Anita Sokołowska przez wiele lat grała w różnych serialach na czele z obecnie emitowanym hitem Polsatu zatytułowanym Przyjaciółki. Cały czas też pracowała z sukcesami w teatrze w Bydgoszczy i prawdopodobnie właśnie dlatego dopiero w 2019 roku zadebiutowała w kinie wraz z filmem Jak poślubić milionera. Wcześniej na wielkim ekranie widzieliśmy ją w roli epizodycznej w komedii Testosteron, ale obecnie aktorka rozkręca się w kinie i na horyzoncie pojawiają się kolejne role.  Porozmawialiśmy o Jak poślubić milionera, jej pracy nad rolą, ale także o komediach romantycznych, jej kolejnych projektach, ale także o serialach .Czy ma na nie czas? Co lubi oglądać? Przeczytajcie wywiad. ADAM SIENNICA: Na początku seansu Jak poślubić milionera leci charakterystyczna muzyka ilustracyjna, która skojarzyła mi się z romantyczną sceną z animacji Zakochany kundel. To pozwoliło mi nastawić się na pozytywną bajkę. Czy właśnie taki był cel stworzenia tego filmu? By była taka baśń o uczuciach i miłości? ANITA SOKOŁOWSKA: To dobrze, bo to przecież dobre kino. Tu nie ma co udawać, że komedie romantyczne nie są pewnym formatem i wszyscy przy takim filmie mamy się wzruszyć, uśmiechnąć. To są podstawowe warunki, jakie ten gatunek powinien spełniać, by wywołać zamierzony odbiór. I cieszę się, że ten film je wywołuje. Mam nadzieję, że widzowie też tak to odbierają i dobrze się bawią. To nie jest jakaś skomplikowana fabuła, to film o emocjach, uczuciach, prostych, przyjemnych rzeczach. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale odnoszę wrażenie, że polscy widzowie albo kochają komedie romantyczne, albo kochają je nienawidzić. Każdy film musi być dobrze zrobiony, wtedy się sam obroni, jeśli tak nie jest, to wtedy ciężko o pozytywny odbiór. Trzeba pamiętać o zasadach gatunku, że ma być lekko, łatwo, przyjemnie i ładnie, zapomnieć o tej rzeczywistości, wczuć się w tę przygodę miłosną bohaterów. U mnie to zadziałało. Pamiętam moje pierwsze wrażenie na temat twojej postaci: „ta Marta, taksówkarka to jest taka pozytywnie zwariowana postać”. To bardzo mi miło, tak ją sobie obmyśliłam, żeby była taką lekką „krejzolką”. Jak się dostaje rolę i czyta scenariusz, to człowiek się zastanawia, jaką funkcję jego postać ma spełnić i co może zrobić, żeby zagrać i przy okazji z tego czerpać przyjemność. Każdą rolę można zagrać na kilka sposobów, więc mogłam być zupełnie inną postacią, spokojniejszą, mniej spontaniczną, mającą bardziej matczyne relacje z główną bohaterką. Ja jednak lubię ryzykować, więc stwierdziłam, że skoro jest taksówkarką, to będę ją próbować w dziwny, lekko szalony sposób zbudować. I to działa, według mnie jest to najbardziej charakterystyczna postać przez to. Wyróżnia się swoimi scenami, tym co robi, jak wspiera swoją przyjaciółkę, robiąc to w sposób też zabawny. No to kamień z serca, bo najgorzej jest jak człowiek się stara, żeby było śmiesznie, a potem okazuje się, że nie wychodzi. Kiedy byłam na premierze, to słyszałam, jak ludzie śmiali się z tego, co robię, więc pomyślałam sobie „uff, spodobało się”. Bardzo się z tego cieszyłam. To jest ogólnie problem postaci drugoplanowych, łatwo jest je przegiąć. Mogłam wsadzić więcej rzeczy do tej bohaterki, miałam bardzo różne pomysły. Jak zaczynaliśmy grać, to miałam nieograniczoną fantazję, ale pomyślałam sobie, że sama nie lubię, kiedy drugoplanowe postaci kradną show. To jednak główny bohater musi być najbardziej widoczny po to, żeby narracja w filmie była spójna, a przy takim egoizmie aktorskim czasem niestety zdarza się odwrotna sytuacja, że właśnie te drugoplanowe postaci stają się ważniejsze. To też jest proste do zrobienia, bo łatwiej jest zbudować mocną postać w trzech scenach niż w całym filmie. Starałam się więc nie wyjść przed szereg, tylko wspierać główną postać Małgosi Sochy w dość lekki i zabawny sposób. Wygląda na to, że miałaś swobodę na planie, mogłaś dużo od siebie dodać. Nie miałaś wyznaczonej przez reżysera drogi? Z Filipem Zylberem spotkałam się po raz pierwszy na planie, ale wszyscy mówili mi wcześniej, że to superfacet i że bardzo dobrze, miękko się z nim pracuje. Lubi aktorów, lubi kiedy przejmują inicjatywę, podąża za ich intuicją. Rzeczywiście miałam z jego strony duże przyzwolenie na to, co robię. Pytałam go czasem, czy nie robię czegoś za mocno, szkicując tę postać i zawsze mówił, że nie, żebym szła dalej tą drogą. Moja Marta jako drugi plan w filmie nie była jakoś szczególnie zarysowana, sama wymyślałam te swoje tatuaże na rękach, z tyłu na potylicy, pierścionki, sposób ubierania się. Stwierdziłam, że trzeba ją zbudować na wszystkich poziomach. Miała tylko dziesięć scen i wszystkie musiały trafiać w punkt. Takie detale są bardzo ważne, żeby wykreować pełen obraz postaci, prawda? Tak, wielu ludzi do mnie podchodziło i mówiło, że ten pomysł z tatuażami, które nie są nachalne, ale jednak, jak te na palcach, są bardzo widoczne, na przykład, gdy prowadzę taksówkę i zapadają w pamięć. I tak miało być. Przypuszczam że twoi fani będą się zastanawiać: „Anita Sokołowska zrobiła sobie rzeczywiście tatuaże?” Jeszcze na Pudelku się nie pojawiłam! [śmiech] Jest w tym filmie scena, gdy ten starszy milioner się oświadcza, a ty podsłuchujesz pod drzwiami. Miałem wrażenie, że zaraz wybuchniesz śmiechem. Czy luźna atmosfera na planie mogła wywołać u ciebie taką reakcję? Nie, pomimo tego że klimat na planie był bardzo przyjemny, to wszystko jednak działo się w pełni profesjonalnie. Wszyscy wiedzieli, co i kiedy robić. Jeśli aktor czuje akceptację reżysera, to ta praca po prostu płynie. Jako że z Filipem pracowałam pierwszy raz, to musiałam się odważyć wysnuć swoje propozycje i nie było w mojej grze rzeczy przypadkowych, improwizowanych, a przynajmniej nie w scenach, które finalnie znalazły się w filmie. Przykładowo: taksówka Marty to bardzo stary samochód, z hamulcem ręcznym po lewej stronie, do czego kompletnie nie jestem przyzwyczajona. Była taka scena, gdy wyskakuję z samochodu, a on jedzie dalej, więc próbuję go dogonić i zaciągnąć ręczny, szukając go odruchowo po prawej stronie. Kiedy raz się tak pomyliłam, to Filip powiedział „słuchaj, zostawmy to tak. Niech ona ciągle zapomina, gdzie ma ten hamulec”. Szkoda, że to nie weszło, ale wiadomo, nie wszystko może być ważne w filmie. Komedie romantyczne mają często przesłanie, by patrzeć na miłość, nie zapominać o niej. W przypadku twojej postaci czuć przesłanie, że ta miłość może być przed nami, ale możemy być na nią ślepi. Chodzi o tego pasażera Marty, z którym jeździła od roku. Tam była jakaś iskra, której oboje zdawali się nie zauważać. Miałem wrażenie, że to miało pokazać, że czasem warto się rozejrzeć wokół siebie. Nie szukać na siłę, ale być otwartym. Bardzo trafnie to ująłeś. Patrzymy przed siebie, nie zauważając tego, co jest obok. Tak, czasem sama się śmieję, że ludzie tak bardzo są zapatrzeni w cel, w przyszłość, że zapominają o teraźniejszości, o dobrym życiu tu i teraz. Czasem trzeba się obrócić i spojrzeć inaczej na siebie i na to, co się dzieje wokół. Przesłanie mojej postaci też jest takie, że należy dać sobie w życiu tę drugą szansę, nie bać się otworzyć nowych drzwi. Skoro już wspomniałaś o przyszłości, to jaka czeka ciebie? Na pewno kolejne 20 sezonów Przyjaciółek… Bardzo lubię grać w tym serialu, cieszy mnie jego sukces i mam nadzieję, że skończy się w momencie, w którym jeszcze widzowie nas będą chcieli oglądać, a nie dlatego, że mają już dość. Zawsze lepiej kończyć z klasą. W marcu wchodzi do kin mój film Ostra, tam mam już dużo większą i zupełnie inną, dramatyczną rolę, co pozwala mi pokazać się z zupełnie innej strony i podjąć inne wyzwania. W styczniu jest premiera Furiozy, tam mam małą, ale dość istotną rolę, która zmienia szyk fabularny w tym filmie. Tam grałam z kolei panią prawniczkę. Właśnie się zastanawiałem, czy będziesz tam jedną z chuliganek... Bardzo bym chciała, ale niestety nie. A byłoby to duże wyzwanie aktorskie. Kiedy widziałam metamorfozy kolegów do tego filmu, to byłam pod ogromnym wrażeniem, że w kinie polskim ktoś lubi tak zaryzykować. Wczoraj z kolei miałam premierę teatralną, w spektaklu na podstawie scenariusza filmowego pod tytułem Jak dobrze się kłamie w miłym towarzystwie. Ludzie doskonale bawili się na tym spektaklu. To świetnie skrojony tekst, który oglądało się równie dobrze na deskach teatru, jak i w kinie. W marcu czeka mnie jeszcze jedna premiera w Teatrze Ateneum, więc na brak pracy nie narzekam. Masz tyle pracy... Znajdujesz czas, żeby jeszcze obejrzeć coś w domu albo pójść do kina? Ciężko jest, jeszcze z małym dzieckiem, to jemu się przede wszystkim oddaje wolny czas i energię. Staram się jednak znaleźć balans, czasami chodzę sobie na 10 rano do kina, jak już odprowadzę dziecko do zerówki. Staram się też jakieś seriale oglądać na komputerze, na różnych platformach streamingowych. Nie ukrywam, że uwielbiam kino, ten moment, kiedy gasną światła. Nawet lubię reklamy oglądać. Czuję się wtedy taka szczęśliwa jak dziecko, jest mi dobrze i nic więcej mi nie trzeba do szczęścia. Nie potrzebuję towarzystwa, uwielbiam chodzić sama. Zdradzisz naszym czytelnikom, jaka jest twoja ulubiona komedia romantyczna? Wszystkie z Julią Roberts. Notting Hill jest w ogóle jednym z najlepszych filmów, które widziałam, spełniającym tak wiele zadań. To świetnie opowiedziana historia i moment, w którym ona przychodzi do niego z obrazem Chagala i mówi „jestem tylko prosta dziewczyną, która stoi przed chłopakiem i prosi, żebyś ją pokochał”. To nierealnie wręcz piękna sytuacja. Ale lubię też stare filmy. Z Marilyn Monroe, z Chaplinem. Mimo że znam je bardzo dobrze, to jednak ta przyjemność oglądania na ekranie tak wielkich osobowości i dobrze skrojonych filmów jest niepowtarzalna. Grasz dużo w serialach, oglądasz również. Jakie lubisz najbardziej? Idziesz w stronę amerykańskich produkcji netflixowych, czy może preferujesz inne tytuły? Lubię seriale gatunkowe, nie lubię zwykłych, prostych obyczajowych. Peaky Blinders porwało mnie tak mocno, że niemal się popłakałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że to póki co koniec. Zrozumiałam już jak fani odczuwają te nasze przestoje między sezonami, bo sama bym chciała, żeby oni to non stop kręcili, a z drugiej strony pomyślałam, że ten główny aktor musi mieć już tak dość tego, że bez przerwy jest tym Tommym. Lubię Opowieść podręcznej, Homeland. Lubię, kiedy w historii coś się dzieje, kiedy nie jest to prosta opowieść.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj