Podczas tegorocznego New York Comic Conu mieliśmy wielką przyjemność spotkać się z Andrew Lincolnem i porozmawiać z nim o finałowym sezonie Ricka Grimesa. Jak wyglądało pożegnanie aktora z rolą, którą grał prawie dziesięć lat.
DAWID MUSZYŃSKI: Nie sposób rozpocząć naszej rozmowy bez zadania pytania, czemu postanowiłeś nagle opuścić szeregi ekipy The Walking Dead?Andrew Lincoln: To dla mnie bardzo trudne pytanie. Ostatni tydzień spędziłem, chodząc po planie zdjęciowym i obserwując moich wspaniałych i utalentowanych kolegów, jak ciągną ten wózek dalej. Czułem dumę, patrząc na nich. A co do powodów mojego odejścia, to są one natury prywatnej i nie za bardzo chciałbym się nimi dzielić z prasą. Jak pewnie wiesz, mieszkam w innym kraju niż ten, w którym kręcimy serial. Co oznacza, że przez 80% czasu ostatniej dekady spędziłem na podróżach z dala od mojej rodziny. Moje dzieci dorosły i bardziej potrzebują ojca w swoim życiu. Ustawiłem sobie w głowie pewien termin, kiedy pożegnam się z tą produkcją i ten czas właśnie nastał.
Czyli to nie jest tak, że doszedłeś do wniosku, że wątek Ricka się po prostu wyczerpał?
Jakość serialu nigdy nie była dla mnie problemem. Obecnie uważam, że The Walking Dead jest na najwyższym poziomie od czasu trzeciego sezonu. Jakość scenariusza też jest jest na wysokim poziomie. Co widać o reakcjach fanów.
Zamierzasz jeszcze wrócić w jakiś flashbackach? Taki gościny występ w którymś z sezonów?
Starałem się przekonać twórców, by dali mi wrócić jako zombie. Bardzo bym chciał spędzić te kilka godzin w fotelu, gdy nasi specjaliści będą nakładali na mnie make up (śmiech). Wracając jeszcze do twojego pytania, to nie była łatwa decyzja. Wciąż jestem w fazie wyparcia. Jeszcze do mnie nie dotarło, że to już koniec tej przygody. Nie wiem, co mam czuć. Wszystko jest dla mnie bardzo świeże. Wiem na pewno, że spędziłem na tym planie najlepszą dekadę mojego życia. Pracowałem z ludźmi, których kocham i którzy stali się poniekąd moją rodziną. Jestem niezmiernie dumny z tego co osiągnęliśmy i tego, że serial wciąż jest na w telewizji i z roku na rok tylko umacnia swoją pozycję. Ale już czas, bym wrócił do domu.
Jesteś zadowolony z tego, jak wątek twojej postaci zostanie zakończony?
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że moje dwa ostatnie odcinki są moimi ulubionymi od czasu pilota.
No to na kogo teraz spadnie ciężar prowadzenia tego serialu, jak Ricka już nie będzie?
Z tego, co widziałem, będąc na planie, to zarówno Norman Reedus, jak i Danai Gurira wysuwają się na przywódców grupy. Sceny, które widziałem, chwyciły mnie na tyle za serce, że po wszystkim zadzwoniłem do nich i pogratulowałem świetnie wykonanej pracy. A to tylko dwie osoby z wielu, które aspirują do tego, by zostać przywódcami. Zawsze odnosiłem wrażenie, że właśnie do tego scenarzyści dążą, byśmy mieli wiele postaci z silnymi charakterami, które w ciężkich momentach są w stanie poprowadzić resztę. Bardzo bym chciał powiedzieć ci więcej na temat tego, co się wydarzy, ale nie mogę. Ten sezon jeszcze powstaje i ma w sobie tyle wspaniałych wydarzeń, które zaspojlowane stracą swoją magię. Jestem bardzo dumny z tego, w jaki sposób żegnam się z tym serialem i wydaje mi się, że fani też będą zadowoleni.
Możesz w takim razie opowiedzieć o współpracy z Samantha Morton, która w tym sezonie dołączyła do obsady w roli Alphy?
To jedna z najbardziej przerażających osób, jakie spotkałem w moim życiu. Sposób, w jaki weszła w swoją rolę, wywołuje u całej ekipy ciarki na skórze. Taka jest dobra. I mówi to człowiek, który z niejednym czarnym charakterem miał w tym serialu do czynienia! Nie chcę zdradzić, w jaki sposób poznajemy się w serialu, ale to bardzo mocna scena. Prywatnie jest oczywiście bardzo ciepłą i wspaniałą kobietą. Rozmawiałem z nią trzy dni temu i mówiła, że to jej rola życia. Twierdziła, że zazwyczaj takich bohaterów oferuje się mężczyznom, dlatego jeszcze bardziej przykłada się do tego, by ją dopracować i pokazać pełen wachlarz swoich możliwości.
Jako że pożegnałeś się już z ekipą i zakończyłeś pracę na planie, chciałbym zapytać, czy zabrałeś coś z planu na pamiątkę?
Niestety nie. Norman jest w tym specjalistą. Od lat podbiera różne rzeczy z planu. W domu ma chyba z 28 kusz. Widziałem też chyba, jak opuszcza plan na jednym z motorów (śmiech). Jedyna rzecz, jaką mam na pamiątkę, jest kurtka, którą nosiłem chyba w drugim sezonie. Była tak znoszona, że uważałem, że nikt nie zauważy jej braku. Chciałem zabrać też buty, ale nie pozwolono mi na to.
Ciekaw jestem, jak zapatrujesz się na plany rozbudowania tego uniwersum o dodatkowe seriale czy nawet film?
To wspaniały pomysł. Wydaje mi się, że jest jeszcze tyle możliwości, które nie zostały jeszcze dotknięte przez scenarzystów. Lenny niedawno przeszedł do Fear the Walking Dead, co w samo w sobie było czymś wielkim. Do tego mamy w serialu teraz 1,5-roczny przeskok w czasie, co też daje wiele możliwości. My cały czas poruszaliśmy się w sumie w obrębie jednego kraju, jednej historii. Ja bym bardzo chętnie zobaczył, co się dzieje w tym samym czasie gdzieś indziej. Może nawet w innym formacie niż ten, który obecnie realizujemy.
A uważasz, że w tym wykreowanym przez Kirkmana świecie happy end jest w ogóle możliwy? Czy to raczej jest tylko walka o przetrwanie, pod koniec której i tak każdy umrze?
Ja lubię, gdy historie kończą się szczęśliwie (śmiech). Wydaje mi się, że najciekawszym aspektem tego serialu i postaci Ricka jest bezgraniczna wiara w to, że szczęście i spokój są w zasięgu ręki. Właśnie przez względu na tę nadzieję, ludzie są w stanie za nim podążać. To scala całą grupę. Tam, gdzie jest życie, tam też jest nadzieja.
Jak wyglądał twój ostatni dzień na planie? Pojawiły się u ciebie łzy?
Wydaje mi się, że wystarczającą ilość łez zostawiłem na tym planie (śmiech). To była bardzo ważna i emocjonalna dla mnie scena. I by pokazać, jaką powagę wszyscy zachowali, powiem tylko, że gdy ja starałem się zachować powagę, leżąc na podłodze, Norman gilgotał mnie w stopy. Widzisz więc, z czym musiałem się zmierzyć. I to było wspaniałe, bo w pewien sposób oddało charakter mojej pracy z tymi wspaniałymi ludźmi. To była ciężka praca, ale też wspaniała zabawa. Moja żona doradziła mi, bym moją ostatnią scenę zagrał tak samo, jak tę w pilocie, tylko tym razem bez strachu. To była bardzo cenna rada.