Jeśli wierzyć filmowcom, to każdy mieszkaniec przedmieść skrywa jakiś mroczny sekret. Idealnie przystrzyżone trawniki to zbiorowe mogiły, a w powietrzu unosi się smród wzajemnej pogardy, ledwie wyczuwalny pod zapachem drogich perfum. Dodatkowo jeżeli istnieją na świecie jakieś złe moce, to prawdopodobnie zalęgły się właśnie na typowym, amerykańskim osiedlu domków jednorodzinnych. Te moce - w formie ducha, mordercy czy demona - najprawdopodobniej zaatakują dzieci, a ich rodzice albo niczego nie zauważą, albo wręcz będą nieobecni, chyba że sprawa dotyczy indiańskich cmentarzy. Obowiązkowo wszystko wydarzy się jesienią, kiedy w najlepszym razie niebo jest zachmurzone, w kontraście do klasycznego, słonecznego obrazu przedmieść. Właśnie ten niepokojący dla widza kontrast sprawia, że twórcy horrorów tak chętnie sięgają po tę lokację. Powyższe schematy to przede wszystkim domena klasyków sprzed kilku dekad, takich jak A Nightmare on Elm Street, Halloween czy Poltergeist. Kwintesencją gatunku jest wzorowany na nich It Follows z 2014 roku. W tym horrorze 19-letnia Jay (Maika Monroe) jest prześladowana przez zawsze powoli zmierzające w jej stronę zło, mogące przybrać dowolną postać. Film jest mocno inspirowany klasyką, ale zachowuje własną, współczesną tożsamość, dzięki przeniesieniu akcji na przedmieścia Detroit - miejscami popadające w ruinę, tak różne od czystych i przyjaznych przedmieść z poprzednich lat. Jednak potworem może być również człowiek. Kryminały czy thrillery osadzone w suburbii są nieliczne i podobnie jak horrory, nie prezentują klasycznego obrazu przedmieść. Ich fabułę ciężko odnieść do codziennej rzeczywistości. Pokazują raczej przedmieścia w sytuacjach wyjątkowych, na przykład gdy zniknie jeden z członków lokalnej społeczności, jak w Prisoners i Gone Girl. W obu przypadkach cała okolica angażuje się w sprawę, choć ze skrajnie różnych powodów. W pierwszym przypadku jest to szczera chęć pomocy, a w drugim chora ciekawość. Najbardziej klasyczny obraz przedmieść, czyli taki, który dominuje w umysłach przeciętnych odbiorców, zawdzięczamy filmom dramatycznym. Idealna droga, na poboczach zaparkowane drogie samochody, skoszone trawniki, garaże z białą bramą, w każdym budynku standardowa amerykańska, nuklearna rodzina - pozornie wszystko gra, a za drzwiami domów rozgrywają się ludzkie dramaty. Taki jest punkt wyjścia, z którego skorzystało już wielu twórców. Dowolność pojawia się w samej egzekucji i wyborze poruszanego problemu. Możliwości jest wiele. American Beauty mówi o kryzysie wieku średniego, nieudanych małżeństwach, skrywanym homoseksualizmie i przemocy w rodzinie. Happiness porusza temat pedofilii, samotności i depresji. Revolutionary Road przedstawia przedmieścia jako wysysające chęć do życia i zabijające indywidualizm. Problem indywidualizmu i tego, jakie poruszenie wzbudzają wyjątkowe jednostki, podnosi także Edward Scissorhands. Little Children to problemy zagubionych dorosłych z Pokolenia X, a Elephant zagubionych nastolatków. I tak dalej. Pomysłów jest tyle, ile problemów jest w rzeczywistości, czyli mnóstwo. Można też, dla wzmocnienia efektu, wymieszać gatunki i pobawić się konwencją. Świetnie robią to filmy, które swój przekaz wzbogacają o elementy czarnej komedii, jak The Truman Show, The Stepford Wives i Pleasantville. Wszystkie wyśmiewają stereotypową, podmiejską estetykę i zachowania mieszkańców, ich ubrania, fryzury czy aranżacje wnętrz. Większość ludzi, kiedy myśli o amerykańskich przedmieściach, widzi nienaturalnie uśmiechniętych ludzi, z fryzurami żywcem wyjętymi z sit-comów z lat 50., w pastelowych sweterkach i sukienkach, zajmujących się takimi czynnościami, jak mycie samochodu, grillowanie czy przycinanie kwiatów. Truman Show wyśmiewa tę sztuczność dosłownie przedstawiając wszystkich jako aktorów, co sugeruje, że tak naprawdę nikt nie zachowuje się w ten sposób w rzeczywistości. Dzięki motywom science fiction Żony ze Stepford wyśmiewają stereotyp pasywnych gospodyń domowych i klasyczny podział ról w amerykańskiej rodzinie. Natomiast Pleasantville uderza w źródło wielu schematów: wspomniane lata 50. i kryjące się pod płaszczykiem idylli problemy, na czele z wszechobecnym rasizmem. Ostatnim - najobszerniejszym, ale i najmniej zróżnicowanym - przykładem przedstawienia przedmieść w filmach są zwykłe komedie, głównie kierowane do młodzieży. Ta wersja jest najmocniej wyidealizowana, ponieważ tego wymaga gatunek. Nikt nie oczekuje od komedii dogłębnej analizy amerykańskiego społeczeństwa. Dodatkowo jest to gatunek dosyć leniwy i dostarczający tego, czego widz oczekuje. Dlatego przedmieścia w filmach, takich jak Superbad, Ferris Bueller's Day Off czy American Pie, to jedynie miejsce akcji, wypełnione stereotypowymi postaciami, które nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Amerykańskich przedmieść jest sporo. Większość wygląda tak, jak są przedstawiane w filmach, pełne identycznych domków jednorodzinnych, ale już zamieszkujący je ludzie to inna kwestia. Hollywood ma zazwyczaj problem z zachowaniem umiaru i niewiele filmów odzwierciedla rzeczywisty obraz życia w takich miejscach, czy to w kwestii wyglądu mieszkańców, czy zwłaszcza ich zachowania. Oczywiście są wyjątki. Jednak jeżeli w Hollywood pojawia się jakiś element, który wymaga odświeżenia i powinien skorzystać na wyraźnym w ostatnich latach trendzie realistycznego przedstawiania świata, to jest to właśnie obraz przedmieść. Chociaż patrząc na zbliżający się Suburbicon, to wydaje się, że jeszcze nie skończyli tam z klasyczną formą wyśmiewania starych stereotypów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj