poważnymi i poruszającymi. Anime robiło to po mistrzowsku! Aktorzy muszą stanąć na wysokości zadania, aby One Piece miał dużo serca i pozytywnej energii, przyciągającej widzów. To jest prawdziwy klucz do sukcesu.
fot. Netflix

Aktorski One Piece – to się może udać!

Mimo wielu przesłanek, że One Piece może się okazać udaną adaptacją mangi i anime, fani są nastawieni sceptycznie. Zwiastuny zostały odebrane całkiem pozytywnie, ale niestety renoma Netflixa nie budzi zaufania. Ja wierzę, że będzie to przyzwoity serial. Nawet jeśli nie do końca przypadnie do gustu fandomowi, to jest szansa, że polubią go widzowie nieznający anime ani mangi – w wielu wzbudził zaciekawienie. Może serial osiągnie tak wysokie wyniki oglądalności, że powstanie 2. sezon? A nawet jeśli tak się nie stanie, to może chociaż przekonają się do obejrzenia tego wspaniałego anime, co też będzie sukcesem tego tytułu. Cokolwiek się wydarzy, czeka nas wszystkich wielka i nieco dziwna piracka przygoda!

One Piece - porównanie aktorskiego serialu z anime

fot. Netflix
+74 więcej
 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj