Ania Próchniak to jedna z utalentowanych aktorek młodszego pokolenia, która podczas Tofifest 2019 była jurorką w sekcji Shortcut i promowała swój nowy film Oleg.
ADAM SIENNICA: Wydaje się, że ludzie nie do końca wiedzą, jak jurorzy podchodzą do swojej pracy na festiwalach. Jak więc do tego podchodzisz?
ANNA PRÓCHNIAK: Dla mnie okazja bycia jurorem jest mobilizacją. W tym przypadku jest to sekcja shortcut, czyli krótkie metraże trwające maksymalnie 30 minut. W konkursie są zarówno animacje, fabuły i dokumenty. To selekcja ponad 30 filmów z 2018 i 2019 roku. Większość z nich odniosła sukcesy na największych światowych festiwalach, takich jak festiwal w Cannes, Sundance czy Berlinale. Do tych filmów jest trudny dostęp, a jeżeli jesteś w jury, to oprócz tego, że masz okazję je obejrzeć to też musisz je obejrzeć. [śmiech]
Na co zwracasz uwagę podczas oglądania?
Wolałabym, żeby coś mnie zachwyciło i poruszyło, czasami to jest kwestia formy, niebanalnego użycia języka filmowego, czasami tematu czy bohatera. Zawsze szukam czegoś, czego nie widziałam do tej pory i wydaje mi się że właśnie w takich krótkich formach częściej, niż w przypadku pełnych metraży, można trafić na się coś nieprzewidywalnego, nowego, innego.
Maciej Stuhr powiedział właśnie, że w krótkich formach nie ma presji, łatwiej jest eksperymentować.
Tak, na pewno łatwiej jest też popełnić błąd; ale taki błąd może cię doprowadzić do czegoś genialnego. W krótkich metrażach twórcy mogą być odważni.
A byłaś wcześniej na Tofifeście?
Jestem drugi raz na tym festiwalu. Byłam tu dwa lata temu z filmem
Najlepszy, który zresztą wygrał wówczas nagrodę publiczności. Uważam, że to świetny festiwal. Bardzo podoba mi się to, że jest tu tak niezobowiązująco. Ten festiwal przyciąga artystów z całej Polski. Chętnie tu przyjeżdżają i wracają. Rozmawiają ze sobą, bez nadęcia, czerwonych dywanów, fleszy, więc może dzięki temu są bardziej sobą. Atmosfera jest taka domowa, luźna, po prostu ludzka.
Udało ci się zobaczyć coś więcej na Tofifeście poza krótkimi metrażami?
Tak, widziałam
Boże Ciało Janka Komasy. Obejrzałam ten film już drugi raz, bardzo mnie poruszył. Nawet bardziej za drugim razem. Widziałam też film
Młody Ahmed braci Dardenne, wybieram się na
Obywatela Jonesa i chyba tyle, nie było czasu na więcej. Dzisiaj po raz pierwszy w Polsce będzie wyświetlany film
Oleg, z obecnością twórców. Gra tam Dawid Ogrodnik, ja gram główną rolę kobiecą. Operatorem jest Bogumił Godfrejów, który osiągnął większy sukces zagranicą niż w Polsce. Film wyreżyserował Juris Kursietis. Film miał swoją światową premierę w 2019 roku w Cannes w sekcji Director’s Fortnight. Ma na swoim koncie już kilkanaście nagród na międzynarodowych festiwalach
Dowiadując się o filmie Oleg, czytałem o wniosku, że to może być film antypolski. Sądzisz, że to ma sens?
Według mnie nie jest on antypolski. To uniwersalna historia o ludziach, z silnym wątkiem dotyczącym mieszkańców Europy Wschodniej i ich marzeniach o lepszym życiu na Zachodzie. Nie chcę tutaj za bardzo spojlerować ani opowiadać, ale ten film na pewno nikogo nie ocenia.
O to właśnie chodzi, film powinien być o ludziach.
W tym filmie podział na dobrych i złych jest dosyć dyskusyjny, postaci są na tyle dobrze napisane i na tyle wielowymiarowe, że nic nie jest jednoznaczne. Nawet jeśli dopuszczają się czynów moralnie wątpliwych, nie można oceniać ich w kategorii czerni i bieli. Nie powinno się tego robić.
Coraz częściej można ciebie oglądać poza polskim kinem. Tu film łotewski, niedawno coś z Wielkiej Brytanii...
Tak, grałam w miniserialu BBC zatytułowanym
Baptiste. Jest to spin-off świetnie przyjętego przez krytyków i widzów
The Missing. To była prestiżowa produkcja pokazywana na przełomie zimy i wiosny na antenie BBC One. Świetne doświadczenie. Jakiś czas temu grałam też w thrillerze islandzkim
Vargur Vultures. Na Netflixie można obejrzeć film
Bad Day for the Cut, który kręciłam parę lat temu z Józkiem Pawłowskim, moim kolegą z
Miasta 44, w Belfaście. Tym razem zagraliśmy rodzeństwo. Film miał premierę podczas festiwalu w Sundance w sekcji Midnight. Mówiąc szczerze mocno mnie ten sukces zaskoczył, bo choć twórcy byli świetnie przygotowani i bardzo zaangażowani, była to produkcja niskobudżetowa. Kino bardzo mocno offowe. Zresztą z filmem
Oleg było bardzo podobnie.Traktowałam pracę na planie tego filmu jak swojego rodzaju eksperyment. Dużo improwizowaliśmy, duble bardzo się od siebie różniły. Z tych wersji można by zmontować kilka zupełnie różnych historii.
Czy improwizacja to jest to, co lubisz na planie?
Lubię, ale tutaj akurat ta improwizacja była w jakimś sensie ekstremalna; praktycznie niczego nie próbowaliśmy. Boguś Godfrejów jest też operatorem, który jest bardzo wyczulony na aktora – na tym, co się dzieje tu i teraz.
To co teraz masz w planach?
Nie mam za dużo do zdradzania, ale sporo się dzieje. Propozycji pojawia się coraz więcej, otrzymuję zaproszenia na castingi od reżyserów obsady, którzy pracowali przy kultowych filmach. Zdarzają się castingi do topowych hollywoodzkich produkcji. Kiedyś sobie tego nie wyobrażałam, a teraz jest to codziennością.
A masz jakąś wymarzoną rolę? Może superbohaterkę?
Chciałabym zagrać superbohaterkę, z ust mi to wyjąłeś! Ale nie wiem, czy czas na superbohaterów powoli się nie kończy. Pamiętasz taki film z Brucem Willisem
Niezniszczalny w reżyserii M. Night Shyamalana? To mój ulubiony film superbohaterski, a obejrzałam ich całkiem sporo. Podoba mi się to, że większy focus był postawiony na psychologię bohaterów i tę niejednoznaczność. Ale chętnie zagrałabym w dobrej komedii!
A co ostatnio widziałaś w kinie, co cię jakoś dotknęło?
Na przykład
Parasite, czyli zwycięzca z Cannes. Pamiętam, że na początku trochę mnie nudził, ale po 30 minutach dałam się złapać. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Drugi to
Midsommar. W biały dzień - świetny film amerykański z pogranicza gatunków. Świetne zdjęcia operatora polskiego pochodzenia Pawła Pogorzelskiego, bardzo inspirujący malarski film. Akcja dzieje się w Szwecji, ale bez problemu mogłaby mieć miejsce w Polsce.
Jakie masz podejście do fanów? Gdy podchodzą porozmawiać, pochwalić i poprosić o zdjęcie, to zgadzasz się?
Oczywiście, że tak. Jestem raczej introwertyczką i nie lubię być na świeczniku, ale takie spotkania są zwykle bardzo miłe.
Każdy aktor ma swoje metody na to, by znaleźć w sobie emocje do ważnych, poruszających scen. Pamiętam, jak Tomasz Kot powiedział mi kiedyś, że słucha do tego muzyki Hansa Zimmera. Jak ty do tego podchodzisz?
To jest indywidualna sprawa. Ja potrzebuje chwili skupienia i ciszy, to mi wystarcza. Ale wszystko zależy od mojego wcześniejszego przygotowania, od tego, jak trudna jest scena, czy jest ona fizyczna, czy emocjonalna. Kiedy na planie
Miasta 44 któryś aktor miał problem z daną sceną. Wtedy serce mocniej bije, skacze adrenalina. Tylko jest to dosyć sztucznie wywołana emocja.
To ciekawe. Jak Jan Komasa kierował pracą nad postacią?
Pamiętam, że Janek kazał myśleć o postaciach jako o tworze oddzielnym od nas, który funkcjonuje przez cały czas.
Podobała mi się ta koncepcja, że postać naprawdę żyje, a w momencie, kiedy wchodzę w scenę, moje życie spotyka się z jej życiem. Janek ma ogromną wrażliwość i umiejętność zderzania ze sobą aktorów i wyciągania z nich emocji.
Trudno nie zapytać o Boże Ciało. Myślisz, że mamy szansę na nominację do Oscara?
To jest bardzo trudne do przewidzenia. Tak jak nagrody w Gdyni często są nieprzewidywalne. A jeśli patrzymy na skalę światową, to jeszcze trudniej to oszacować. Tendencje się zmieniają, czasami spóźniasz się z filmem pół roku i nie dostajesz żadnej nominacji. Dlatego życzę powodzenia Jankowi i myślę, że nawet bez tej nominacji będzie sobie świetnie radził. A jak już dostanie tego Oscara, to mam nadzieje, że woda sodowa nie uderzy mu do głowy [śmiech].
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h